Więcej

    Wiosna nie tylko praska

    Od ponad miesiąca wielu ekspertów twierdzi, że świat wszedł w okres drugiej zimnej wojny. Powodem, dosyć oczywistym, jest dla nich to, że Zachód ma dosyć agresywnej i nieobliczalnej polityki Władimira Putina.

    Niektórzy z nich za symboliczne wypowiedzenie nowej zimnej wojny uznają wypowiedź nowego amerykańskiego prezydenta, Joego Bidena, w której wprost nazwał prezydenta Federacji Rosyjskiej Władimira Putina mordercą. Jednak gwoli sprawiedliwości trzeba przyznać, że to właśnie sama Rosja taką wojnę, i co gorsza, nie zawsze zimną, prowadzi już od lat. Mamy w Europie państwa, Gruzję i Ukrainę, które padły ofiarami takiej rosyjskiej polityki. I to, co się dzieje ostatnio w naszej części Europy, to tylko kolejny etap tej zimnej niezimnej wojny. Mam na myśli eskalację napięcia na ukraińsko-rosyjskiej granicy i dyplomatyczny konflikt pomiędzy Stanami Zjednoczonymi i Czechami z jednej, a Rosją z drugiej strony, a który teraz obejmuje coraz więcej państw członków NATO, na znak solidarności odsyłających rosyjskich dyplomatów podejrzanych o działalność szpiegowską.

    Wśród komentarzy tych wydarzeń na Litwie i w Polsce pojawiają się wypowiedzi o tym, że nasze kraje muszą się trzymać jak najdalej od tych konfliktów („To zupełnie nie nasze sprawy. Niech Ukraina i Czechy same rozwiązują z Rosją swoje problemy i nie wciągają nas”). Co niektórzy polscy eksperci do tego dokładają kwestie pamięci historycznej. I w pierwszej kolejności wspominają o zbrodniach ukraińskich nacjonalistów na narodzie polskim („Współcześni ukraińscy politycy gloryfikują Stepana Banderę i jego morderców, nie może więc być bliskich relacji z takim państwem”). Czy konflikty Ukrainy i Czech z Rosją rzeczywiście dotyczą wyłącznie tych państw?

    Czy odmienne oceny dramatycznych wydarzeń z przeszłości muszą wpływać paraliżująco na relacje między państwami? Żeby odpowiedzieć na te trudne pytania, warto zadać jeszcze kilka. Co się stanie, jeśli Czechy, a szczególne Ukrainę, pozostawimy sam na sam z putinowską Rosją? Czy Rosja ograniczy się jedynie do wysadzenia w powietrze magazynów z amunicją na terenie suwerennego państwa? Czy zadowoli się jedynie aneksją Krymu i faktyczną okupacją ukraińskiego Donbasu? Odpowiedzi na te pytania niestety są dość oczywiste. Rosja będzie robiła wszystko, na co pozwolą jej Sojusz Północnoatlantycki i Unia Europejska.  


    Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym “Kuriera Wileńskiego” nr 18(51) 01-07/05/2021