Mityczność Marka Hłaski wiąże się przede wszystkim z rangą zmian politycznych, które miały miejsce w 1956 r. – tłumaczy prof. Anna Nasiłowska. – Hłasko wydał wówczas swój słynny zbiór opowiadań „Pierwszy krok w chmurach”. I Nagle socrealizm okazał się przeszłością, nie było już do niego powrotu. To jest zbiór opowiadań dość brutalnie pokazujących powojenne życie. Także życie tzw. klasy robotniczej, która wcześniej była przedstawiana jako wiodąca siła narodu. A tu nagle Hłasko pokazuje jakieś ciemne zaułki, młodych ludzi czujących się jak wyrzutkowie społeczni i agresywnych, podpitych robotników czy ludzi z marginesu społecznego. Tak wygląda codzienność w „Pierwszym kroku w chmurach”.
„Pierwszy krok w chmurach” nie był pisarskim debiutem Hłaski, ale to od niego zaczęła się jego błyskawiczna, wielka, acz krótka kariera. Opowiadania zebrały wiele pozytywnych recenzji. Nakład 10 tys. egzemplarzy wyprzedał się bardzo szybko, książka była dwukrotnie dodrukowywana.
Czytaj więcej: Sławomir Mrożek, wieczny uciekinier
Niepokorna dusza
Hłasko urodził się w Warszawie i od dziecka sprawiał spore problemy wychowawcze. Legenda głosi, że kiedy jako dwulatka go chrzczono i ksiądz z kościoła Najświętszego Zbawiciela zadał mu pytanie, czy wyrzeka się złego ducha, miał kilka razy odpowiedzieć, że nie.
Był jedynakiem, synem Macieja Hłaski, urzędnika państwowego i Marii Łucji z domu Rosiak. Matka wychowywała go w dużej mierze samotnie, bo gdy Hłasko miał zaledwie trzy lata, jego rodzice się rozwiedli. Ojciec wkrótce ponownie się ożenił, a dwa miesiące po wybuchu wojny zmarł na gruźlicę nerek.
– On się trochę stylizował na naturszczyka, człowieka z ludu, ale tak naprawdę pochodził z rodziny inteligenckiej, jego matka była dobrze wykształcona – tłumaczy prof. Nasiłowska.
W czasie okupacji Marek z matką mieszkali w Warszawie. W jej trakcie Maria straciła pracę w sekretariacie dyrekcji Elektrowni Miejskiej i do Powstania Warszawskiego utrzymywała się z prowadzonego straganu z żywnością, co wpłynęło na pogorszenie sytuacji materialnej rodziny. Po ustaniu powstańczych walk matka wraz z synem udali się do Częstochowy. Odtąd rozpoczęła się ich tułaczka po różnych miejscach kraju. Mieszkali w Chorzowie, Białymstoku, w końcu trafili do Wrocławia.
– Po II wojnie światowej wszystkie rodziny były mniej czy bardziej rozchwiane – mówi Anna Nasiłowska. – Hłasko wychowywał się we Wrocławiu, ale nie skończył żadnej szkoły. Na przełomie lat 1949 i 1950 został usunięty z liceum za „notoryczne lekceważenie przepisów szkolnych, wykroczenia natury karnej oraz za wywieranie demoralizującego wpływu na kolegów”.
By się utrzymać, Hłasko ukończył kurs prawa jazdy i zatrudnił się jako pomocnik kierowcy, a potem kierowca ciężarówki. Pracował m.in. w Bazie Transportowej w Bystrzycy Kłodzkiej. Kilka lat później doświadczenia z tej pracy opisał w swojej pierwszej ukończonej książce „Następny do raju”. Dużo już wtedy czytał. Szczególnie Fiodora Dostojewskiego, Ernesta Hemingwaya i Williama Faulknera.
Czytaj więcej: Morawiecki: Powstanie Warszawskie miało przywrócić wolność
Sukces kinowy
Sukces literacki i idący w ślad za nim szeroki rozgłos sprawił, że Hłasko zaczął współpracować z polskim środowiskiem filmowym. – Na przestrzeni lat 1957–1958 powstały trzy adaptacje, które zyskały szeroki oddźwięk – mówi Anna Nasiłowska. – Pierwszy to film „Pętla” Wojciecha Jerzego Hasa na podstawie opowiadania Hłaski pod tym samym tytułem. Drugi, „Ósmy dzień tygodnia” Aleksandra Forda, także zgodny z tytułem opowiadania, i wreszcie „Baza ludzi umarłych” Czesława Petelskiego na podstawie książki Hłaski „Następny do raju”. W tym okresie w kinie europejskim popularnością cieszył się włoski neorealizm, który pokazywał świat powojenny w bardzo czarnych barwach. Polska szkoła filmowa, podkreślmy znakomita, miała u swoich początków także takie neorealistyczne obrazy inspirowane właśnie twórczością Hłaski.
Po obejrzeniu ekranizacji „Ósmego dnia tygodnia” pierwszy sekretarz KC PZPR Władysław Gomułka zabronił wyświetlania filmu zarówno w kraju, jak i za granicą. Wycofano go z festiwalu w Cannes. Wbrew decyzji władz film pokazano jednak na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Wenecji i emitowano w Niemczech Zachodnich. Jego oficjalna premiera w Polsce odbyła się jednak dopiero w 1983 r. W głównych rolach w tym filmie zagrali niemiecka aktorka Sonja Ziemann i Zbigniew Cybulski. Od tego momentu rozpoczęła się znajomość Hłaski z Ziemann, która, już na emigracji, zakończyła się jedynym małżeństwem w życiu pisarza.
– Byłam pytana, jako prezeska Stowarzyszenia Pisarzy Polskich, czy poprę inicjatywę wystąpienia o ustanowienie roku Hłaski – kontynuuje prof. Nasiłowska. – Charakterystyczne, że to pytanie padło z kręgów filmowych. Te trzy filmy, które wymieniłam, są przecież bardzo znaczące. To jest początek polskiej szkoły filmowej. Dzisiaj te filmy są już archaiczne, ale dla miłośników kina, ludzi zainteresowanych jego historią, rok Hłaski jest doskonałym pretekstem przypomnienia tego dorobku, okazją, by te filmy zobaczyć. A są przecież jeszcze inne pozycje, choćby „Sonata marymoncka” – film z 1987 r., czy filmy, które powstały za granicą. Wreszcie także filmy biograficzne Hłaski, na podstawie czy też inspirowane jego twórczością.
Piękny dwudziestoletni
W 1958 r. za „Pierwszy krok w chmurach” Hłasko otrzymał prestiżową Nagrodą Wydawców. Wówczas kończyła się jednak odwilż po wydarzeniach z roku 1956. Powieści i opowiadania Hłaski zaczęły razić partyjnych notabli. Pisarzowi zarzucano promowanie pijaństwa, obyczajowego rozpasania, a także umiłowanie nihilizmu i zdradę ojczyzny. Czarę goryczy przelały wywiady, których udzielił francuskim dziennikom „Le Figaro” i „L’Express”, gdzie komunizm nazwał nieludzkim systemem.
W ramach wspomnianej Nagrody Wydawców, w lutym 1958 r., Hłasko otrzymał od Ministerstwa Kultury PRL stypendium na wyjazd do Paryża. Cofnięto mu je wprawdzie, ale zdążył wyjechać z Polski. Jak miało się okazać – na zawsze.
– Wyjeżdżając na początku do Paryża, myślał o wolności na Zachodzie, ale jak wiadomo, nie jest tę wolność tak prosto znaleźć – tłumaczy Anna Nasiłowska. – Miał trudności z wieloma sprawami, wizami, legalizacją swoich podróży. Wiadomo było, że kontynuował twórczość, że ukazywały się jego powieści, ale ta twórczość była zakazana w Polsce. Nie docierała, nie mogła być wydawana, co uczyniło go od tej pory w Polsce postacią jeszcze bardziej mityczną.
Kolejne lata upłynęły Hłasce na tułaczce po Europie i Izraelu. By się utrzymać, imał się różnych prac, najczęściej fizycznych. Często ledwie starczało mu na życie. Mimo to cały czas pisał oraz publikował książki i opowiadania. W 1966 r. wydał w Paryżu mocno podkoloryzowaną autobiografię „Piękni dwudziestoletni”, w której, tak jak i w innych swoich dziełach, nie oszczędzał komunistycznej Polski. Pisał: „Mamy wszystko: nieszczęścia, mordy polityczne, wieczną okupację, donosicielstwo, nędzę, rozpacz, pijaństwo – czegóż jeszcze trzeba, na Boga? Żyjąc w Izraelu, mieszkałem z najgorszymi szumowinami, nigdy jednak nie spotkałem ludzi tak zrozpaczonych, zwierzęcych i nieszczęśliwych jak w Polsce”.
Łącznie oprócz wspomnianej autobiografii napisał: zbiór esejów, 10 powieści i 38 opowiadań. W połowie lat 60. ukazało się kilka utworów do dziś uznawanych za najlepsze w dorobku Hłaski: „Wszyscy byli odwróceni”, „Brudne czyny”, „Drugie zabicie psa” czy „Nawrócony w Jaffie”.
Żył, pił i pisał
– Dość późno Marek Hłasko trafił do Stanów Zjednoczonych – kontynuuje prof. Nasiłowska. – Nie znając języka próbował rożnych prac, zatrudniał się w kilku miejscach, ale cały czas obracał się w kręgu Polaków, którzy robili karierę w filmie. Jego przyjacielem był kompozytor Krzysztof „Komeda” Trzciński. Wiąże się z tym najtragiczniejsza historia schyłku życia ich obojga. Któregoś wieczoru w Hollywood wracali niezbyt trzeźwi. Komeda spadł ze wzgórza, a skutkiem doznanych obrażeń po jakimś czasie zmarł…
Marek Hłasko po tym zdarzeniu wrócił do Europy, gdzie wkrótce także zmarł – 14 czerwca 1969 r. w Wiesbaden (RFN), w wieku zaledwie 35 lat. Lekarz, który przyjechał na miejsce, stwierdził, że „śmierć nastąpiła stosunkowo szybko na skutek zapaści spowodowanej przez alkohol w połączeniu ze środkami nasennymi”.
– Nie wiadomo, czy zrobił to świadomie, czy było to samobójstwo, czy po prostu jego wyczerpany organizm nie poradził sobie z przyjętą dawką leków – zastanawia się prof. Nasiłowska. Po jego śmierci niemiecki „Der Spiegel” zamieścił krótki nekrolog: „Marek Hłasko, 35. Żył, pił i pisał”.
Czy twórczość Hłasko jest w tej chwili nadal aktualna? – Nie wiem – odpowiada Anna Nasiłowska. – Gdy współczesny czytelnik bierze do rąk jego opowiadania czy książki, dostrzega np. brutalne podejście do kobiet. Taki rys antyfeministyczny, który był chyba po prostu realistyczny. Ale to, że jest tam przemoc, wręcz brutalność, może razić dzisiejsze kobiety.
To o tyle ciekawe, że Hłasko u kobiet (a ponoć i u mężczyzn) cieszył się szalonym powodzeniem. Słynne były jego liczne romanse. Agnieszka Osiecka, z którą zaręczył się przed wyjazdem do Paryża, gotowa była dla niego wyjechać z Polski, pisała, że jest przy nim „jak mysz polna”. Nie mogąc wrócić do kraju, Hłasko słał do niej żarliwe listy miłosne. Ona, kiedy nie dostała paszportu, zaproponowała małżeństwo przez pośrednika. Wtedy przestał się odzywać…
Głośno było o związku Hłaski z Izraelką Esther Steinbach, która za mąż wyszła dopiero po jego śmierci. W Hollywood nic nie wyszło ze współpracy Hłaski ze słynnym reżyserem Nicholasem Rayem, twórcą „Buntownika bez powodu”, gdyż pisarz wylądował w łóżku z jego żoną, aktorką Glorią Grahame, o czym mąż bardzo szybko się dowiedział.
– Wydawało się, że dzięki małżeństwu z niemiecką aktorką Sonją Ziemann jest w stanie odnaleźć stabilizację, ale niestety, tak się nie stało, to małżeństwo też się szybko rozchwiało – wyjaśnia Anna Nasiłowska.
W 1975 r. prochy Hłaski sprowadzono do Polski i pochowano na cmentarzu Powązkowskim w Warszawie. Inicjatorką pochówku była Maria Hłasko, matka pisarza. Na nagrobku został wykuty napis, który także zasugerowała matka: „Żył krótko, a wszyscy byli odwróceni”.
Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 02 (05) 13-19/01/2024