Po sensacyjnym zwycięstwie 2:1 nad Argentyną, przed meczem z Polską kibice Arabii Saudysjkiej byli pewni zwycięstwa swojej drużyny. Gdy podchodziłem do nich pod „Education City Stadium” zapowiadali, że wygrają dwa, a niektórzy mówili nawet, że pięć do zera. Po pierwszych spokojnych minutach to faktycznie Saudowie jako pierwsi mocniej zaatakowali. W 13. minucie Mohamed Kanno oddał bardzo mocny strzał na polską bramkę, ale Wojciech Szczęsny przeniósł piłkę nad poprzeczką. Pierwszy strzał Polaków to dopiero 26. minuta. Krystian Bielik po dośrodkowaniu z rzutu rożnego uderzył głową, ale zmierzającą do bramki piłkę wybił Saleh Al-Shehri. W 39. minucie Polska objęła prowadzenie. Robert Lewandowski zagrał na piąty metr do Piotra Zielińskiego, a ten strzałem pod poprzeczkę wpakował piłkę do siatki rywali. Radość Polaków mogła zgasnąć tuż przed przerwą. Po starciu Bielika z Al-Shehrim i sprawdzeniu VAR, sędzia podyktował rzut karny dla Arabii. Szczęsny obronił jednak strzał Salema Al-Dawsariego, a po chwili również dobitkę Mohammeda Al-Breika. „Zdecydowanie dobitkę było trudniej obronić, ale wydaje mi się, że nie byłaby uznana, bo zawodnik stał już przy mnie, jak był karny wykonywany, ale fajnie, miło. Analizowaliśmy karny, widzieliśmy, że zawodnik czekał na bramkarza, zrobiłem pierwszy krok w prawo, żeby rzucić się w lewo i on się nabrał” — mówił po meczu polski bramkarz.
Czytaj więcej: Polska gola!
Po przerwie Saudyjczycy od razu zaatakowali, po kilku niecelnych strzałach w 55. minucie w ogromnym zamieszaniu w polu karnym Al-Dawsari z bliska trafił w dobrze ustawionego Szczęsnego. Wkrótce w stronę polskiej bramki poszybowały kolejne dwa niecelne strzały.
Polska odpowiedziała dopiero w 63. minucie. Po wrzutce z lewej strony Przemysława Frankowskiego, Arkadiusz Milik trafił głową piłkę w poprzeczkę. Trzy minuty później po dośrodkowaniu Jakuba Kamińskiego z prawej strony w słupek strzelił Lewandowski. Wydawać się mogło, że nad polskim kapitanem, jednym z najlepszych napastników świata, który nie zdobył jeszcze nigdy gola w mistrzostwach świata, ciąży jakaś klątwa. Ale w końcu nadeszła 82. minuta. Przed własną bramką piłka uciekła pod stopą Al-Malkiemu, dopadł do niej Lewandowski i pewnie wykończył sytuację sam na sam z Al-Owaisem. Po chwili ukląkł na murawie w sposób, w jaki modlą się muzułmanie, a z jego oczu popłynęły łzy. Radość drużyny i garstki polskich kibiców na stadionie była niebywała. „To spełnienie marzeń trafić na mundialu” – cieszył się jeszcze po meczu. „Zawsze dobro drużyny jest na pierwszym miejscu, ale jestem napastnikiem i jest w głowie kilka, kilkadziesiąt procent tego, żeby strzelić bramkę. Pomimo pierwszej bramki i asysty głęboko walczyłem o to, żeby strzelić i udało się”. W 90. minucie „Lewy” miał szansę na drugie trafienie, ale bramkarz Arabii obronił strzał Polaka w sytuacji sam na sam.
Czytaj więcej: Robert Lewandowski sportowcem roku 2020
Trener Czesław Michniewicz na pomeczowej konferencji tak podsumował spotkanie: „Na pewno cieszymy się bardzo, że sprawiliśmy radość sobie i kibicom tutaj i w Polsce. Przeżywamy piękne chwile. Cztery punkty niczego nie rozwiązują, ale cieszę się, że strzeliliśmy dwie bramki. Mieliśmy kilka niezłych sytuacji do podwyższenia, przeciwnik też miał swoje szanse, jak to w każdym meczu bywa. Pamiętajmy, że Wojtek Szczęsny zachował się świetnie przy rzucie karnym. Z daleka nie widziałem dobrze, ale moim zdaniem był to bardzo »miękki« karny”.
We środę Polska zagra z Argentyną, która w drugim meczu 2:0 pokonała Meksyk.
Specjalnie dla „Kuriera Wileńskiego”
Jarosław Tomczyk, Doha