Więcej

    Tarnautojas i valdininkas

    Język litewski w całym swoim bogactwie posiada dwa określenia urzędnika. Są to synonimy, ale o odmiennych nieco konotacjach. Otóż, jak się w słowniku języka litewskiego będzie szukać słowa „urzędnik”, znajdzie się dwa wyniki: tarnautojas oraz valdininkas.

    Można by z nich wywieść dwa rodzaje urzędniczej mentalności, odpowiadające różnym modelom cywilizacyjnym. Tarnautojas tłumaczony dosłownie oznacza osobę w służbie publicznej. W pojęciu cywilizacji łacińskiej tudzież europejskiej służba publiczna wiąże się z działaniem na rzecz dobra wspólnego, rozwiązywaniem problemów zarówno systemowych, jak i pojawiających się u pojedynczych obywateli. Jeśli jakaś regulacja jest głupia lub godząca w interesy obywateli, należy dążyć do jej zmiany lub stosowania w taki sposób, by prawowite interesy ludzi nie były pogwałcane. Z takiej koncepcji zrodziły się kryteria nakazujące stosować prawo w sposób rozumny, proporcjonalny i uwzględniający dobro społeczne. Urzędnik tego rodzaju pracuje wspólnie z obywatelem, któremu przecież – właśnie zgodnie z nazwą – służy.

    Valdininkas oznacza osobę władzy. Jest to rodzaj urzędnika charakterystyczny bardziej dla bizantyjskiego lub turańskiego despotyzmu, u nas zaistniał jako dziedzictwo „russkiego mira”. O godz. 16.45 nie ma go już w pracy, zaplanowanego urlopu nie zakłóci mu żadna katastrofa, zupełnie mu też nie przeszkadza złodziejstwo, o ile odbywa się zgodnie z biurokratycznymi procedurami. Jeśli obywatel – według urzędnika obowiązkowo głupi – ma jakiś problem ze stosowaniem się do rozkazów władzy, valdininkas go bez skrupułów (i wyjaśnienia sedna problemu) karze, gdyż to on jest władzą i rozumem, a obywatel ma posłusznie wykonywać. W tym systemie mentalnym dobro wspólne nie istnieje, a społeczeństwo jest konstruktem wrogim, gdyż próbującym żyć, a nie tylko być trybem biurokratycznego mechanizmu.

    Mentalność valdininkasa jest de facto umysłowością okupanta, bo nie identyfikuje się z administrowanymi ludźmi (a już na pewno nie poczuwa się do służenia im), jest mu też wszystko jedno, jakiej i czyjej władzy służy – byle być przy władzy. Nietrudno dostrzec, że gdyby nie ten jak chwast trwały spadek po rosyjskiej okupacji, to i problemów narodowościowych by było u nas mniej, i żylibyśmy wszyscy lepiej. Żeby jednak można było stworzyć prawdziwą służbę publiczną – na początek musi być rozumienie dobra wspólnego.


    Komentarz opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 38 (111) 24-30/09/2022