Rewolucja cyfrowa sprawiła, że zasady gry dziś zmieniają się we wszystkich branżach, w tym też handlowej.
Coraz więcej osób oszczędza czas i wybiera wygodne zakupy za pomocą smartfona czy tabletu, siedząc na kanapie, zamiast chodzenia do sklepu. Toteż przedstawiciele tradycyjnych sieci handlowych obawiają się, że internetowe platformy handlowe powoli wycofają ich z rynku. Eksperci tymczasem zapewniają, że tradycyjne sklepy nadal pozostają głównym kanałem sprzedaży, mimo że trzeba liczyć się z nowymi wyzwaniami.
Z danych Departamentu Statystyki wynika, że ilość zamawianych przez internet towarów na Litwie w ubiegłym roku wzrosła o ponad 30 proc., w porównaniu do roku 2016 i sięgała prawie 360 mln euro. Jednak zdaniem Tadasa Povilauskasa, starszego ekonomisty banku SEB, podana statystyka nie odzwierciedla całego obrazu, gdyż zostały w niej uwzględnione tylko rejestrowane na Litwie sklepy internetowe. Do statystyki nie trafiły natomiast popularne, chińskie platformy handlu internetowego czy taki gigant światowy jak Amazon.
Tymczasem z niedawnych danych Eurostatu wynika, że zakupami internetowymi aktywnie zajmuje się około 29 proc. mieszkańców Litwy, podczas gdy średnia europejska sięga 48 proc. Najczęściej nasi konsumenci kupują ubranie, obuwie, towary sportowe, kosmetykę, gadżety elektroniczne oraz bilety na różnego rodzaju imprezy. Coraz więcej osób zamawia sobie przez internet nawet żywność.
– Stosunkowa wielkość zakupów internetowych na Litwie, podobnie jak w Estonii, stanowi około 4,3 proc. rynku handlu detalicznego. Na Zachodzie ten wskaźnik wynosi 10 proc. W przypadku Litwy dość trudno dokładnie ocenić rzeczywiste obroty handlu internetowego, gdyż w oficjalnych statystykach zostały uwzględnione lokalne platformy, takie jak pigu.lt, varle.lt czy Barbora. Nie uwzględniono jednak tego, że nasi mieszkańcy coraz więcej towarów, zwłaszcza ubrań i sprzętu elektronicznego, kupują za granicą, przede wszystkim w Chinach – powiedział „Kurierowi Wileńskiemu” Tadas Povilauskas.
Jak zaznaczył ekonomista, o wzroście zagranicznego handlu internetowego świadczy fakt, że w ubiegłym roku na Litwę przysłano towary o wartości 1,86 mln euro. Jest to o prawie 20 proc. więcej niż w roku 2016. Podkreślił jednak, że popularność zakupów internetowych na Litwie nie jest jeszcze na takim poziomie jak w krajach zachodnich.
– Spekulacje na temat tego, czy handel internetowy zagraża istnieniu tradycyjnych sklepów, są na razie bezpodstawne. Oczywiście, tradycyjne sklepy muszą liczyć się z faktem, że handel internetowy nabiera coraz większych obrotów. Żeby przetrwać na rynku, handlowcy muszą odpowiednio reagować i wielu to już robi stwarzając konsumentom możliwości kupna ich towarów przez internet. Dla niektórych sklepów, zwłaszcza spożywczych, dodatkowym wyzwaniem jest też możliwość ograniczenia godzin pracy oraz handlu w niedziele oraz dni świąteczne. Takie ograniczenia mogą przyczynić się do tego, że coraz więcej sklepów będzie oferowało artykuły spożywcze poprzez internet i coraz więcej osób będzie korzystało z takich ofert – powiedział Tomas Povilauskas.
Tymczasem specjalista od marketingu, Aistis Kriščiūnas, zwraca uwagę na to, że tradycyjne sklepy w przyszłości na pewno nie znikną, jednak będą musiały przejść pewną metamorfozę.
– Obecnie takiej potrzeby jeszcze nie ma, o czym świadczy chociażby fakt, że w weekendy centra handlowe są przepełnione osobami, dla których zakupy są swoistą formą spędzenia wolnego czasu. Chociaż internetowe zakupy już nie są kojarzone z „kupowaniem kota w worku”, klienci nadal chcą mieć możliwość fizycznego dostępu do towaru. Wiadomo, że zakupy internetowe ze względu na redukcję niektórych kosztów są tańsze niż w tradycyjnym sklepie, dlatego coraz więcej osób stosuje pewne zabiegi. Na przykład, jeżeli chcemy za pomocą internetu kupić sobie kurtkę czy buty, idziemy do sklepu, znajdujemy odpowiedni model i przymierzamy go. Jeżeli pasuje, to później po prostu zamawiamy upodobaną i osobiście sprawdzoną rzecz w sklepie internetowym. Być może w przyszłości będzie to już sprawa codzienna, a tradycyjne sklepy zaczną funkcjonować raczej jako salony wystawowe, oferując asortyment do kupna w internecie – rozważa w rozmowie z „Kurierem Wileńskim” Kriščiūnas.