Szczęśliwie miniony rok 2015 wiązał się w licznymi kryzysami światowymi — kontynuacją rosyjskiej agresji na Ukrainę, wojną w Syrii, zalewem Europy przez falę imigrantów, patową sytuacją strefy euro i innymi.
Na lokalnym podwórku można był także obserwować kryzysy polityczne, społeczne czy po prostu skandale.
Na tym tle widać doraźny charakter klasy politycznej zarówno naszej lokalnej, jak i tej, rządzącej Unią Europejską.
Dlaczego — „doraźny”?
Ano właśnie dlatego, że te nasze nieszczęsne klasy polityczne zdają się unikać jakiegokolwiek przewidywania przyszłości, radzenia sobie z problemami w ich zalążku — a jedynie się mierzą z tymi, których już się nie da zamieść pod dywan.
Właśnie taką „dojutrkowością” wykazała się Angela Merkel, która najpierw zaprosiła rzesze imigrantów do Europy, a potem próbowała zepchnąć — swój przecież problem — na inne państwa Unii.
Obecnie zaś niemieckie służby już otwarcie przyznają, że nie kontrolują niektórych miejsc w Niemczech, gdzie przestało obowiązywać europejskie prawo.
Niemieccy politycy prezentują filozofię w stylu: „Dach mi przecieka na głowę, to przesunę łóżko”.
Zaś prawdziwy gospodarz, mąż stanu — przede wszystkim naprawiłby dach. Radzenie sobie z przyczynami, a nie skutkami — wymaga jednak pracy.