Na liście „poszukiwanych”, którym zarzuca się „działania wrogie Moskwie” figurują obywatele różnych krajów, wśród nich premier Estonii Kaja Kallas. „Są to ludzie, którzy podejmują wrogie działania przeciwko pamięci historycznej i naszemu krajowi” — powiedział rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow.
„Uważam to za wysoką ocenę moich działań”
Na liście sporządzonej przez rosyjskie MSZ znaleźli się m.in. litewski minister kultury Simonas Kairys, mer Kłajpedy Arvydas Vaitkus, były mer Kłajpedy Vytautas Grubliauskas, były mer Wilna Remigijus Šimašius.
— Nie zdziwiła mnie ta wiadomość, zwłaszcza teraz, gdy Rosja prowadzi szeroką kampanię w celu zastraszenia ludzi na całym świecie. To, że Kreml w ten sposób odreagował na moją krytykę rosyjskiej agresji na Ukrainę, popełnianych tam zbrodni wojennych czy zniesienia sowieckich rzeźb, uważam za wysoką ocenę moich działań. Widocznie są one skuteczne, skoro trafiłem na listę osób ściganych przez Kreml. Mówiłem i nie przestanę mówić, że miejsce Putina jest przed trybunałem w Hadze — mówi w rozmowie z „Kurierem Wileńskim” Remigijus Šimašius, były mer Wilna, obecnie radny stołecznego samorządu, członek Partii Wolności.
Minister spraw zagranicznych Gabrielius Landsbergis ostrzegł, że osoby poszukiwane przez Kreml powinny uwzględnić ryzyko ewentualnych podróży do krajów trzecich, władze których mogą wykonać wydany przez Rosję nakaz aresztowania.
— Wcale mnie to nie martwi, tym bardziej, że nie mam zamiaru odwiedzać krajów totalitarnych. Kiedyś podróżowałem po Białorusi, po górach w Rosji. To były dawne czasy — było, minęło — zaznacza Šimašius.
Czytaj więcej: Rosja ogłosiła poszukiwania litewskich polityków. Na liście m.in. minister Kairys, mer Kłajpedy i Šimašius
Areszt jest możliwy
— Aresztowanie tych ludzi możliwe jest, jeśli będą się znajdować poza UE, USA czy Kanadą. W krajach, z którymi Rosja ma dobre stosunki, takich jak na przykład Chiny, Turcja czy Serbia, gdzie praktycznie i teoretycznie mogłoby dojść do zatrzymania tych osób — komentuje dr Andrzej Pukszto, politolog z Uniwersytetu Witolda Wielkiego w Kownie.
Jego zdaniem ogłoszenie listy osób działających wbrew interesom Rosji ma charakter propagandowy.
— Chodzi przede wszystkim o pokazanie, że Rosja poza swoimi granicami dba o swoje interesy. Wiadomo jednak, że ostatnio główną przyczyną było zniesienie pomników sowieckich na terenie krajów bałtyckich, Polski i innych. To jakby takie pokazanie dla rosyjskiego społeczeństwa, że Rosja dba o swoje interesy, o rosyjską pamięć. Rozpowszechnianie tego rodzaju informacji jest raczej skierowane na rosyjski rynek wewnętrzny — komentuje politolog.
— Z tego, co widać, przynajmniej na Litwie, mniejszość rosyjska nie jest wrogo nastawiona wobec Litwy. Już od dawna nie słychać, aby apelowała do Rosji o opiekę czy ochronę. Czasem zdarzają się jakieś deklaracje na Łotwie czy w Estonii, ale litewscy Rosjanie znaleźli swoje miejsce i w biznesie, i w oświacie, i w kulturze. Nie widzę możliwości i powodów u nas w kraju rozniecenia litewsko–rosyjskiego konfliktu. Zawsze jednak trzeba być czujnym — zauważa dr Pukszto.
14 lutego przedstawiciel Ambasady Federacji Rosyjskiej na Litwie został wezwany do MSZ Litwy, gdzie wręczono mu notę protestu w sprawie decyzji Rosji o wciągnięciu polityków, urzędników państwowych i innych obywateli Litwy na listę osób poszukiwanych w związku z decyzjami podjętymi przez nich w ramach pełnienia bezpośrednich obowiązków — wynika z komunikatu MSZ.