Więcej

    Powyborczy probierz polskości

    Po wyborach samorządowych w rejonie wileńskim rysuje się prawdziwie interesująca sytuacja. W radzie samorządu niewymagającą zawierania żadnych koalicji większość ma Akcja Wyborcza Polaków na Litwie – Związek Chrześcijańskich Rodzin.

    We wcześniejszym systemie samorządu, gdy rada wyłaniała spośród siebie mera, dawałoby jej to całkowitą władzę w rejonie. I dawało. Tym razem w bezpośrednich wyborach merów stanowisko to zdobył socjaldemokrata Robert Duchniewicz, wygrywając w drugiej turze z kandydatem AWPL-ZChR Waldemarem Urbanem. Będzie czas na rozległe analizy dotyczące przyczyn takiego wyniku wyborów – zaważyła różnica zaledwie kilkuset głosów. Dla Waldemara Urbana była to pierwsza taka kampania, bo jest znaczna różnica między byciem kandydatem na mera a pracą w sztabie. Nie da się do czegoś takiego przygotować teoretycznie, wyłącznie przez własne doświadczenie – pod tym względem Robert Duchniewicz miał bezwzględną przewagę. Na pewno też nie można lekceważyć zmęczenia ludności różnymi bytowymi kwestiami, jak i częściowej utraty wiarygodności AWPL- ZChR w oczach polskiego wyborcy przez próby pozycjonowania siebie jako partii „ogólnolitewskiej”. Z drugiej strony ogólny wynik wyborczy AWPL-ZChR pokazuje, że wyborcy dobrze przyjęli odejście od niemającego regionalnego uzasadnienia „strategicznego sojuszu” z rosyjskimi ugrupowaniami oraz ukrycie prosowieckiej i prorosyjskiej retoryki.

    Co więcej, jest to też wyraźny wniosek dla partii litewskich – nie da się odnosić sukcesów na Wileńszczyźnie bez wiarygodnych polskich kandydatów; czy tym bardziej robiąc kampanię wymierzoną w rozniecanie podziałów narodowościowych. W zaistniałej sytuacji – kiedy mer jest z innego ugrupowania niż większość w radzie – możliwe są dwa scenariusze, znane zresztą z naszej historii polskiej demokracji. Jeden to współpraca w imię wspólnego dobra mieszkańców rejonu wileńskiego. Drugi to próby torpedowania pracy jednych przez drugich, wojenki podjazdowe, czystki kadrowe i robienie dobrze wyłącznie swoim, byle „zarobić” na kolejne wybory; takie rzeczy znamy przecież doskonale, przykładów można mnożyć na pęczki choćby z Wilna. Na pierwszym wariancie wszyscy mieszkańcy Wileńszczyźny skorzystają, na drugim – wszyscy stracą. Jest to więc próba tego, jakie wnioski wyciągnęliśmy z historii i ile jest warta nasza polskość politycznie, w codziennej, trudnej sztuce porozumienia dla dobra wspólnoty.


    Komentarz opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 12(35) 25-31/03/2023