I to na pewno nie jeden. Nie doczeka na zwrot obciętych z powodu kryzysu emerytur. Część długu (dla niepracujących emerytów) jest zwracana obecnie ratami.
Ale jest jeszcze część druga: zwrot zmniejszonych emerytur dla pracujących w latach 2010-2011 seniorów. A jest to dosyć „pokaźna” suma — wynosi 131 mln litów.
Ostatnio Algimanta Pobedinskienė, minister opieki socjalnej i usług, zwróciła się do rządu, by ten emerytalny dług był zwrócony prawowitym właścicielom.
Rząd propozycję zaaprobował. Teraz decyzja jest w rękach posłów, którzy mają zadecydować, czy zacząć zwracać te pieniądze od roku następnego, czy jeszcze poczekać kilka lat.
Dlaczego kilka?
Z racji najzwyklejszej, by mniej trzeba było zwracać, wszak emeryci żyć nie mogą wiecznie.
Bo, jak podaje statystyka, w ciągu czterech z górą lat (od roku 2010) na Litwie jest mniej o 120 tysięcy sędziwych osób, którzy nie doczekali na zwrot wymuszonej przez państwo „pożyczki”. Oszczędzali na wszystkim.
Wielu z nich nie miało nawet spadkobierców, którzy te grosiki po nich odziedziczyliby.
Kiedy merom zwiększano gaże prawie o drugie tyle — decyzja była natychmiastowa.
Tu panują inne reguły.
Bo nawet jeżeli Sejm i zadecyduje o zwrocie, to miałby się on odbywać ratami w ciągu czterech lat od 2016 do 2020 roku.
Czyli, na pewno nie każdy emeryt, jak ten Jaś z wiersza Konopnickiej, doczeka…