Więcej

    Czy jesteśmy młodymi demokracjami?

    Niedawno w Warszawie odbył się kongres „Trójmorze – Wielki Projekt”, który miałem zaszczyt organizować. Jeden z paneli dyskusyjnych dotyczył krajów Europy Środkowo-Wschodniej i nosił tytuł „Czy jesteśmy młodymi demokracjami?”. Skąd wzięło się to pytanie?

    Otóż wielu zachodnich polityków spogląda na państwa naszego regionu z góry, traktując je jak raczkujące, niedojrzałe demokracje, które trzeba pouczać, jak ma wyglądać cywilizowany ustrój polityczny. Wśród owych nauczycieli zazwyczaj niewielka jest świadomość tego, że tradycje demokratyczne, republikańskie i konstytucyjne są w naszej części kontynentu o wiele starsze niż w wielu krajach Zachodu. Świadczy o tym choćby obchodzone w tym roku 800-lecie ogłoszenia Złotej Bulli przez króla Węgier Andrzeja II. Był to akt, który w 1222 r. podłożył fundamenty pod porządek konstytucyjny w Koronie św. Stefana, wiążąc króla prawem i gwarantując szlachcie nietykalność osobistą oraz majątkową. W Europie może się z nim równać jedynie Magna Charta Libertatum (Wielka Karta Swobód), wydana w 1215 r. w Anglii. Mówił o tym panelista z Węgier, Dénes András Nagy. Inny uczestnik debaty, Marek Tracz-Tryniecki z Uniwersytetu Łódzkiego, opowiadał z kolei o panującym w Europie podziale na dwie tradycje polityczne: absolutystyczną i republikańską, na co zwrócił uwagę już w połowie XIX w. wybitny francuski myśliciel Alexis de Tocqueville.

    Do absolutystycznej zaliczał on takie kraje, jak Niemcy, Francja czy Austria, zaś do republikańskiej takie narody, jak Polacy, Węgrzy i Anglicy. Wreszcie ostatni z dyskutantów, Emanuelis Zingeris z Wilna, przywołał dzieje Rzeczypospolitej Obojga Narodów jako przykład kraju, w którym panował system przedstawicielski oparty na poszanowaniu prawa. Wspólne państwo Polaków i Litwinów stworzyło swój własny model rozwojowy, który był alternatywą zwłaszcza dla moskiewskiego samodzierżawia. Niestety, świadomość tradycji demokratycznych Europy Środkowo-Wschodniej jest wśród elit zachodnich niezwykle mała. Jako region nie mamy wystarczającej siły przebicia, by dotrzeć z naszym przekazem do tamtejszych kręgów opiniotwórczych. Nieobecni jesteśmy zwłaszcza w kulturze masowej. Inaczej niż Anglosasi, którzy w jednej z hollywoodzkich produkcji z 2010 r. przedstawili okoliczności ogłoszenia wspomnianej już Wielkiej Karty Swobód. Jej inicjatorem był… Robin Hood, grany przez Russella Crowe’a. To się nazywa fantazja.


    Komentarz opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 49(143) 10-16/12/2022