Władze znalazły sposób, żeby kolejny raz nie spełnić obietnicy danej polskiej mniejszości.
„Poczekajmy na opinię społeczników, bo Sejm ws. pisowni nazwisk jest podzielony, więc ich stanowisko pomoże podjąć decyzję” — przewodnicząca Sejmu Loreta Graužinienė wytłumaczyła, dlaczego utkwił projekt pisowni nazwisk. Według wcześniejszych obietnic, miał on być przyjęty wiosną, potem latem, w końcu odłożony do jesieni. Teraz natomiast postanowiono „zaczekać na opinię społeczników”. Jest to chyba tylko kolejny pretekst, żeby ustawy nie przyjmować w ogóle. Zresztą po co Graužinienė i Sejm mają czekać, skoro zdanie narodowców i nacjonalistów (bo to właśnie są ci „społecznicy”), jest od dawna znane — nie pozwolić. Chcą oni, żeby Polacy litewscy i ludzie innych narodowości swoje nielitewskie nazwiska pisali w swoim języku gdzieś na tyłach paszportów, gdzie taki zapis nic nie znaczy. Pod takim projektem ustawy obywatelskiej „społecznicy” zbierają właśnie podpisy. Zastanawia też, dlaczego polscy „społecznicy”, którzy z plakatami pod oknami rządu i Sejmu walczą o swoje prawa, nie potrafią zmobilizować się, by zebrać podpisy pod swoim projektem ustawy obywatelskiej — pozwolić. Postawiliby tym samym Graužinienė i Sejm przed kłopotliwym wyborem, kto ma decydujący głos ws. praw mniejszości narodowych — większość, czy jednak same mniejszości? Bo inaczej, wydaje się, rację będą mieli nacjonaliści i narodowcy, czyli „społecznicy” według Graužinienė.