„Sława Ukrainie” — mówi na nagraniu bezbronny ukraiński jeniec wojskowy. Po tych słowach rozlega się seria z karabinu. Film z egzekucją dokonaną przez rosyjskich żołnierzy zaczął rozpowszechniać się w mediach społecznościowych 6 marca. Na razie nie ustalono, kiedy i gdzie nagranie zostało wykonane. Prokuratura Generalna Ukrainy wszczęła dochodzenie. „Nawet na wojnie obowiązuje prawo. Są normy prawa międzynarodowego, które są notorycznie łamane przez przestępczy reżim rosyjski. Jednak wcześniej lub później za przestępstwo będzie kara. Wszyscy współsprawcy będą pociągnięci do odpowiedzialności” — oświadczył prokurator generalny Ukrainy.
Media społecznościowe
Wojna w Ukrainie, dzięki Internetowi, jest pierwszą wojną, którą praktycznie możemy oglądać online.
— Osobiście nie wiem, w jaki sposób to wideo trafiło do sieci. Czy ktoś chciał z premedytacją zademonstrować egzekucję? Czy po prostu dostało się w jakiś inny sposób? To nie jest jedyne tego typu nagranie. Na innych nagraniach również widzimy, że są również utrwalone rzeczy, które mogą być interpretowane jako przestępstwa przeciwko ludzkości. Mnie się wydaje, że spora część Rosjan walczących w Ukrainie niezbyt rozumie, czym jest prawo międzynarodowe. Niezbyt rozumieją, na czym polega zbrodnia wojenna, co grozi za popełnienie takiej zbrodni. W pewnym sensie jest to znak naszych czasów. Ludzie po prostu przyzwyczaili się do tego, że muszą wszystkim dzielić się w mediach społecznościowych. Zwyczajnie nie pojmują, czym można się dzielić, a czym nie. Podejrzewam, że ci, którzy dokonali tego nagrania, po prostu nie rozumieli, co zrobili i jakie będą tego konsekwencje — ocenia w rozmowie z „Kurierem Wileńskim” dr Wiktor Denisenko z Centrum Badań Dziennikarstwa i Mediów Uniwersytetu Wileńskiego, który od lat bada rosyjską propagandę.
Czytaj więcej: Rosja popełnia zbrodnie wojenne na Ukrainie
Bańka informacyjna
Równolegle na YouTube można znaleźć mnóstwo sondaży ulicznych, z miast Rosji i Białorusi, gdzie zwykli mieszkańcy mówią, że Rosja ma zniszczyć Ukrainę oraz Polskę i kraje bałtyckie, które stanowią ich zdaniem zagrożenie dla Rosji.
— W tym przypadku, w dużym stopniu „czarną robotę” dokonała kremlowska propaganda. Zwłaszcza, kiedy mówimy o osobach mieszkających w Rosji. Trzeba zrozumieć, że społeczeństwo rosyjskie żyje w bańce informacyjnej stworzonej przez propagandę. Oczywiście, z tej bańki można się wydostać, ale do tego jest potrzebny odpowiedni wysiłek. Większość zwyczajnie się leni i po prostu nie zastanawia się nad tym. Wiemy, jaki obraz maluje kremlowska propaganda: cały świat przeciw Rosji; Polska, kraje bałtyckie i Ukraina po prostu są krajami faszystowskimi. Propaganda ciągle podrzuca drewno do ogniska nienawiści, kształtując i utrwalając w ten sposób poczucie nienawiści. Więc ludzie żyjący w tej określonej rzeczywistości wirtualnej zwyczajnie na nią reagują — Denisenko tłumaczy tok myślenia mieszkańców Federacji Rosyjskiej.
Narracja propagandowa
Rozmówca zaznacza, że propaganda rosyjska ma długą historię.
— Część z nich faktycznie wierzy, że są jacyś faszyści i naziści, których trzeba zlikwidować. Warto pamiętać, że kwestia nazizmu i faszyzmu jest zakorzeniona w rosyjskiej świadomości masowej. To znaczy, że bardzo ostro reagują na te słowa–klucze. Dochodzi do fuzji z pamięcią historyczną o II wojnie światowej, w wyniku czego otrzymujemy skrzywioną świadomość, która faktycznie opiera się tylko i wyłącznie na konkretnych narracjach propagandowych. Niestety, jak możemy teraz zauważyć, propaganda bywa bardzo efektywna — twierdzi wykładowca Uniwersytetu Wileńskiego.
Wielkim szokiem dla świata były obrazy z Buczy i Irpienia, kiedy stamtąd wycofały się okupacyjne wojska rosyjskie. Na miejscu odkryto miejsca masowych straceń. Zastanawiano się, dlaczego rosyjskie wojsko w żaden sposób nie próbowało ukryć śladów swych zbrodni. Przeprowadzając analogie z II wojną światową, wiemy, że Niemcy, opuszczając na Wschodzie tereny okupowane, próbowali zatrzeć ślady.
— Dlaczego Rosjanie nie próbują nawet ukrywać śladów zbrodni? Trudno odpowiedzieć. Mówiąc o Irpieniu i Buczy, to całkiem możliwe, że nie mieli na to czasu. Bo decyzja o odwrocie spod Kijowa została podjęta dosyć spontanicznie. Ciała pomordowanych były już zakopane. Gdyby chcieli ukryć, musieliby wykonać gigantyczną pracę. Nie wiem, musieliby odkopać ciała i przenieść w inne miejsce. Nie mieli czasu, więc postanowili nie zawracać sobie głowy. Podkreślam, to jest jedna z wersji. Z drugiej strony, podczas teraźniejszej wojny w Ukrainie, po stronie Rosji walczy nie tylko regularna armia. Walczą też najemnicy z „Wagnera”, którego status prawny nadal jest niezrozumiały. Ta jednostka w ogóle kieruje się jakimiś własnymi zasadami. Wiemy też, że na front przyjmowano więźniów, którzy są osobami z określonym charakterem działania. To wszystko wskazuje, że na froncie po stronie rosyjskiej panuje chaos. I ten chaos powoduje, że nikt nie zastanawia się nad tym, aby ukrywać ślady zbrodni — komentuje rozmówca naszego dziennika.
Czytaj więcej: Rosjanie atakują cywili częściej niż wojskowych. „Nie mieliśmy racji, imperium sowieckie trwa”
Cenzura wojenna
Wiktor Denisenko zaznacza, że dzisiaj kontrolować korespondencję żołnierzy z frontu z ich bliskimi faktycznie jest niemożliwe.
— Dzisiaj wprowadzić cenzurę wojenną jest bardzo ciężko. Podstawowa zasada funkcjonowania mediów społecznościowych polega na tym, że praktycznie nie ma żadnych narzędzi pośrednich pomiędzy autorem odpowiedniej treści a audytorium. Praktycznie nie da się cenzurować mediów społecznościowych. Można spróbować je wyłączyć, jak to próbują robić Chiny. O ile wcześniej cenzura miała sposoby na kontrolę mass mediów, to teraz to jest praktycznie niemożliwe. Właśnie dlatego otrzymuje się szybciej i więcej informacji o popełnionych przestępstwach — wyjaśnia Denisenko.