W czasie Wielkiego Terroru, który Stalin rozpętał w latach 1937–1938 na terenie ZSRS, co szósta rozstrzelana tam osoba była Polakiem. W ramach operacji polskiej NKWD aresztowano ponad 140 tys. obywateli ZSRS narodowości polskiej.
Po podpisaniu traktatu ryskiego, który de iure zakończył wojnę polsko-bolszewicką, spora część ludności polskiej pozostała na terenie Rosji sowieckiej. Początkowo władze sowieckie stosowały tzw. politykę korienizacji, w ramach której narody nierosyjskie otrzymywały autonomię. Próbowano m.in. „stworzyć” sowieckiego Polaka.
I tak w 1925 r. na Ukrainie powstał Polski Rejon Narodowy im. Juliana Marchlewskiego, potocznie zwany Marchlewszczyzną, na terenie którego działały polskie szkoły oraz czytelnie. Była wydawana polska gazeta. Siedem lat później na Białorusi powołano do życia Dzierżowszczyznę, czyli Polski Rejon Narodowy im. Feliksa Dzierżyńskiego.
„Polsko-szpiegowski brud”
Po kilku latach polityka Kremla względem Polaków zmieniła się. W 1935 r. zlikwidowano polski rejon na Ukrainie, a w 1937 r. – na Białorusi. W tym też roku, 11 sierpnia, szef NKWD Nikołaj Jeżow wydał rozkaz nr 00485 skierowany przeciwko miejscowym Polakom.
Zgodnie z rozkazem ludowego komisarza aresztowani mieli zostać członkowie następujących grup: wszyscy pozostali przy życiu polscy jeńcy wojenni wojny polsko-bolszewickiej lat 1919–1921; wszyscy polscy uchodźcy i imigranci do Związku Sowieckiego; wszyscy członkowie polskich partii politycznych, a także wszyscy „działacze antysowieccy” z polskojęzycznych obszarów ZSRS. Generalnie chodziło o wszystkich Polaków zamieszkałych na terenie ZSRS. Dochodziło do tego, że aresztowano także osoby o polsku brzmiących nazwiskach.
Operacja rozpoczęła się 20 sierpnia 1937 r. Już po kilku tygodniach Jeżow pisał do Stalina, że jego funkcjonariuszom udało się wykryć ponad 20 tys. „polskich szpiegów”. Zdaniem głównego enkawudzisty polscy szpiedzy byli wszędzie: w zbrojeniówce, wojsku sowieckim, a nawet w samym NKWD. „Bardzo dobrze! Kopcie i czyśćcie nadal ten polsko-szpiegowski brud. Niszczycie go w interesie Związku Sowieckiego” – odpisał Stalin.
W ramach operacji polskiej rozstrzelano m.in. kompozytora Bolesława Przybyszewskiego, syna poety Stanisława, oraz poetę Brunona Jasieńskiego.
Od sierpnia 1937 do listopada 1938 r. specjalnie wyznaczone „trójki” skazały na śmierć lub łagier 139 835 Polaków, z których zamordowano 111 091. Pozostałych zatrzymanych wysłano do łagrów. Na Sybir i do Kazachstanu deportowano ponad 100 tys. osób narodowości polskiej.
Władze sowieckie przeprowadziły także inne operacje narodowościowe wymierzone w: Niemców, Bułgarów, Łotyszy, Białorusinów i Finów. Nie miały jednak tak masowego wymiaru jak operacja polska. Polacy stanowili prawie 45 proc. ofiar wszystkich operacji narodowościowych.
Rana wodza czy paranoja systemu?
Do końca nie wiadomo, dlaczego gniew sowieckiego reżimu w pierwszej kolejności skierowano przeciwko Polakom. „Jak powiedział mój ukraiński znajomy, w latach Wielkiego Terroru być Polakiem w ZSRS było tym samym, co być Żydem w hitlerowskich Niemczech. W 1937 r. Polakowi mężczyźnie trudno było uniknąć rozstrzelania albo nie trafić do łagru. Z opublikowanych na Białorusi dokumentów wynika, że gdy do polskiej wioski podjeżdżał samochód NKWD, to cała ludność uciekała do lasu, wszyscy zdawali sobie sprawę, że mogą zostać rozstrzelani. Co szósty rozstrzelany w paszporcie miał zapisane »Polak«. Zginęło wówczas 20 proc. polskiej ludności w ZSRS. (…) Na przykład na Białorusi rozstrzelano 90 proc. Polaków. Ze 140 tys. aresztowanych zwolniono tylko… 40 osób. Dlaczego Polacy? Bo Stalin chciał mieć straszak. Kto nim mógł być? Niemcy, z którymi nie było wspólnej granicy? Małe Finlandia i Litwa? Nie, Polska, która wygrała wojnę 1920 r. Ta rana u Stalina nigdy się nie zagoiła” – mówił przed kilkoma laty w Radiu Swoboda Nikołaj Iwanow, sowiecki dysydent, historyk pracujący na Uniwersytecie Opolskim
Iwanow jeszcze na początku lat 90. powołał Stowarzyszenie „Straż Mogił Polskich na Wschodzie”, które zajmuje się wyszukiwaniem, dokumentowaniem i upamiętnianiem miejsc martyrologii Polaków i innych obywateli polskich na Wschodzie.
Z kolei Aleksiej Babij, historyk, kierownik krasnojarskiego oddziału Stowarzyszenia „Memoriał”, które od końca lat 80. zajmuje się w Rosji badaniami nad sowieckimi represjami, nie dopatruje się przyczyn operacji w osobistej niechęci Stalina do Polaków i Polski.
„Faktycznie pochód na Polskę w 1920 r. w dużym stopniu nie udał się – z winy Stalina. Jednak nie tłumaczyłbym wszystkich faktów specyfiką psychiki wodza. Stalin jest tylko symbolem systemu, który ukształtował się w latach 20. ubiegłego wieka i działa do dnia dzisiejszego. Tak, represje, zwłaszcza w latach 1937–1938, miały charakter paranoidalny. To była jednak nie osobista paranoja Stalina, ale wada całego systemu. Złowieszcza Polska Organizacja Wojskowa egzystowała tylko w wyobraźni współpracowników NKWD. Tak naprawdę POW przestała działać już w 1922 r. Polski wywiad nie był w stanie stworzyć sieci ponad 100 tys. szpiegów. Sama konstrukcja rozkazu [Jeżowa] zezwalała zaś na aresztowanie każdego Polaka” – pisał na łamach opozycyjnego rosyjskiego dziennika „Nowaja Gazieta” historyk.
Upamiętnienie
Sejm RP dwukrotnie przyjmował uchwały upamiętniające ofiary operacji polskiej NKWD. „Sejm RP oddaje cześć pamięci 150 tys. Polaków zamordowanych przez NKWD w latach 1937–1939 w ramach tzw. operacji polskiej w czasie Wielkiego Terroru. Sejm wyraża wdzięczność działaczom rosyjskiego Stowarzyszenia »Memoriał« oraz tym historykom rosyjskim i ukraińskim, którzy podtrzymują pamięć o ludobójstwie dokonanym na naszych niewinnych rodakach” – czytamy w uchwale z 2009 r.
Trzy lata później przyjęto kolejną uchwałę. „Operacja polska była największą operacją NKWD dotyczącą zbiorowo członków konkretnej narodowości, w tym wypadku polskiej. Akcja objęła wszystkich Polaków bez względu na przynależność klasowo-społeczną. Decydowało wyłącznie pochodzenie. Sejm RP apeluje do rządu polskiego oraz wszystkich władz samorządowych o godne upamiętnienie tej dramatycznej, a bardzo często zapomnianej zbrodni” – podkreślono w akcie prawnym z 2012 r.
Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym “Kuriera Wileńskiego” nr 32(91) 08-14/08/2020