Zawarte w tytule sformułowanie pojawia się w liberalnych (a jakże) mediach przy okazji każdego kryzysu, a zatem pandemia COVID-19 nie jest wyjątkiem. Piszę „sformułowanie” nieprzypadkowo.
Otóż, pozornie jest to pytanie, natomiast dla stawiających je – nie jest ważna odpowiedź, tylko pretekst do wylania tych samych, co zwykle, smutnych kawałków ze swoich ideologicznych klisz. O tym, jak to Kościół z władzą pod rękę, o kościelnych pieniądzach, przepychu i koniecznie o pedofilii też (mimo iż powszechnie wiadomo, iż znakomita większość jej przypadków nie ma nic wspólnego z Kościołem).
Nie jest przypadkiem, że najgłośniej „gdzie jest Kościół?” krzyczą ci, którzy do kościoła nie chodzą, Kościołem gardzą i go zwalczają. Gdyby bowiem interesowała ich prawda, to by jej szukali, a nie tracili oddech na powtarzanie do znudzenia prymitywnych formułek.
Kościół jest zaś tam, gdzie zawsze, niezależnie od dziejowych burz. Na pierwszej linii. W stołówkach Caritasu, w paczkach dowożonych przez jego wolontariuszy tym, którzy bez nich by nie przeżyli. Tam są też te wiecznie wypominane pieniądze Kościoła – za które kupowane są leki, żywność, opłacane rachunki. W akcjach zbierania medykamentów i masek ochronnych dla szpitali, w misjach pomocy medycznej na całym świecie, niesionej wszystkim, bez selekcjonowania ich na podstawie wyznania, języka czy koloru skóry.
Kościół jest i niesie pomoc tam, gdzie sięga miłosierdzie Chrystusa. Wszędzie. Także tam, gdzie przewrotnie pyta się „gdzie jest Kościół?” i nie oczekuje na odpowiedź.