Serię nieoczekiwanych plusów koronawirusowej pandemii uzupełnił… „metalowy”! Mieszkańcy Litwy, którzy w strachu przed coraz surowszymi sankcjami kwarantanny „przypomnieli” sobie o dziadkach na wsi, albo teraz czy wcześniej, kupili domki na prowincji, mają ręce pełne roboty. Porządkują obejścia (ha, bez maseczek ochronnych, obowiązkowych przecież w przestrzeni publicznej), pozbywając się metalowych śmieci.
Firmy skupujące złom metalowy tylko zacierają ręce! Jak widać z ogłoszeń – brakuje im pracowników, którym obiecują po minimum 700 euro „do ręki”.
Ich coraz popularniejsza, objazdowa usługa, zbiera rekordowe żniwa, bo klienci, choć z pewnym bólem serca (przecież mogliby i sami wywieźć te „skarby”…), chętnie korzystają z możliwości pozbycia się metalowych końcówek rur, zepsutych lodówek, pralek, ale też starych kaloryferów czy kotłów żeliwnych.
O ile w przypadku kotłów zapłatą jest przysłowiowe „dziękuję” (koszty fachowca od demontażu, czasami prawie 400 kg złomu plus transport), o tyle zysk z metalowych śmieci, jeżeli ma się tego co najmniej 300 kg, jest oczywisty. Znajomy za wywózkę niepotrzebnego metalowego tałatajstwa dostał do ręki 50 euro. Posprzątał działkę, a przy tym zarobił na kilka prezentów pod rodzinną choinkę!