Więcej

    Od Paryża do Paryża

    Sto lat temu reprezentacja Polski po raz pierwszy wzięła udział w igrzyskach olimpijskich. W 1924 r. w Paryżu Polacy zdobyli dwa medale, a na stulecie tego wydarzenia Sejm RP ustanowił rok 2024 Rokiem Polskich Olimpijczyków. W przededniu kolejnych paryskich igrzysk rozmawiamy z Danielem Lisem, autorem książki „Pierwsza drużyna. Paryż 1924. Polski debiut na igrzyskach olimpijskich”.

    Czytaj również...

    Jarosław Tomczyk: Rok 1924 to czas olbrzymiego kryzysu gospodarczego w Polsce. Wysłanie ekipy na igrzyska olimpijskie było chyba nie lada wyzwaniem dla działaczy? 

    Daniel Lis: Przygotowania do startu w igrzyskach Polacy podjęli już w 1920 r., gdy odbyły się one w Antwerpii. Jeszcze na początku lipca gazety pisały wówczas, którzy zawodnicy pojadą do Belgii. Wkrótce ogłoszono jednak, że w związku z zagrożeniem wojną z bolszewikami nie będzie to możliwe. Rząd Władysława Grabskiego cofnął subwencję na wyjazd sportowców, a pieniądze, prawie 50 tys. franków belgijskich, przeznaczono na wysłanie delegacji dyplomatów na konferencję w Spa. Oficjalnie była to pożyczka od Polskiego Komitetu Igrzysk Olimpijskich, ale nigdy nie została zwrócona. Gdy 14 sierpnia otwierano zawody, pod Warszawą trwały już walki. Jednak czterech lat do kolejnych igrzysk też nie wykorzystano należycie i dopiero jesienią 1923 r. znów zaczęto się martwić o pieniądze. Rozpoczęto zbiórkę na rzecz funduszu olimpijskiego, ale szalejąca inflacja, a potem hiperinflacja bardzo ją utrudniały. Przykładowo „Przegląd Sportowy” pod koniec 1922 r. kosztował 560 marek polskich, a niecałe półtora roku później – 1,3 mln!

    Daniel Lis – redaktor książek non fiction, absolwent Wydziału Studiów Międzynarodowych i Politycznych Uniwersytetu Jagiellońskiego. Jako reportażysta debiutował książką „Stulecie przeszkód. Polacy na igrzyskach”. Właśnie ukazała się jego najnowsza pozycja „Pierwsza drużyna. Paryż 1924. Polski debiut na igrzyskach olimpijskich”.

    Kto sfinansował wyjazd do Paryża?

    Większość pieniędzy pochodziła ze zbiórek, również wśród Polonii, organizowano w tym celu zawody pokazowe. Ale już wyjazd jeźdźców, którzy byli żołnierzami, finansowało Ministerstwo Spraw Wojskowych, na którego czele stał gen. Władysław Sikorski. Jedna z gazet informowała, że premier Grabski wpłacił na rzecz funduszu olimpijskiego 10 mln marek, ale trudno powiedzieć, jaka była faktyczna wartość tych pieniędzy, bo przy hiperinflacji zależy to od tego, jak świeża była informacja… Gazety wtedy wiele wiadomości przekazywały z opóźnieniem. Szczegółowe relacje z Paryża ukazywały się często nawet po dwóch tygodniach. Zbiórkę na rzecz funduszu utrudniał też brak zaufania wynikający z nieustannych kłótni – nie tylko między związkami a Polskim Komitetem Igrzysk Olimpijskich, ale kłócili się też działacze z poszczególnych regionów wedle niedawnych podziałów zaborowych. „Ej, Małopolanie! Przestańcie, bo źle się bawicie!” – wzywała wielkopolska gazeta. Małopolanie uważali z kolei, że działacze z byłej Kongresówki faworyzują swoich zawodników. To pokazuje, jak trudno było Polskę skleić z trzech zaborów, co miało przełożenie także na przygotowanie i wysłanie sportowców na igrzyska.

    Otwarcie igrzysk 1924. Reprezentacja Polski na Stadionie Colombes w Paryżu

    Jak wyglądały paryskie igrzyska sto lat temu?

    Na tym najbardziej podstawowym poziomie igrzyska olimpijskie na przełomie lat się nie zmieniły. Sportowcy różnych krajów jadą na zawody bić swoje rekordy i osiągać jak najlepsze rezultaty. To wygląda podobnie od pierwszych igrzysk w Atenach w 1896 r. Jednak wszystko inne się zmienia. Sto lat temu zawodnicy byli amatorami, nie mogli zarabiać na uprawianiu sportu, pobierać żadnego wynagrodzenia. Udział kobiet był ograniczony do kilku dyscyplin, dopuszczono je m.in. we florecie, w którym startowała nasza jedynaczka Wanda Nowak-Dubieńska. Dopiero w tym roku, 2024, na igrzyskach po raz pierwszy kobiet i mężczyzn ma być tyle samo. Igrzyska 1924 były też ostatnimi rozłożonymi na wiele miesięcy, turniej rugby rozgrywano od początku maja, piłki nożnej – od końca maja, strzelectwo w czerwcu, a właściwe otwarcie odbyło się 5 lipca. Dopiero od kolejnych igrzysk w Amsterdamie następuje zawężenie wszystkich wydarzeń do mniej więcej dwóch tygodni.

    Reprezentacja Polski w piłce nożnej przed swoim pierwszym meczem na igrzyskach olimpijskich, przegranym w Paryżu z Węgrami 0:5

    Szukał Pan w Paryżu śladów tamtych igrzysk?

    Nie. Co prawda przetrwały dwie areny, na których akurat Polacy zdobyli medale, ale wiedziałem, że materiałów, których potrzebuję do stworzenia tej historii, w dzisiejszym Paryżu nie znajdę. Są przede wszystkim w polskich archiwach i bibliotekach. Zależało mi na odtworzeniu atmosfery tamtego czasu, zobaczeniu świata oczami pierwszych polskich olimpijczyków, sięgałem więc po wspomnienia i przede wszystkim relacje pisane na bieżąco. Z jakim zapachem kojarzył się szermierzom Paryż? Nie perfum Coco Chanel, ale spalin – bo samochodów było tam znacznie więcej niż w Krakowie. Chciałem też pokazać w książce, jak trudne było wyłanianie i scalanie tej pierwszej drużyny, która była złożona ze sportowców wywodzących się z trzech zaborów. Czasem nawet po polsku mówili inaczej.

    Głównym bohaterem Pana książki jest Adam Królikiewicz, pierwszy polski indywidualny medalista igrzysk olimpijskich.

    Tak, o Królikiewiczu pisałem już w poprzedniej książce, „Stuleciu przeszkód”, teraz zależało mi, by była to też historia wszystkich innych zawodników z Paryża, a było ich ponad 60. Nie byłem w stanie odtworzyć losów każdego w takim samym stopniu, ale szukałem informacji, które pozwalają zobaczyć w nich ludzi z krwi i kości, a nie statystyki w sportowej tabeli. Mieliśmy w Paryżu lekkoatletę Stefana Adamczaka, który mówił o sobie, że jest „ticzkarzem”, bo wychowywał się w Niemczech i mówił z silnym akcentem. Zbierał łyżeczki z widokami miast, w których startował. Tak jak dzisiaj zbiera się magnesy czy kieliszki. Gdy trzeba było wracać, wszyscy byli już na dworcu, tylko on szukał w sklepach tych łyżeczek, potem wskakiwał do odjeżdżającego pociągu. Kierownicy wyjazdów dostawali szału. Czy ta kolekcja łyżeczek się zachowała, niestety, nie wiem. Wiele z pamiątek po naszych sportowcach przepadło w czasie wojny, tak jak brązowy medal olimpijski Królikiewicza.

    Przypinka olimpijska z 1924 r.

    Sportowo start w Paryżu sto lat temu był dla Polaków klęską.

    W większości sportowcy jechali na igrzyska, nie wiedząc, co ich czeka. Weźmy np. wioślarzy. Wpływ na ich słabe wyniki miało to, że nie przyjechali ze swoją łodzią. Sprzęt dostali na miejscu, mieli ograniczone możliwości treningu. Zachodni sportowcy przyjeżdżali ze swoimi łodziami, ale też kucharzami, co miało wpływ na wyniki. Nasi strzelcy jechali z bronią, która nie była typowo sportową. Mieli karabiny i pistolety z magazynów wojskowych, mające zupełnie inny rozstrzał. Nie dawały szans na sukces. Marian Borzemski, jeden z lepszych zawodników w tamtym czasie, miał już dość słuchania, że jest dobrym strzelcem z marną bronią. Sięgnął więc do kieszeni po ostatnie franki i na godzinę przed startem poszedł do Amerykanów kupić sportowy rewolwer Colta. Dzięki temu drastycznie poprawiły się wyniki jego, jak i całej drużyny, ale że ta miała ten jeden pistolet, którego nie było czasu czyścić, to ostatniemu zawodnikowi broń się zacięła. Na tym tle wyróżniali się przede wszystkim kolarze i jeźdźcy, którzy wcześniej trenowali już i brali udział w zawodach za granicą. Zwłaszcza ci ostatni już mieli duże sukcesy i to wobec nich były też szczególnie duże oczekiwania. 

    Mecz Polska–Węgry na stadionie Bergeyre. W akcji z prawej Wawrzyniec Cyl

    I oni nie zawiedli.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Adam Królikiewicz zdobył jedyny indywidualny medal – brązowy, ale spodziewano się po jeźdźcach więcej. Żwir, który wysypano na darninie stadionu, faworyzował konie hodowlane czystej krwi, a my mieliśmy konie taborowe, weteranów wojennych, które w zasadzie powinny być już na emeryturze, a robiły fantastyczne wyniki.

    Drugi, a w zasadzie pierwszy medal olimpijski dla Polski zdobyła drużyna kolarzy torowych w składzie: Józef Lange, Jan Łazarski, Tomasz Stankiewicz i Franciszek Szymczyk. Wywalczyli srebro.

    Czy faktycznie był pierwszy, to niezwykle trudne do ustalenia. Relacje nie są jednoznaczne. Wiadomo z całą pewnością, że Królikiewicz zdobył pierwszy medal indywidualny, a kolarze – drużynowy. Działo się to mniej więcej w tym samym czasie tego samego, ostatniego dnia igrzysk. Wiemy, że gdy na stadionie w Colombes trwały zawody skoków przez przeszkody, przez skrzeczące megafony ogłoszono, że w zawodach kolarskich na welodromie w Vincennes, po drugiej stronie miasta, Polacy pokonali Francuzów i wchodzą do finału. Dla paryskiej publiczności to musiał być szok, bo także polska prasa pisała o tym, że Francja to kolarskie eldorado. W Polsce kolarstwo rozwijało się nieźle, zwłaszcza w Warszawie, ale było elitarne, nie cieszyło się taką popularnością jak nad Sekwaną. Dopiero w finale Polacy ulegli Włochom, ale medal już był niezagrożony.

    Reprezentacja Polski w kolarstwie na Letnich Igrzyskach Olipijskich. Zdobywcy srebrnego medalu na dystansie 4000 m drużynowo

    Wspomnijmy jeszcze jedyną Polkę na igrzyskach sprzed stu lat, florecistkę Wandę Nowak-Dubieńską.

    Jak wielu sportowców w tamtym czasie była bardzo wszechstronna. Miała wystartować w tenisie już w Antwerpii. Do Paryża pojechała jako florecistka, ale poza tym pływała, jeździła konno, na łyżwach i na nartach. Pochodziła z Krakowa i była córką premiera Juliana Nowaka. Gdy miała sześć czy siedem lat, namalowali ją zaprzyjaźnieni z jej ojcem Jacek Malczewski i Stanisław Wyspiański. Świetnie znała francuski i niemiecki, grała na fortepianie (raz na cztery ręce z Ignacym Paderewskim). A jednak jej start to dobry przykład, jak sport kobiecy był wówczas traktowany – często z pobłażaniem. Nawet dziennikarka Kazimiera Muszałówna, która relacjonowała zawody we florecie, pisała z niesmakiem o niektórych zawodniczkach, że walczą nieracjonalnie, zbyt emocjonalnie, potrafią się popłakać. Sam baron Pierre de Coubertin nie był zwolennikiem startów kobiet, mówił, że to… nieprzyzwoite, by pociły się publicznie. Dlatego jeszcze w Paryżu nie występowały w lekkiej atletyce. Floret, choćby z uwagi na strój, mężczyźni tamtej epoki uznawali za wystarczająco estetyczny i odpowiedni dla kobiet.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo
    Pierwsza polska olimpijka Wanda Nowak-Dubieńska

    Jak start reprezentacji w Paryżu oceniono nad Wisłą?

    Jeden z dziennikarzy po igrzyskach pisał, że medale przywieźli ci, „co najmniej hałasu robili przed wyjazdem, ale za to może najsumienniej i najsolidniej szykowali się do walki”. To był wyznacznik tego, jak pracować przed kolejnymi igrzyskami, bo też warto powiedzieć, że w wypadku tych słabszych startów często mówiono, że do Paryża zawodnicy jechali po naukę. Choć to brzmi jak frazes, późniejsza historia to potwierdziła. Szermierze np. dostali łupnia od Holendrów i Amerykanów, ale byli zachwyceni, że mogli się nauczyć, jak wyglądają tak wielkie zawody i na czym polega nowoczesna szermierka, podczas gdy we Lwowie i Krakowie wciąż szkolono według starego, austriackiego systemu. Szermierze odgrażali się, że wykorzystają to, czego się dowiedzieli, i w Amsterdamie faktycznie zdobyli medal. Wielu sportowców i działaczy wyciągało wnioski. Dzięki temu cztery lata później na igrzyskach Polacy zdobyli już pięć medali, a w Los Angeles – siedem. Ten trudny początek był po coś. 

    Ze sztandarem maszeruje redaktor Kazimierz Smogorzewski, następnie składa olimpijską przysięgę. Biało-czerwona powiewa nad ślizgawką

    Na koniec wątek wileński. Czy w tej pierwszej reprezentacji Polski był sportowiec związany z naszym miastem?

    W Wilnie urodził się wioślarz Andrzej Osiecimski-Czapski. Kilka dni przed swoim startem skończył 25 lat, ale miał już światowy życiorys: do szkoły chodził w Genewie, w Anglii ukończył prestiżowy college i przeszedł szkolenie wojskowe dla oficerów. Właśnie w college’u zainteresował się wioślarstwem. W 1919 r. wstąpił na ochotnika do Wojska Polskiego we Francji, potem przyjechał do Polski, walczył w wojnie z bolszewikami. Nigdy nie był ranny w czasie wojny, ale aż dwukrotnie w czasach pokoju. Najpierw podczas protestów robotniczych w Krakowie jesienią 1923 r., gdy jako oficer 8. pułku ułanów został wysłany do ich tłumienia. Drugi raz podczas przewrotu majowego jako przypadkowy przechodzień. Rany przyhamowały jego karierę sportową. Za „ofiarną służbę w wypełnianiu żołnierskiego obowiązku” został odznaczony Srebrnym Krzyżem Zasługi.

    Bokser wagi ciężkiej Tomasz Konarzewski w Paryżu dowiaduje się, czym jest lewy prosty. Dzień po swojej walce (dopiero czwartej w życiu) kończy 20 lat

    | Fot. archiwum prywatne, mat. pras., NAC, Muzeum Sportu i Turystyki w Warszawie

    Czytaj więcej: Ciało zmęczone, ale dusza szczęśliwa


    Wywiad opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 27 (81) 20-26/07/2024

    Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Afisze

    Więcej od autora

    Spacerem po krakowskim Festiwalu Miłosza

    Bardzo się cieszę, że „Kurier Wileński” o nas nie zapomina – wita nas z uśmiechem Anna Szczygieł, PR manager Festiwalu. Spotykamy się w upalny niedzielny poranek, ostatni czerwcowy, na krakowskim Rynku Głównym pod numerem 20, przed zamkniętą jeszcze bramą...

    Przypadek? Nie sądzę!

    Grali jak nigdy, przegrali jak zawsze. Niechlubnej tradycji stało się zadość i polscy piłkarze swój udział na dużym turnieju znów ograniczyli do trzech meczy grupowych. Mówi się powszechnie, że w obecnej formule mistrzostw Europy jest prawie niemożliwe, by szanse...

    Piłkarskie Euro w czasach kryzysu

    Kiedy 18 lat temu Niemcy były organizatorem piłkarskich mistrzostw świata, było to widoczne dosłownie na każdym kroku. Miasta gospodarze tonęły w okolicznościowych dekoracjach, flagi powiewały z okien licznych mieszkań, ulicami jeździły przyozdobione samochody. Mundial toczył się pod hasłem: „Świat...

    Kulturalne lato w Polsce kusi atrakcjami!

    21 czerwca zabrzmiał w polskich szkołach ostatni dzwonek i rozpoczęły się wakacje. Jak co roku pełne wydarzeń ze wszystkich obszarów kultury: muzycznych, literackich, teatralnych i filmowych.  Redakcja magazynu „Kuriera Wileńskiego” tradycyjnie przygotowała kalendarz tych, które naszym zdaniem zapowiadają się najatrakcyjniej....