Ostatnia dekada wiązała się – i wiąże – z licznymi wyzwaniami dla wspólnoty Europy. Kryzys migracyjny, zmiany klimatu, pandemia COVID-19, kryzys wywołany przez Moskwę na naszej wschodniej granicy czy grożenie przez Rosję wojną Ukrainie. Inflacja, galopujące ceny surowców energetycznych, które inflację jeszcze pogłębiają.
Wiele z tych problemów można by zneutralizować – i tym razem używam tego określenia zupełnie poważnie – poprzez europejską solidarność. Ale jej nie ma. A na przeszkodzie jej zaistnieniu stoją Niemcy. Można było tłumaczyć wypchnięcie Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej przez Berlin na różne sposoby. Warto sobie przypomnieć jedną rzecz. Mianowicie, gdy pojawiły się niepełne nawet jeszcze wyniki referendum brexitowego, przesądzającego o wyjściu Wielkiej Brytanii, niemieccy politycy jednym chórem piali: „Rząd angielski powinien uszanować wolę swoich obywateli”. Czy było słychać z tych ust i gardeł apele o uszanowanie woli obywateli, wyrażonej w wyborach w Polsce, Słowenii, Rumunii czy Węgrzech, kiedy wygrywali tam nie ci, co trzeba? Ci sami politycy, kompromitujący pojęcie europejskiej solidarności każdym swoim powołaniem się na nią wtedy, kiedy trzeba było wymusić na krajach Unii działanie w interesie niemieckiej klasy politycznej, dziwnie milkną za każdym razem, kiedy solidarność rzeczywiście jest potrzebna.
Dlaczego milczą, gdy przez rosyjski szantaż w całej Europie rosną ceny gazu, a wraz nimi inflacja – co przecież rujnuje gospodarki wszystkich naszych krajów? Dlaczego milczą, kiedy zagrożona jest wschodnia granica całej Unii, atakowana przez reżimy tyranów? Dlaczego doszukują się zagrożeń dla demokracji wszędzie w Unii, ale nie widzą ich w krajach tuż obok, gdzie są tysiące więźniów politycznych? Dlaczego Niemcy nie pozwalają nawet na przelot nad swoim terytorium samolotom ze sprzętem ratującym życie dla Ukrainy, a równocześnie prezentują broń Rosji? Niemiecki eksport do Polski jest trzykrotnie wyższy niż do Rosji. Czemu zatem Rosję niemiecka minister spraw zagranicznych nazywa strategicznym partnerem i łasi się do swojego rosyjskiego odpowiednika? Może Polska powinna zacząć zatrudniać emerytowanych niemieckich polityków? Czy to można robić tylko Rosji, bo inaczej to korupcja? Unia ma poważny problem. Jeśli ma przetrwać – Niemcy muszą się bardzo starać, by udowodnić czynami, że nie są tylko rosyjskim koniem trojańskim.
Komentarz opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” nr 3(9) 22-28/01/2022