Więcej

    Quo vadis, Polsko?

    Stare piłkarskie powiedzenie mówi, że jesteś tak dobry jak twój ostatni mecz. W grudniu ub.r. piłkarska reprezentacja Polski na mundialu w Katarze znalazła się w gronie 16 najlepszych drużyn świata. Minęło raptem dziewięć miesięcy i wiemy, że jej szanse, by bezpośrednio zakwalifikować się do grona 24 najlepszych drużyn… Europy, są już tylko matematyczne. Gdyby po losowaniu grup eliminacyjnych przyszłorocznych mistrzostw Europy w piłce nożnej ktoś odważył się powiedzieć, że Polska może nie zagrać po raz piąty z rzędu w finałach, w najlepszym razie mógłby się narazić na zarzut siania defetyzmu. Grupę z Czechami, Albanią, Mołdawią i Wyspami Owczymi, z której awans przewidziano dla dwóch pierwszych drużyn, nazywano wręcz grupą śmiechu. Tymczasem wystarczyły trzy spotkania, by Biało-Czerwoni przekonali, że dla nich niemożliwe nie istnieje.

    Inauguracyjną, marcową porażkę w Pradze z Czechami można było jeszcze jakoś przeboleć, tłumacząc ją rozpoczętą przebudową kadry przez nowego selekcjonera. Ale okoliczności i kompromitująca przegrana w czerwcu w Mołdawii zapaliły ostrzegawcze światło. U progu wakacji podopieczni Fernanda Santosa znaleźli się na przedostatnim miejscu w stawce z marnym dorobkiem 3 pkt.

    W tej sytuacji wrześniowe mecze z Wyspami Owczymi i Albanią, których do niedawna nikt by się specjalnie nie obawiał, urosły do rangi szekspirowskiego dylematu: być albo nie być. Portugalski selekcjoner, widząc, że młodzież nie radzi sobie tak, jak by oczekiwał, zarzucił proces odmładzania kadry i dla ratowania kwalifikacji przywołał schodzących ze sceny rutyniarzy w osobach Grzegorza Krychowiaka i Kamila Grosickiego. Wystarczyło, by wymęczyć po bardzo słabej grze zwycięstwo w Warszawie z Wyspami Owczymi. Nie wystarczyło, by choćby zremisować w Tiranie z Albanią…

    Pozostaje liczyć na cud w postaci wygrania trzech ostatnich meczów przy korzystnych rezultatach innych spotkań w grupie, ewentualnie na promocję przez baraże z rozgrywek Ligi Narodów. Polski futbol znalazł się na zakręcie. Przed wrześniowymi meczami Robert Lewandowski, kapitan reprezentacji, udzielił głośnego wywiadu, w którym wylał z siebie litry żalu na temat odpowiedzialności graczy za wyniki drużyny, otoczki organizacyjnej ze strony federacji i paru innych kwestii. Jak mówił po meczu w Tiranie, liczył na wstrząs w zespole, który pozwoli przełamać niemoc. Plan się nie powiódł, polska kadra pikuje w dół, a na wyłuszczenie wszystkich przyczyn nie starczyłoby drugiego takiego felietonu. 

    Czytaj więcej: Robert Lewandowski sportowcem roku 2020


    Komentarz opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 37 (107) 16-22/09/2023