Leszek Wątróbski: Czym jest sztuczna inteligencja?
Maria Czerepaniak-Walczak: Samo pojęcie „inteligencja” jest interesujące. Ludzie myślą, że to jest coś naturalnego. Okazuje się, że to słowo zostało w pierwotnym znaczeniu oznaczało grupę osób. Jest pochodzenia rosyjskiego. W XIX w. oznaczało grupę osób zarabiających na życie pracą swoich umysłów — ludzi wykształconych, uprawiających wolne zawody prawnicze, nauczycielskie oraz zaangażowanych społecznie i politycznie, kwestionujących istniejący system polityczny i społeczny, wyznaczających standardy wartości kultury wysokiej (literatury, sztuki). Było to więc określenie zarówno grupy społecznej, jak i stanu umysłu zorientowanego na postęp, na zmianę warunków życia. Z tego też źródłosłowu wywodzi się właśnie pojęcie inteligencji, którym się posługujemy w języku potocznym. Jest stosowane na określenie osoby zdolnej do rozwiązywania nowych problemów poprzez wykorzystanie potencjału własnego umysłu.
Naszą inteligencję poddawano różnym badaniom, jakim?
Potencjałem umysłu zdolnego do odkrywania i rozwiązywania nowych problemów, logicznego i twórczego przetwarzania informacji oraz inwencji w nowych sytuacjach zainteresowali się psychologowie i uwierzyli, że można nią zmierzyć zdolności człowieka. Stąd też wzięły się testy na inteligencję — jej miara iloraz inteligencji IQ. Konsekwencje takiego podejścia do badań były daleko idące. Zarówno dla poszczególnych osób, jak i dla całych grup. I tak np. w latach dwudziestych XX w. w USA na Ellis Islands, gdzie przyjmowano imigrantów, obok badania czystości skóry czy stanu zdrowia robiono właśnie testy na inteligencję. I jeżeli ktoś nie przeszedł tego testu pomyślnie, to był odsyłany do kraju, z którego przyjechał. Można tu wspomnieć film „Forrest Gump”. Gdy okazuje się, że ze względu na niski iloraz inteligencji bohater nie może być przyjęty do szkoły, matka oznajmia, że kilka punktów nie może pozbawiać jej syna takich możliwości, jakie ma każdy inny. W tym samym roku (1994) co film ukazała się książka Herrnsteina i Murraya pt. „The Bell Curve: Intelligence and Class Structure in American Life”. Wzbudziła ona wiele kontrowersji. Autorzy skupili się na udowodnianiu związków inteligencji z klasą i rasą we współczesnym społeczeństwie. Ale już wcześniej iloraz inteligencji stał się ważnym narzędziem dla wyznawców i praktyków eugeniki. To wzbudza moje wątpliwości odnośnie sytuacji, gdy używa się słowa inteligencja w kontekście oceniania konkretnych osób.
Wiara w sztuczną inteligencję może budzić niepokój…
…a cały czas mamy na myśli zdolność rozwiązywania problemów przez nasz umysł węglowy, bo nasze ludzkie umysły — to właśnie mózgi węglowe: neurony, synapsy, aksony. Zdolność do rozwiązywania problemów za sprawą odkrywczych, twórczych mózgów węglowych, mają także sieci neuronowe skonstruowane z użyciem krzemu. Okazuje się więc, że pojawia się również mózg krzemowy. Ma on wielki potencjał, bazujący na znacząco innych mechanizmach aniżeli te, które funkcjonują w naszych umysłach — a mianowicie bazuje na algorytmach, rozumianych jako skończony ciąg jasno zdefiniowanych czynności koniecznych do wykonania cyklu zadań. I nie wiem, dlaczego proces ten nazwano sztuczną inteligencją. Czy dlatego, że została „wyprodukowana” przez człowieka tak jak proteza, a nie przez naturę? Można byłoby równie dobrze przyjąć, że jest to potencjał mózgu krzemowego i wymyśleć inną nazwę. Jest to bowiem wytwór w pierwszej kolejności mózgu węglowego, czyli inteligencji człowieka. Może nie wystarczyło ludziom wyobraźni, nie byli w stanie wymyśleć innej nazwy. Ale zostawmy sprawę nazwy. Skupmy się na istocie tego wynalazku. Człowiek skonstruował algorytmy, które mogą się okazać bardzo pomocne, ale mogą też stanowić zagrożenie — zresztą, jak każdy inny wynalazek. Trzeba bowiem pamiętać, że każdy wynalazek ma zawsze dwa oblicza jak medal dwie strony: pozytywną i negatywną — czyli plusy i minusy. Może służyć człowiekowi do robienia rzeczy dobrych, pozytywnych, służących osobie i społeczeństwu, ale może być też wykorzystany do czynienia zła, szkód, a nawet unicestwienia ludzkości.
Czytaj więcej: Sztuczna inteligencja. Czy jest się czego bać?
Porozmawiajmy więc najpierw o plusach…
Sztuczna inteligencja wzbudza powszechne zainteresowanie i wiele nadziei. Okazuje się, że może być wykorzystana do wytwarzania pewnych dóbr kultury. Może być wykorzystana w malarstwie, muzyce, literaturze czy poezji, ale przede wszystkim w trosce o zdrowie człowieka. Okazuje się bowiem, że algorytmy znakomicie radzą sobie w diagnozowaniu wielu stanów lub sytuacji np. w projektowaniu potencjalnych skutków działalności człowieka. Można więc je zastosować tam, gdzie zaczyna brakować nam wyobraźni. I wtedy są one w stanie otworzyć nowe pola refleksji. Dzięki temu możemy dostrzec zdecydowanie więcej. Można to np. porównać do fotografii, gdzie im więcej pikseli, tym bardziej czytelny obraz. I bywa tak, że kiedy nie zwracamy uwagi, na co patrzymy czy sobie wyobrażamy, to prezentacja tego na ekranie komputera jest bardziej widoczna i czytelna. Myślę, że ostatnio nie tyle sztuczna inteligencja jest przedmiotem tak wielu nadziei i niepokojów, co jeden z jej wytworów — a mianowicie taki wdzierający się do życia codziennego ludzi, a zwłaszcza do edukacji chatbot GTP, z którym można sobie porozmawiać, korespondować i który może być pomocny w wykonywaniu wielu zadań.
Wszyscy bardzo lubimy personalizować różne rzeczy…
…i nie tylko posługiwać się słowami, ale także personalizować, uczłowieczać. Gdy z kimś nieznajomym rozmawiamy przez telefon albo komunikujemy się pisemnie, to próbujemy sobie wyobrazić, jak ten nasz rozmówca wygląda. To mogłoby być interesujące: porozmawiać z osobami korzystającymi z chatbota i dowiedzieć się, jak sobie wyobrażają właściciela tego głosu po drugiej stronie — czy autora teksu, który jest odpowiedzią na nasze pytania. Jakie odzwierciedlenie w umyśle tego człowieka przybiera ta postać? Spróbujmy wyobrazić sobie, jak wygląda ten nasz rozmówca. Myślę, że warto byłoby przeprowadzić taki test w różnych grupach wiekowych i sprawdzić, kim jest właściciel tego głosu/tekstu. Zakładam trochę hipotetycznie, że dla wielu osób to jest taki ludzik automat z klocków lego. Kiedy sama korzystałam z odpowiedzi chatbota, próbowałam sobie wyobrazić, że ta osoba po drugiej stronie jest zdecydowanie młodsza ode mnie, płci żeńskiej i to ja z nią prowadzę wywiad. Ja stawiam pytanie, a ona mi odpowiada. Być może moje myślenie skażone jest moim doświadczeniem egzystencjalnym. Gdy czytałam powieści fantastyczne, wyobrażałam sobie postaci i obiekty w nich występujące. Tym razem uległam jednak pokusie i zapytałam: „jak wyglądasz mój rozmówco, moja rozmówczyni?”. I oto odpowiedź: „jako sztuczna inteligencja, nie posiadam fizycznego ciała, więc nie mogę wyglądać. Jestem programem komputerowym, który odpowiada na Twoje pytania i udziela odpowiedzi. Jestem jedynie zbiorem algorytmów i danych, które pozwalają mi na przetwarzanie i generowanie odpowiedzi na podstawie wprowadzonego tekstu. Moją rolą jest pomaganie Ci w odpowiedzi w języku naturalnym na twoje pytania i rozmawianie z tobą w sposób, który, mam nadzieję, będzie dla Ciebie pomocny”. Przejrzysta, wyczerpująca odpowiedź, nieprawdaż? Ale i tak próbuję wyobrazić sobie, a może raczej stworzyć w umyśle, a następnie graficzną, materialną reprezentację tego pomocnika/tej pomocnicy.
Ja też zapytałem o sztuczną inteligencję chatbota. Oto co mi odpowiedział: Jako sztuczna inteligencja, nie mam własnych przekonań ani uczuć, ale mogę powiedzieć, że sztuczna inteligencja (SI) jest dziedziną informatyki, która zajmuje się tworzeniem programów i systemów, które potrafią wykonywać zadania, które normalnie wymagałyby ludzkiej inteligencji.
Sztuczna inteligencja stosowana jest w różnych dziedzinach takich jak: medycyna, przemysł, nauka, finanse i wiele innych. Może pomóc w automatyzacji procesów, przewidywaniu trendów, analizie danych, a nawet w tworzeniu innowacyjnych rozwiązań. Jednakże, jak każda nowa technologia, sztuczna inteligencja stawia także przed nami wyzwania i zagrożenia. Należy zadbać o to, aby była ona odpowiednio zaprojektowana i kontrolowana, aby zapewnić bezpieczeństwo i ochronę prywatności użytkowników.
Cdn. w następnym numerze „Kuriera Wileńskiego”.