Dwie branżowe organizacje architektów wraz z naczelnym architektem Wilna Mindaugasem Pakalnisem wystosowały list do Ministerstwa Środowiska z apelem o zmianę założeń funkcjonowania parków regionalnych – Werek i Kolonii Wileńskiej.
Architektom się nie podoba, że budownictwo na terenie parków jest ograniczone, a zwłaszcza że ograniczenia dotyczą architektury. Podpisani pod listem wyrażają ubolewanie, że założenia „nie tworzą przesłanek do tworzenia jakościowej współczesnej architektury, a wręcz przeciwnie, zamykają ku niej drogę”. Krytyce poddaje się nie tylko założenia funkcjonowania parków regionalnych, lecz także ustawę o terenach chronionych. Można by się zastanowić, dlaczego na współczesną architekturę nie wystarczą tereny nieobjęte ochroną przez parki regionalne – a stanowiące ogromną większość kraju. Odpowiedzi nie trzeba daleko szukać. Lukas Rekevičius, przewodniczący Izby Architektów Litwy, jest także właścicielem firmy projektującej budynki właśnie w parkach regionalnych i narodowych oraz na innych terenach chronionych.
Zaś samorząd Wilna, w którym naczelnym architektem jest Mindaugas Pakalnis, forsuje politykę zagęszczania zabudowy – na razie kosztem skwerów między blokowiskami, ale przecież tu wolne ary się zaraz skończą, a któż zaprzeczy, że tereny parków regionalnych są dla deweloperów potencjalnie atrakcyjnym kąskiem. Z przykrością należy zauważyć, że architektura przestaje u nas być dyscypliną łączącą wiedzę inżynieryjną z poczuciem piękna w służbie ludzkości, za to staje czymś z pogranicza biznesu i lobbingu politycznego, z elementem prawniczej kazuistyki wykorzystywane na potrzeby wynajdywania kruczków prawnych do ominięcia ograniczeń. Przecież te wszystkie jednopiętrowe swojskie domki, które się „rekonstruuje” do brutalnie sześciennych czterech pięter (formalnie piętro jest jedno – ino z mansardą, poddaszem i półpiętrem), te paskudnie gryzące się z otoczeniem plomby na Starym Mieście czy wciskanie maksymalnej kwadratury mieszkań bez parkingu w miejsce skwerków na osiedlach to nie jest żadna „jakościowa architektura”, o jakiej piszą architekci. To ordynarny skok na kasę, dokonywany przez deweloperów kosztem jakości życia mieszkańców. Ale i kosztem piękna – zagłuszonego zupełnie przez chciwość i cynizm różnych okupantów stołów kreślarskich, dla których projekt musi być spójny z portfelem, nie z otoczeniem.
Komentarz opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” nr 13(39) 02-08/04/2022