Ilu członków liczy wasza społeczność i kiedy powstała?
Do naszej grupy należy 127 osób, wszyscy to bliscy ofiar z Ołeniwki. Do 29 lipca należałam do małego rodzinnego czatu. Trzy rodziny stamtąd zobaczyły dane swoich bliskich na rosyjskich listach poległych w wybuchu w hangarze w Ołeniwce. Wśród nich – moja rodzina. Z pozostałymi 190 rodzinami się nie znaliśmy.
Nasza grupa w obecnej formie zawiązała się po tym, jak 5 stycznia 2023 r. sekretarz generalny ONZ zlikwidował misję obserwacyjną, która miała badać tragedię w Ołeniwce. Do tego momentu szczerze wierzyliśmy, że mordowanie i kaleczenie jeńców wojennych nie pozostanie bezkarne. Po tym osobiście zaczęłam pisać do biura rzecznika praw człowieka Ukrainy z prośbami o spotkanie z rodzinami poległych żołnierzy. Kiedy otrzymałam pozytywną odpowiedź, zaczęłam poszukiwać bliskich innych jeńców wojennych, którzy byli w tamtym hangarze, w ten sposób się zrzeszyliśmy. Już po spotkaniu zaczęliśmy planować naszą dalszą działalność, a w konsekwencji powstała wspólnota Olenivka Families Community. Głównym powodem było pragnienie znalezienia odpowiedzi na pytanie: dlaczego dokładnie tych 193 żołnierzy przeniesiono do hangaru i dlaczego wysadzono ich w powietrze?
Czytaj więcej: „Ukraińcy wiedzą, że to język okupanta”. O dekonstrukcji państwowości Ukrainy (cz. 2)
Kim byli jeńcy wojenni przetrzymywani w Ołeniwce, co się z nimi stało?
Do 2014 r. w Ołeniwce mieścił się zakład karny Wołnowacha-120. Nie wiadomo, kto był tam przetrzymywany przez tzw. doniecką republikę ludową w okresie okupacji rosyjskiej. Po wybuchu wojny na pełną skalę przetrzymywano tam cywilów, którzy nie przeszli procesu filtracji oraz jeńców wojennych. 27 lipca 2022 r. rosyjscy okupanci zaczęli przychodzić do bloków więziennych, w których przetrzymywano jeńców, i zabierać naszych żołnierzy według wcześniej przygotowanych list. Przychodzili trzy razy z listami nazwisk. 198 jeńców przeniesiono z koszar do strefy przemysłowej znajdującej się na terenie zakładu karnego i umieszczono w hangarze.
28 lipca po południu zabrano pięciu wojskowych i przeniesiono do innego miejsca przetrzymywania. Oznacza to, że w hangarze pozostały 193 osoby. W nocy z 28 na 29 lipca hangar ten został wysadzony w powietrze razem z naszymi żołnierzami, którzy w tym czasie spali. To był koszmar: ci, którzy byli w epicentrum eksplozji, zostali spaleni żywcem, a zdjęcia tlących się ciał na łóżkach były pokazywane na rosyjskich kanałach. Ogromna liczba więźniów została ranna, większość z nich uratowało to, że spali na drugim poziomie łóżek. Uwolnieni żołnierze, którzy znajdowali się w innych pomieszczeniach, opowiadali, że usłyszano dwie eksplozje. Potem rozległ się przeraźliwy krzyk, słychać było jęki, błaganie o pomoc. Do rannych nie wezwano karetek pogotowia, ponad godzinę później kierownictwo kolonii pozwoliło ukraińskim medykom, którzy w tym czasie również byli więźniami w Ołeniwce, odwiedzić rannych. Nie było nic, co mogłoby pomóc, nawet wideo pokazuje dużą ilość białej tkaniny pokrytej krwią, to znaczy, że próbowali zatrzymać krwawienie wszystkim, co mieli pod ręką. Dopiero rano zaczęli ładować ciężko rannych do pojazdów i zabierać ich do szpitala. Nie było wystarczająco miejsca, więc ci, którzy byli przytomni, byli wiezieni na siedząco. Oznacza to, że przez jakiś czas nadzorcy kolonii tylko patrzyli, jak ludzie krzyczą z bólu i umierają. Część z nich zmarła pod ścianami hangaru, nie udało się ich uratować, część więźniów zmarła w drodze do szpitala.
Według informacji z rosyjskich dokumentów ponad 70 jeńców wojennych zostało przyjętych do szpitala, podczas gdy inni, których stan był mniej krytyczny, zostali przeniesieni do aresztu w celu izolacji i powrócili do bloków więziennych dopiero po upływie miesiąca.
Nie mieliśmy jeszcze styczności z Rodziną Katyńską, ale chyba możemy sobie nawzajem pomóc lub uczyć się z ich doświadczenia.
Co wiadomo o charakterze tego wybuchu?
Wojsko twierdzi, że było to użycie broni termobarycznej. Prawie wszystkie łóżka są nienaruszone, nawet nierozrzucone, wszystko jest tylko spalone. Zgodnie z informacjami, jakie otrzymaliśmy od zwolnionych więźniów, którzy również byli przetrzymywani w Ołeniwce, można wnioskować, że było to zaplanowane morderstwo. Zanim więźniowie zostali przeniesieni do hangaru, który nie był przeznaczony do przetrzymywania ludzi, zostały do niego naprędce zniesione łóżka, pośpiesznie urządzono w nim minimalne warunki dla przebywania ludzi. Było to pomieszczenie techniczne na samym skraju kolonii, z dala od baraków z innymi więźniami. 27 lipca strażnicy przyszli z listami do baraków, w których przetrzymywano jeńców i na podstawie tych list zaczęli wzywać więźniów po nazwisku. Zdarzył się nawet przypadek, że pominęli jednego człowieka na liście, ale potem wrócili i zabrali go, a dziś jest na liście zabitych przez siły rosyjskie.
Są trzy wersje dotyczące powodów przeniesienia naszych żołnierze do hangaru: przeniesienie w celu rozładowania koszar, przeniesienie do innej kolonii, przeniesienie w celu dalszej wymiany. O ile pierwsza wersja jest mniej więcej do przyjęcia, chociaż hangar strefy przemysłowej jest pomieszczeniem technicznym, a nie do przetrzymywania ludzi, o tyle dwie ostatnie opcje są całkowicie nielogiczne. Jeśli chcieli przenieść więźniów do innej kolonii lub wysłać ich na wymianę, dlaczego musieli przygotować do tego osobne pomieszczenie, przenieść tam łóżka? To wszystko jest bardzo dziwne.
28 lipca ukraińscy żołnierze zostali zamknięci w tym hangarze z nieznanych powodów. Kiedy w nocy doszło do eksplozji, nawet naszym sanitariuszom przez długi czas nie pozwalano zobaczyć rannych, a ciężko rannych wysłano do szpitala dopiero rano. Wszystko to wskazuje, że nasi krewni zostali zabrani na egzekucję i część z nich po prostu cudem przeżyła.
Czytaj więcej: „Rosja wykorzystała cztery scenariusze”. O dekonstrukcji państwowości Ukrainy (cz. 1)
Jak wygląda dochodzenie w sprawie wybuchu w Ołeniwce?
Śledztwo międzynarodowe nie jest obecnie prowadzone. Zostało oficjalnie zawieszone 5 stycznia 2023 r. przez sekretarza generalnego ONZ. Istnieją udokumentowane zeznania świadków, zdjęcia i filmy, a opis został przedstawiony w raporcie Matyldy Bogner, ale jest to dodatkowy materiał do sprawy, który my, jako rodziny, możemy po prostu wykorzystać publicznie. Ciała ofiar nie zostały ponadto zbadane przez przedstawicieli misji ONZ. Z kolei śledztwo w naszym kraju przebiega wolno, wciąż oczekuje się na wyniki badań odłamków, które zostały wyjęte z ciał ofiar. Wybuch miał miejsce 29 lipca, a ciała zostały przekazane stronie ukraińskiej 11 października, więc nie wiemy, czy udało się zebrać jakieś dowody. W połowie kwietnia wyniki te nie były jeszcze dostępne. Nie wszystkie ciała zostały jeszcze zidentyfikowane.
Czy rodziny i bliscy zamordowanych w Ołeniwce otrzymują jakąś pomoc?
Niestety, nie ma żadnej pomocy dla rodzin w śledztwie. Zgłaszaliśmy się wszędzie. Biuro rzecznika praw obywatelskich jest z nami w kontakcie, mamy możliwość rozmowy z przedstawicielami sztabu koordynacyjnego. Nasza delegacja odwiedziła organizacje międzynarodowe na początku maja. Nasi przedstawiciele zabrali ze sobą materiały wideo przedstawiające skutki tragedii, a także filmy z twarzami osób, które ucierpiały w Ołeniwce. Ze łzami w oczach powiedzieli naszym przedstawicielom, że są neutralni i że państwo rosyjskie nie pozwoliło im na wizytę. Szukamy pomocy za pośrednictwem mediów i mamy nadzieję, że w końcu uda nam się znaleźć chętnych do przeprowadzenia przynajmniej dziennikarskiego śledztwa. Jak dotąd nasza społeczność nie otrzymała żadnych takich ofert.
Czy kontaktowaliście się z innymi organizacjami pozarządowymi, również o podobnym charakterze do waszej, jak np. Rodzina Katyńska?
Jesteśmy w kontakcie z przedstawicielami organizacji obywatelskich na Ukrainie. Wcześniej nie miałam styczności z Rodziną Katyńską, ale jeśli możemy sobie nawzajem pomóc lub uczyć się z ich doświadczenia, byłoby wspaniale.
Co można zrobić na rzecz uwolnienia pozostałych jeńców i wyjaśnienia tragedii w Ołeniwce?
Mówić o nich codziennie i wszędzie. Przypominać społeczności międzynarodowej, że może uratować tych, którzy przeżywszy podwójne piekło, wciąż czekają na naszą pomoc. Obecnie w niewoli pozostaje ponad 100 żołnierzy, którzy przeżyli tamtą noc, z czego ok. 70 jest uznawanych za ciężko rannych – według dokumentów strony rosyjskiej. 21 września udało nam się uwolnić 8 żołnierzy z listy ciężko rannych. Gdzie są pozostali? Jaki jest ich stan? A co najważniejsze, dlaczego nie zostali uwzględnieni na listach do wymiany? Są to pytania, z którymi ich rodziny zasypiają i budzą się każdego dnia. Potrzebujemy pomocy mediów, aby informować opinię publiczną o tym, co dokładnie wydarzyło się tej strasznej nocy, a tak się składa, że dziś to my – żony, siostry, matki i narzeczone – jesteśmy głosami naszych jeńców wojennych.
Czas pokazał, że nikt poza rodzinami nie zajmie się tą sprawą i nie będzie nalegał na śledztwo. Minęło 10 miesięcy i ta tragedia nie powinna tak po prostu bezkarnie odejść, zwłaszcza że musimy walczyć o życie i wolność więźniów, którzy zgodnie z prawem międzynarodowym podlegają repatriacji. Teraz sensem naszego codziennego życia jest praca nad ustaleniem faktów zbrodni, komunikowanie się ze świadkami, monitorowanie mediów w nadziei na znalezienie osób zainteresowanych pomocą w odkryciu prawdy o tragedii w Ołeniwce, a także uzyskanie pomocy w walce o powrót wszystkich ocalałych z wysadzonego hangaru.
Czytaj więcej: Donbas walczy
Wywiad opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 23(67) 10-16/06/2023