Litwa od lat szuka swojej drogi gospodarczej, czyli z czego właściwie ma żyć. Początkowo nasze władze były przekonane, że jak Szwajcaria zrobimy biznes w dziedzinie bankowości. Niestety, nie wypaliło. Było jeszcze kilka nieudanych prób.
Ostatnio mieliśmy nieźle z rolnictwem i hodowlą bydła, ale teraz nam z tym nie najlepiej idzie, bo jak wiadomo — rosyjskie embargo. I nie chodzi tu o jakość produktów, bo jest ona rzeczywiście dobra, ale o cenę. Nasza produkcja ciągle jest jeszcze bardzo droga dla Europy. I konkurentem jest Polska, bo jej produkty są znacznie tańsze, a jakość nie jest gorsza.
Dziś nie opłaca się nawet kupić małego prosiaczka na własną hodowlę, bo taki kosztuje 70 euro, a potem jeszcze prawie rok hodowli. Bardziej się opłaca kupić polskie mięso na rynku niż spożywać własne. Może warto się przerzucić na coś innego?
W Chinach pewien biznesmen od 2000 roku hoduje karaluchy, czyli jak na Wileńszczyźnie się mówi — tarakany. Początkowo mu nie było łatwo, ale dziś jest już milionerem.
Hoduje aż 10 mln tych nieproszonych „gości” w mieszkaniach i sprzedaje je na azjatyckich rynkach dla producentów kosmetyków. Jest to bowiem najtańszy sposób na produkcję proteiny.
Może więc i my przerzućmy się na hodowlę jakichś nietypowych żyjątek i wówczas podźwigniemy się gospodarczo?