W październiku Litwa miała sporo okazji do sprawdzenia, jak jest przygotowana na wypadek katastrofy. Na początku miesiąca odbyły się czterodniowe ćwiczenia na wypadek incydentu w powstającej przy granicy elektrowni jądrowej w białoruskim Ostrowcu.
Uczestniczyły w nich samorządy, instytucje państwowe i zagraniczni eksperci, m. in. z Polski. Przedstawiciele władz i różnych służb mogli sprawdzić, jakie są braki organizacyjne, a mieszkańcy poczuć się bezpiecznie w przekonaniu, że państwo o nich dba. Jakiś czas po ćwiczeniach nastąpił kolejny sprawdzian, tym razem już na poważnie. Skala problemu wydawała się jakby mniejsza, bo pożar w składowisku opon to nie awaria reaktora jądrowego, okazało się jednak, że w przypadku rzeczywistego zagrożenia wcale nie tak łatwo poradzić sobie z katastrofą.
Niestety – mieszkańcy Olity po tym sprawdzianie nie poczuli się wcale bezpieczniejsi. 100 km odległości między Wilnem a miejscem pożaru okazało się zbyt dużą odległością, by lokalny punkt widzenia mógł się spotkać z centralnym. Jednak tym razem Litwa naprawdę miała okazję zobaczyć, co nie działa i jakie są braki w przygotowaniu służb do reakcji na sytuację kryzysową. Był to bardzo drogi sprawdzian, a jego skutki będą odczuwalne przez lata, tym bardziej warto wyciągnąć wnioski i naprawić nieprawidłowości.