Czy za czasów sowieckich karierę mogło zapewnić tylko członkostwo w partii?
Odpowiedź brzmi: nie. Oczywiście, przynależność do partii była ważnym elementem „windy społecznej”. Niemniej możliwości było o wiele więcej. Była możliwość robienia kariery poprzez Komsomoł, były możliwości zawodowe. Z drugiej strony trzeba pamiętać, że okres Litwy sowieckiej był dość długi. Inna sytuacja była po wojnie. Wówczas partia pod względem liczebności była nieduża. Zanim powstała Państwowa Szkoła Partyjna, która w 1956 r. została przekształcona w Wyższą Wileńską Szkołę Partyjną, zwyczajnie brakowało kadr partyjnych. W latach 50. sporo osób robiło już karierę poprzez partię, zwłaszcza gdy powstała Ludowa Rada Gospodarcza [organ na szczeblu republiki odpowiadający za organizowanie życia gospodarczego – przyp. red.]. Za Sowietów było sporo instytucji o charakterze ideologicznym, oczywiście tam karierę bez przynależności partyjnej było robić o wiele trudniej. Chociaż takie przypadki też się zdarzały. Jak wspominałem, wszystko zależało od okresu. Nie można patrzeć na ZSRS jak na monolit. Były okresy bardziej liberalne, np. pod koniec lat 80. Wtedy właśnie trafiłem do Instytutu Historii Litwy. Nie będąc członkiem partii, raczej nie mógłbym pracować w takiej ideologicznej instytucji, np. w latach 60. lub 70. Trzeba pamiętać, że kariery naszych słynnych historyków toczyły się nie zawsze prosto. Jeszcze raz chciałbym podkreślić, że nie wolno wszystkiego mierzyć jedną miarą. Rozumiem, że teraz mamy do czynienia z pewnym poruszeniem i zainteresowaniem się tematem. Były różne sposoby na robienie pomyślnej lub niepomyślnej kariery. Bo przecież nie wszystkie kariery partyjnych były pomyślne.
Czytaj więcej: Szlak Wolności: 50 tys. osób w akcji solidarności od Wilna do Miednik
Jak Pan ocenia zjawisko „narodowego komunizmu”? Można usłyszeć pewne teorie, że litewscy komuniści w latach 60. i 70. byli bardziej przywiązani do litewskości niż do ideologii komunistycznej.
To bardzo ciekawe zagadnienie. W 1946 r. na szczeblu związkowym Komitet Centralny KPZS przyjął rezolucję w sprawie Litwy, gdzie pojawiła się tradycyjna krytyka kierownictwa KPL, że niezbyt aktywnie usuwa ze swego otoczenia „elementy podejrzane”. W tym dokumencie jest mowa o tym, że do partii trzeba przyjmować osoby należące do miejscowych narodów. Kim byli miejscowi? Przede wszystkim Litwinami, ponieważ większość Polaków wyjechała do Polski. Później ta kwestia została podjęta na plenum w czerwcu 1953 r., gdzie były nawoływania do tego, aby przyjmować do partii więcej Litwinów i naznaczać ich na kierownicze stanowiska. Moskwa w pewnych okresach dawała republikom więcej autonomii. Czy to oznaczało, że sytuacja we wszystkich republikach związkowych była jednakowa? Nie. W jednych orientacja na naród tytułowy była silniejsza, w innych słabsza. Moim zdaniem Antanas Sniečkus był konsekwentnym zwolennikiem tego, aby partia była bardziej litewska. To było jego pryncypialne stanowisko. Jeśli sięgniemy po literaturę naukową, nie litewską, tylko światową, to tam faktycznie można wyciągnąć wniosek, że przedstawiciel tytułowego narodu z wyższym wykształceniem był mniej zideologizowany. Byli bardziej skupieni na sprawach zawodowych. Tacy ludzie też różnili się od absolwentów szkół partyjnych, którzy pracowali w administracji i z pewnością byli bardziej zideologizowani.
O ile mi wiadomo, jeśli przyjrzymy się składowi partii pod względem narodowym, to Polaków pod względem procentowym było najmniej. Dlaczego?
Faktycznie, statystyka pokazuje, że liczba Polaków była względnie nieduża. Zwłaszcza w strukturach kierowniczych. Być może było inaczej na szczeblu lokalnym. Niemniej ta kwestia była podejmowana. Tym interesowała się też Moskwa. Twierdzono, że miejscowym Polakom trzeba stworzyć warunki do robienia kariery partyjnej, aby mogli zajmować odpowiednie stanowiska w aparacie administracyjnym. Dlaczego Polaków było niedużo? Sądzę, że z kilku powodów. Jeśli dobrze pamiętam, w roku 1959 Sniečkus został mocno skrytykowany przez Moskwę za swą politykę. Moskwa twierdziła, że do partii trzeba przyjmować więcej Polaków i stawiać na kierownicze stanowiska. Zwłaszcza tam, gdzie Polacy stanowią większość mieszkańców. To dotyczyło południowo-wschodniej Litwy. Były też przyczyny naturalne, np. bariera językowa. Do zrobienia kariery w LSRS nie starczało, że jesteś członkiem partii i masz ukończoną szkołę partyjną w Mińsku lub Leningradzie (to właśnie tam zazwyczaj studiowali Polacy), ale potrzebne były też kontakty. Te nieformalne związki odgrywały bardzo ważną rolę. Były ważne kiedyś, są ważne również teraz. Tych kontaktów, nieformalnych powiązań Polacy mieli mniej i dlatego możliwości kariery były bardziej ograniczone. Co prawda za te nieformalne związki Litwini bardzo często byli krytykowani przez Moskwę. Właśnie w 1959 r. krytykowano Sniečkusa, że bierze ludzi z określonych i znajomych środowisk, a nie próbuje przyciągnąć do partii ludzi nowych. Dzisiaj politycy próbują schematycznie spojrzeć na tamten okres. Kiedy się upraszcza pewne zjawiska, to ma to negatywny wpływ na historiografię i na rzeczywisty obraz tamtych lat.
Czytaj więcej: Rosjanie zniszczyli pomnik litewskich i polskich ofiar zsyłek
Czy wewnątrz Komunistycznej Partii Litwy w okresie powojennym był konflikt między starymi, przedwojennymi komunistami a nowymi?
Konflikty wewnątrz partii były zawsze. Były konflikty między poszczególnymi osobami i grupami interesów. Być może nie było takiego konfliktu, o którym Pan wspomniał, ale w każdym systemie biurokratycznym zawsze są konflikty: między tymi, którzy już mają odpowiednią władzę, a tymi, którzy ją chcą mieć. Często myślimy, że partia komunistyczna była monolitem. Nie dostrzegamy, że była w pewnym sensie strukturą dynamiczną. Oczywiście w pewnych granicach. Jest czymś naturalnym, że jeśli jakiś człowiek zajmuje odpowiednie stanowisko, to zawsze będzie próbował przyciągnąć swoich znajomych, aby się na nich oprzeć. Były konflikty między Litwinami a Rosjanami. Ci ostatni często oskarżali litewskich komunistów o nacjonalizm. Pisali listy do Moskwy, że o Litwinów dbają, a rosyjskich komunistów ignorują. W tych konfliktach były też swoiste ofiary. Chociaż Sniečkus dbał o swoich ludzi, to w pewnym momencie musiał swojego kolegę Juozasa Grigalavičiusa wysłać na prowincję. Takich przypadków było więcej.
Jaka była rekcja Moskwy na te skargi?
To byłoby bardzo interesujące, gdybyśmy mieli dostęp do źródeł. Wówczas moglibyśmy zrekonstruować cały proces. Moskwa zawsze żądała pisemnej odpowiedzi na skargę. Niestety, nie mamy dostępu do moskiewskiego archiwum i uwzględniając obecną sytuację, raczej mieć nie będziemy. Możemy opierać się tylko na własnych archiwach i robić odpowiednie wnioski.
Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 17(49) 29/04/-05/05/2023