Tomasz Otocki: Jesienią 1924 r. powstała kowieńska Pochodnia, oficjalnie zwana Towarzystwem Popierania Kultury i Oświaty „Pochodnia”. Czy możemy nakreślić ówczesną sytuację Polaków na Litwie? Jest to czas rządów chrześcijańskiej demokracji, nieprzyjaznej Polakom, w dodatku cztery lata wcześniej dochodzi do zajęcia Wilna przez wojska Lucjana Żeligowskiego…
Krzysztof Buchowski: Sytuacja rzeczywiście była złożona. Niepodległa Litwa od początku była skonfliktowana z odrodzona Polską. Kością niezgody i symbolem konfliktu stało się Wilno, które w październiku 1920 r. zajęły wojska gen. Żeligowskiego. Następnie Wileńszczyzna została wcielona do Polski. Litwa nie pogodziła się z tym faktem. Nie nawiązano z Polską stosunków dyplomatycznych i oddzielono się od niej niemal „chińskim murem” – zerwano łączność drogową, kolejową, pocztową i telefoniczną, zamknięto granicę; propaganda głosiła, że Litwa cały czas znajduje się w stanie wojny z Polską. Na Kowieńszczyźnie i w północnej Suwalszczyźnie mieszkało wówczas nawet 200 tys. Polaków, chociaż oficjalne dane spisowe „widziały” ich zaledwie ok. 60 tys.
Czytaj więcej: Piłsudski i Żeligowski już nie są porównywani ze Stalinem i Hitlerem
Nawet dziś, choćby w wystawie przygotowanej przez kowieński oddział Związku Polaków na Litwie z okazji 100-lecia Pochodni, wspomina się, że w Kownie Polaków było zaledwie 4 proc., choć de facto tę liczbę należy pomnożyć razy kilka.
Polska mniejszość w litewskim państwie znalazła się pod ogromna presją: widziano w niej forpocztę zagrożenia, zarzucano zdradę, a nawet odmawiano prawa do narodowej tożsamości. Reforma rolna uderzyła w ziemiaństwo. Polacy mieli problemy z zakładaniem i utrzymaniem własnych stowarzyszeń kulturalnych. A jednocześnie jako obywatele Litwy partycypowali w życiu gospodarczym i politycznym, zasiadali nawet w Sejmie. Okres od 1922 r. do wiosny 1926 r. to rzeczywiście czas dominacji chadecji w parlamencie. Ugrupowanie to było niechętne zwłaszcza rozwojowi polskiego szkolnictwa niepublicznego. Liczba szkół wyraźnie spadała, coraz trudniej było zakładać kolejne placówki. Aby zaradzić problemom, powołano do życia Pochodnię, czyli w istocie federację już istniejących towarzystw. Starania legalizacyjne rozpoczęto jeszcze jesienią 1923 r., ale dopiero po roku udało się przezwyciężyć biurokratyczne przeszkody.
Związek Polaków na Łotwie, który powstał dwa lata wcześniej niż Pochodnia, był wówczas przede wszystkim organizacją polityczną, założoną w kontekście wyborów do Sejmu Łotwy. Jak było z Pochodnią, bo z tego, co Pan pisze w swojej pracy „Polacy w niepodległym państwie litewskim 1918–1940”, to miała ona zupełnie inny charakter.
Pochodnia w miarę możliwości dbała głównie o sprawy polskiego szkolnictwa w Litwie, ale też prowadziła biblioteki i animowała życie kulturalne. A przede wszystkim organizowała tę płaszczyznę polskiej działalności i reprezentowała jej interesy w kontaktach z władzą. Natomiast kwestie ściśle polityczne, finansowe, a nawet organizacyjne były domeną innego gremium. Było nim Biuro Informacyjne przy polskiej frakcji sejmowej, nieformalnie i trochę żartobliwie zwane „Olimpem”. W kilkuosobowym gronie zasiadały osoby w praktyce kierujące całokształtem polskiego życia w międzywojennej Litwie, w tym kwestami oświatowymi.
Czytaj więcej: Związek Polaków na Łotwie liczy sto lat
Prezesem Pochodni, pełniącym tę funkcję do 1935 r., został poseł Wiktor Budzyński. Czy możemy nakreślić jego sylwetkę?
Wiktor Budzyński był wyjątkową postacią. Korzenie rodzinne miał w północnej części Suwalszczyzny. Ukończył studia agronomiczne w Krakowie i jeszcze przed I wojną światową osiadł w rodzinnym majątku. Wojnę spędził w głębi Rosji, gdzie zaangażował się w życie społeczne polskiego uchodźstwa. Po powrocie w rodzinne strony przyjął litewskie obywatelstwo, ale także silnie akcentował potrzebę obrony narodowych interesów polskiej mniejszości. Dwukrotnie został wybrany do litewskiego Sejmu, wchodził też w skład wspomnianego „Olimpu”. Objęcie prezesury Pochodni przez szanowanego posła bardzo wzmacniało tę organizację w oczach litewskiej władzy. Budzyński niejednokrotnie wykorzystywał własne umiejętności organizacyjne, pozycję polityczną i prywatne kontakty, by służyć litewskim Polakom. Osiągał na tym polu znaczące sukcesy, ale też doznawał bolesnych porażek. Po II wojnie światowej, którą spędził w Wilnie, Wiktor Budzyński osiadł w wielkopolskim Puszczykowie, gdzie zmarł w 1972 r. Pozostawił po sobie kapitalne wspomnienia, które, niestety, dotąd pozostają tylko w maszynopisie. Kilka kopii przechowują biblioteki w Polsce.
Jakie adresy związane z Pochodnią możemy wyróżnić na mapie Kowna?
Miejsc takich jest wiele, ale baczniejszą uwagę warto zwrócić na dwa z nich. Pierwsze to oczywiście siedziba dawnej polskiej spółki wydawniczej „Omega” przy ulicy Orzeszkowej 12 (obecnie Ožeškienės 16). W budynku mieściły się centrale niemal wszystkich polskich organizacji działających w Kownie, w tym Pochodni. Do dzisiaj nad wejściem do kamienicy zachowała się pamiątka w postaci wizerunku greckiej litery omega. Drugie miejsce to okazały gmach dawnego polskiego gimnazjum przy ulicy Leśnej (Miško 1), zbudowanego dzięki środkom potajemnie transferowanym z Polski i prowadzonego przez w latach międzywojennych przez Pochodnię. Jedną z wychowawczyń i nauczycielek w kowieńskim gimnazjum była Joanna z Billewiczów Narutowiczowa, żona Stanisława Narutowicza. Ale również poza Kownem zachowały się pamiątki, np. budynek dawnego polskiego gimnazjum Pochodni w Poniewieżu, na którym niedawno umieszczono pamiątkową tablicę z inskrypcją w językach litewskim i polskim.
Czy wiadomo coś o stosunkach Pochodni z innymi organizacjami polonijnymi w regionie Europy Wschodniej?
Owszem. Zarówno w materiałach archiwalnych Pochodni, przechowywanych w wileńskim archiwum państwowym, jak i archiwaliach polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych można odnaleźć wiele śladów takich kontaktów. Blisko współpracowano np. ze Związkiem Polaków w Niemczech, a także z Polakami z Łotwy. Poza tym stale kontaktowano się z Polonią amerykańską, która nawet wspierała rodaków z Litwy finansowo. Wiktor Budzyński udzielał się także na różnych szerszych forach polonijnych. Paradoksalnie najtrudniej było utrzymać relacje z Wilnem i Warszawą, ale z tym sobie radzono, docierając do Polski przez Prusy Wschodnie lub Łotwę.
Pod koniec funkcjonowania Pochodni na jej czele stali hrabia Jan Przeździecki oraz Czesław Mackiewicz. Jaki to był okres dla funkcjonowania Pochodni? Czy koniec lat 30. to czas „zwijania sztandaru”?
Nie da się utrzymać tezy, że był to czas „zwijania sztandaru”. Aczkolwiek w połowie lat 30. nastąpiły wśród litewskich Polaków istotne zmiany organizacyjne. Wymusiło je polskie MSZ, dążąc do scentralizowania zarządzania i odebrania inicjatywy środowiskom niezwiązanym z sanacją. Tendencje te nie dotyczyły jedynie Polaków w Litwie – podobny proces rozgrywał się także w innych państwach. Jan Przeździecki został formalnym szefem Pochodni, ale pierwsze skrzypce grał Czesław Mackiewicz, który został sekretarzem organizacji. On był zdolnym organizatorem, wiele potrafił wywalczyć, ale, po pierwsze, wśród litewskich Polaków pogłębiały się rozdźwięki, a po drugie, kolejny raz pogorszyły się relacje litewsko-polskie. Bezpośrednio uderzyło to w polską mniejszość i odbiło na jej stanie posiadania, przede wszystkim na oświacie i działalności Pochodni. Mimo ograniczeń aktywność organizacji pozostała imponująca zarówno przed polskim ultimatum do Litwy z marca 1938 r., jak i po nawiązaniu stosunków dyplomatycznych. Nawet po klęsce Polski we wrześniu 1939 r. Pochodnia, pozbawiona wówczas już środków z zewnątrz, silnie angażowała się w pomoc polskim uchodźcom wojennym.
Dlaczego historia Pochodni na Litwie została praktycznie zapomniana? Co można by zrobić, by o niej przypominać, skoro nawet w jej stulecie nie są planowane żadne duże imprezy?
Nie potrafię odpowiedzieć na to pierwsze pytanie. Moim zdaniem twórcom Pochodni, jej aktywistom i wszystkim członkom organizacji należy się pamięć i głęboki szacunek. Mam wrażenie, że dzieje Polaków z Kowieńszczyzny zostały w polskiej świadomości w pewien sposób zapomniane, poniekąd zastąpione trudną historią Polaków z Wileńszczyzny. Oba wątki powinny być jak najczęściej przypominane, ponieważ to część naszej wspólnej tożsamości. Warto jednak zauważyć, że Pochodnia to także całkiem istotny fragment dziejów niepodległej Litwy. Mam nadzieję, że kwestia ta zwróci uwagę także litewskich badaczy.
Kilka faktów o Pochodni
Towarzystwo Popierania Kultury i Oświaty „Pochodnia” zostało założone 1 listopada 1924 r. Rok wcześniej w Kownie odbył się specjalny zjazd oświatowy z udziałem ponad 200 delegatów z całego kraju. Zebrani uznali, że niezbędne jest powołanie centralnej organizacji czuwającej nad oświatą i kulturą. Do końca 1940 r., a więc okresu okupacji sowieckiej, w organizacji działało 10 polskich szkół podstawowych, a także trzy gimnazja: w Kownie, Poniewieżu i Wiłkomierzu. Funkcję prezesa piastował w latach 1924–1935 poseł na Sejm Litwy Wiktor Budzyński. Następnie na czele organizacji stali hrabia Jan Przeździecki i Czesław Mackiewicz. W skład Pochodni wchodziły 22 organizacje skupiające ok. 3 tys. członków. Celem działalności stowarzyszenia była aktywizacja polskiego życia kulturalnego na Litwie, wspieranie polskiego szkolnictwa i zespołów teatralnych. Ponadto zakładano czytelnie i biblioteki, w tym centralną bibliotekę w Kownie.
Jakie znaczenie ma dzisiaj Pochodnia dla lokalnych Polaków?
Mówi Alina Pacowska, dr nauk technicznych, działaczka polskiej mniejszości w Kownie:
„Pochodnia odegrała bardzo ważną rolę w życiu Polaków w Kownie w okresie międzywojennym, ale pośrednio również po II wojnie światowej. To wiem z opowiadań moich rodziców, mój ojciec aktywnie udzielał się przed wojną w działalności nie tylko Pochodni, lecz także innych polskich organizacji społecznych w Kownie. Dzięki uporowi i wytrwałości byłych członków tej organizacji, zlikwidowanej w 1940 r., a szczególnie dzięki staraniom pań Walerii Walukiewicz i Wandy Żotkiewicz otwarto w 1959 r. w Kownie kursy języka polskiego dla dzieci z rodzin polskich i mieszanych, które przetrwały okres sowiecki. Niestety, z biegiem czasu liczba uczniów powoli się zmniejszała. Natomiast w 1961 r. dzięki staraniom Heleny Urniaż powstał polski zespół amatorski, który po odzyskaniu przez Litwę niepodległości został nazwany „Kotwica”. Jednak z biegiem czasu pamięć o Pochodni powoli zanika. To jest historia, którą młodsze pokolenia już się nie interesują”.
Wywiad opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 29 (87) 03-16/08/2024