…w sądzie. I znowu w Najwyższym RL. I znowu ze wszystkimi swoimi koleżankami i takoż swoim opiekunem z rejonu uciańskiego.
„Sąd ostateczny”, wkurzony już widocznie do bólu zębów (druga „sprawa o krowę” tego samego rolnika w ciągu roku!), unieważnił decyzje swoich poprzedników i definitywnie zakończył sprawę administracyjną rolnika. Ponadto państwo będzie musiało zwrócić mu 900 euro kosztów sądowych.
Zdaniem trójosobowego kolegium dojenie (w tym mechaniczne) krów jest charakterystyczne dla osad wiejskich i nie może być zaliczone do czynności powodujących hałas (jak np. głośna muzyka), które zakłócają spokój, odpoczynek lub pracę osób fizycznych. O właśnie — „charakterystyczne dla osad wiejskich”!
Pozywająca J. M. w 2017 r. kupiła sąsiadującą z owymi krowami sadybę i przez pewien czas słusznie, jako w wiosce świeżo osiedlona, tolerowała pracę dojarki. Aż po trzech latach posobaczyła się jak ten Kargul z Pawlakiem o granicę w postaci płotu sąsiedzkiego! I podała do sądu. Ale o… „krowi hałas”. Podobnie jak wcześniej zrobiła to jej koleżanka „z miasta” i która to niedawno dostała od sądu … pouczenie o uwzględnieniu warunków „charakterystycznych”.
Teraz rolnik mógłby zemścić się słodko i z kolei sam podać „miastowych” do sądu o zadośćuczynienie moralne: „Muuu!”.
Czytaj więcej: Krowa w sądzie