Więcej

    Ostatnie tango

    Mundial w Katarze dobiega końca. Do rozegrania zostały dwa mecze. Bez względu na ich rezultat można pokusić się już jednak o podsumowania. Bano się tych mistrzostw. Wysuwano pod ich adresem dużo słusznych zarzutów. Zdaniem wielu okazały się jednak najlepszą piłkarską imprezą w historii, której poziom czysto sportowy rósł z rundy na rundę, a do organizacyjnego trudno się przyczepić.

    Rozwiano obawy, że turniej odbędzie się zimową porą i w połowie przerwanego sezonu ligowego. Wszystkie osiem mundialowych aren zlokalizowanych było praktycznie w zasięgu jazdy miejskiego metra. Pogoda do gry była znakomita. Piłkarze przyjechali na turniej w świetnej dyspozycji, nieprzemęczeni długim sezonem, a w jego trakcie byli często w szczytowej formie. To, że nie musieli pokonywać z meczu na mecz dużych odległości, korzystnie wpływało na ich regenerację. Ja tezy, że był to najlepszy turniej w historii, nie zaryzykuję. Był jednak na pewno ostatni taki. Kibice i cały piłkarski świat spotkali się w jednym miejscu. Nie było to możliwe cztery lata temu, gdy mistrzostwa rozgrywano w rozległej Rosji, nie będzie możliwe za kolejne cztery, gdy gospodarzami będą Kanada, USA i Meksyk. Jeśli FIFA nie zmieni swojej decyzji, o czym przebąkiwano, to po raz ostatni w mistrzostwach wzięły udział 32 reprezentacje, co wydaje się optymalną liczbą.

    W kolejnych ma być ich już 48. Gigantomania, a przede wszystkim niezaspokojony finansowy apetyt działaczy światowej federacji zdają się nie mieć granic. Turniej w Katarze to także ostatni taniec wielkich. Gwiazd, których rywalizacja przez wiele lat nakręcała koniunkturę, rozpalała emocje, była marketingową dźwignią. Obrazek płaczącego Cristiana Ronaldo schodzącego do szatni po przegranej z Marokiem to nie widok rozkapryszonego chłopca, któremu coś się nie udało. To obraz mężczyzny, który wiedział, że już nigdy nie spełni swego największego marzenia. Nie zostanie mistrzem świata. Schodzi ze sceny, podobnie jak jego wielki rywal Leo Messi. Obaj są w wieku, który jeszcze niedawno kazałby im siedzieć w kapciach przed telewizorem i oglądać zmagania młodszych.

    Granica piłkarskiej młodości się przesunęła, nie na tyle jednak, by w zmaganiach o mistrzostwo świata móc zobaczyć ich jeszcze za cztery lata. Wątpliwe, by na placu pozostał też Robert Lewandowski, któremu minęły już 34 wiosny. Katar był raczej jego ostatnią mundialową szansą, niestety, niewykorzystaną, na sukces z reprezentacją Polski. Na ich miejsce przyjdą nowi, młodsi. Zgodnie z zasadą: „Umarł król, niech żyje król”. Ale to już będzie inny futbol…


    Komentarz opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 50(146) 17-23/12/2022