Więcej

    Zamrażane i odmrażane konflikty

    Na Zakaukaziu znowu wybuchła wojna o Górski Karabach. Konflikt o te tereny pomiędzy Azerbejdżanem i Armenią trwa już od kilkuset lat, ale na nowo zaczął się w końcu lat 80. minionego stulecia. I przez ponad 30 lat pochłonął blisko 20 tys. ofiar ludzkich. Nie zamierzam zajmować żadnej strony w tym konflikcie. Chodzi o to, że ten problem jest znacznie szerszy.

    Wychodzi poza Kaukaz. W schedzie po dawnym Związku Sowieckim i Imperium Rosyjskim pozostał cały pakiet podobnych konfliktów. Konfliktów zamrożonych, ale w niektórych miejscach co jakiś czas wybuchających z nową siłą. Ich geografia jest szeroka: Naddniestrze w Mołdawii, Osetia Południowa i Abchazja w Gruzji. I w tym samym szeregu znalazły się ukraińskie Krym i Donbas. Co łączy te wszystkie punkty zapalne? W każdym z konfliktów ogromną, a najczęściej decydującą rolę odgrywa Rosja, wykorzystująca do tego mniejszości narodowe. Rosja w miarę swoich potrzeb odgrzewa, a potem zamraża te konflikty, występując w roli mediatora i rozjemcy, żeby za jakiś czas te krwawe spory odżywały na nowo. Trzyma tym samym zwaśnione kraje i narody we własnej strefie wpływów.

    A w przypadku Krymu Rosja zdecydowała się na całkowitą inkorporację terytorium sąsiedniego państwa. Bardzo niewiele brakowało, żeby takie zamrożone konflikty powstały w krajach bałtyckich. Na Łotwie i w Estonii w tym celu wykorzystano mniejszość rosyjską. Z kolei na Litwie – Polaków. Wileński okręg autonomiczny staraniem sowieckiej agentury, która na przełomie lat 80. i 90. energicznie podsycała antypolskie nastroje wśród Litwinów i antylitewskie wśród Polaków, z łatwością mógł się stać drugim Naddniestrzem czy Abchazją. Gdyby ten plan się powiódł, polsko-litewskie relacje zostałyby pogrzebane na bliżej nieokreśloną perspektywę, blokując tym samym przystąpienie obydwu krajów do NATO i UE.

    Na szczęście zarówno Litwinom, jak i Polakom na Wileńszczyźnie udało się wówczas uniknąć eskalacji konfliktu. Czy na zawsze? Wszystko zależy w pierwszej kolejności od nas, Litwinów i litewskich Polaków. Od tego, czy litewska większość wyrzeknie się zamiarów odniesienia – jak to powiedział pewien wpływowy, ale dzisiaj na szczęście emerytowany litewski polityk – „historycznego zwycięstwa nad Polakami na Wileńszczyźnie” oraz od tego, czy Polacy na Wileńszczyźnie poczują, że Republika Litewska to nasza wspólna ojczyzna i dobro, o które powinniśmy dbać wspólnie.


    Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym “Kuriera Wileńskiego” nr 45(130) 07-13/11/2020