„Podkreślamy, że w pakt Ribbentrop-Mołotow (ściślej – Hitlera i Stalina) z 1939 r. i jego tajne protokoły, pomiędzy nazistowskimi Niemcami a Związkiem Sowieckim, dzięki którym podzielono Europę Środkowo-Wschodnią, miał na celu likwidację państwowości krajów Wschodniej i Środkowej Europy. To stało się jedną z podstawowych przyczyn II wojny światowej. Likwidacja państwowości była również przesłanką do najstraszniejszej tragedii Holocaustu” – czytamy w rezolucji Sejmu RL z 2020 r., która została uchwalona z okazji 75. rocznicy zakończenia II wojny światowej.
W dokumencie podkreślono, że zakończenie światowego konfliktu dla państw Europy Środkowo-Wschodniej nie przyniosło niepodległości, tylko kolejną okupację na prawie 50 lat. „Likwidacją następstw II wojny światowej dla krajów Europy Środkowo-Wschodniej było generalnie powiązane z wyprowadzeniem sił zbrojnych ZSRS, a później Federacji Rosyjskiej z Europy Środkowo-Wschodniej” – zaznaczono w akcie.
Czytaj więcej: Pakt Ribbentrop-Mołotow: Polska stała się pierwszą ofiarą tej zmowy
Reakcja Litwy
Historyk z Instytutu Historii Litwy Algimantas Kasparavičius uważa, że nawet gdyby pakt nie został podpisany, to wybuch II wojny światowej był nieunikniony.
– Jak wynika z moich licznych badań, pakt Ribbentrop-Mołotow to był tyko jaskrawy, barwny detal, wojna została zaplanowana dużo wcześniej. Decyzja o ataku Niemiec na Polskę była podjęta jeszcze w kwietniu 1939 r. Była tylko przesuwana data ataku – diagnozuje naukowiec w rozmowie z „Kurierem Wileńskim”.
Pakt został podpisany 23 sierpnia w Moskwie. Podpisy pod dokumentem złożyli szefowie dyplomacji obu krajów, Joachim von Ribbentrop i Wiaczesław Mołotow. Oficjalnie był to akt o nieagresji. Interesujące jest zachowanie państw bałtyckich na podpisanie paktu między Moskwą a Berlinem.
– Ciekawym wątkiem jest reakcja litewskiej dyplomacji na podpisanie paktu. Dyplomaci litewscy z Warszawy, Moskwy, Berlina i chyba Sztokholmu w następnych dniach po podpisaniu zaczęli wysyłać raporty do Kowna. Interesujące jest to, że nikt nie był zaniepokojony. Wszyscy traktowali umowę jako oznakę słabości hitlerowskich Niemiec i sowieckiej Rosji. Za słabość Hitlera uważano to, że podpisał on pakt ze swoim podstawowym i największym ideologicznym wrogiem. W przypadku dyplomatów łotewskich i estońskich panowała nawet radość z podpisania paktu. Sądzili, że w ten sposób wzmacnia się ich bezpieczeństwo. Łotewski minister spraw zagranicznych Vilhelms Munters uważał, że podpisanie umowy jest gwarancją, iż Rosja ich nie zaatakuje – zaznacza Algimantas Kasparavičius.
Reakcja Zachodu
Umowa sowiecko-nazistowska, twierdzi historyk, bardziej zaniepokoiła kraje zachodnie, które od razu zrozumiały, że musiało się za tym kryć coś więcej, skoro ideologiczni wrogowie podpisują pakt o nieagresji. Tym bardziej że w tym czasie trwały negocjacje Francji oraz Wielkiej Brytanii z ZSRS, które generalnie traktowały Sowietów jako przyszłych sojuszników.
Po kilku dniach na biurka Amerykanów trafił tekst tajnych protokołów mówiących o podziale Europy Środkowo-Wschodniej. Z Waszyngtonu tekst przekazano do Londynu.
– Moim zdaniem właśnie dlatego 17 września 1939 r., kiedy ZSRS zaczyna nacierać na Polskę, zachodni sojusznicy nie podjęli żadnych działań względem ZSRS. W przypadku Niemiec została wypowiedziana wojna. To była formalność, ale mimo wszystko wypowiedziana. Natomiast w przypadku ZSRS – był on traktowany jako przyszły sojusznik w globalnym konflikcie. To jest moja hipoteza, która wynika z badań nad dokumentami. To znaczy, nie ma jednego dokumentu, który by to stwierdzał. Niemniej, kiedy się złoży masę różnych dokumentów i się je przeanalizuje, to taki powstaje obraz – podkreśla historyk.
Sam wybuch wojny niemiecko-polskiej 1 września nie był dla nikogo zaskoczeniem. Wszyscy wiedzieli, że jeśli nie dzisiaj, to jutro konflikt nastąpi. Wszystkich bardziej zaskoczyło jej faktyczne błyskawiczne zakończenie.
Atak rozpoczął się 1 września nad ranem. 17 września wkraczają Sowieci. Tego samego dnia podjęto decyzję o ewakuacji najwyższych władz za granicę. W późnych godzinach wieczornych prezydent Ignacy Mościcki, naczelny wódz Edward Śmigły-Rydz i premier RP Felicjan Sławoj Składkowski przekroczyli granicę z Rumunią, gdzie zostali internowani. Za koniec kampanii wrześniowej uważa się dzień 6 października.
– Polscy dyplomaci i wojskowi twierdzili, że będą w stanie opierać się Niemcom od pół do półtora roku. To był niezbędny okres do mobilizacji sojuszników, którzy w tym czasie mogliby odpowiednio się przygotować i wysłać odpowiednią pomoc Polsce. Natomiast Niemcy przez ten czas mieli mocno się wykrwawić, ponieważ nie posiadali potrzebnych zasobów do długiej wojny. Trzeba zrozumieć, że w 1939 r. nikt dokładnie nie wiedział, jaki potencjał mają Niemcy. Bo co było wcześniej? Tylko zajęcie bez boju Austrii, Czechosłowacji i Kłajpedy. Klęska Polski była szokiem dla Zachodu. To był mniej więcej taki sam szok, jak ten z 2022 r., gdy wszyscy sądzili, że Ukraina upadnie po kilku dniach lub tygodniach. Widzimy, że stało się inaczej. To nic nowego. W historii tak się dzieje cały czas. To, że obliczenia teoretyczne nie pokrywają się z rzeczywistością, jest klasyką. Zawsze to powtarzam, że wojna nigdy nie przebiega zgodnie z planem – analizuje naukowiec.
Zaskoczenie klęską
Zdaniem rozmówcy „Kuriera Wileńskiego” Polska została szybko pokonana nie dlatego, że w sensie militarnym była bardziej zacofana niż Niemcy, tylko dlatego, że plany wojskowe zostały źle opracowane.
– Co zaczęli robić Niemcy od samego początku? Zaczęli bombardować miasta. Na drogach pojawiła się nieprzewidziana masa uchodźców. Uchodźcy zatamowali drogi i dowództwo wojskowe nie mogło skutecznie przerzucać wojska z miejsca na miejsce. To była kluczowa kwestia – twierdzi historyk.
O ile atak Niemiec na Polskę nie był raczej dla nikogo zaskoczeniem, o tyle przegrana Polski była szokiem. Zwłaszcza dla krajów bałtyckich.
– Cała litewska elita znalazła się w depresji. Zobaczyli, że duże i zdawałoby się mocne państwo tak szybko upadło. Drugim niemiłym zaskoczeniem była reakcja sojuszników. Dla Litwy zachowanie Francji i Wielkiej Brytanii względem Polski było traktowane jak zdrada. Zrozumiano, że Litwa może być następna. W listopadzie 1939 r. prezydent Antanas Smetona zlecił litewskim dyplomatom opracowanie planu na wypadek możliwej okupacji kraju. Plan przygotowali Jurgis Šaulys, Petras Klimas oraz Bronius Kazys Balutis. Plan był dosyć obszerny. Liczył ponad 20 stron. Tam było opisane, co ma się stać z finansami państwowymi, wojskiem czy reprezentacją polityczną. Niestety, bardzo mało udało się zrealizować. Ten plan trzeba był przygotować co najmniej rok wcześniej – konkluduje Algimantas Kasparavičius.
W czerwcu 1940 r. Litwa, podobnie jak pozostałe kraje bałtyckie, była już okupowana przez ZSRS.
Pakt Ribbentrop-Mołotow ma wciąż wielkie znaczenie dla najnowszej historii naszego kraju. W 50. rocznicę podpisania dokumentu w Litwie, Łotwie i Estonii odbyło się wydarzenie nazywane dziś szlakiem bałtyckim. Mieszkańcy trzech krajów bałtyckich stworzyli żywy łańcuch, który połączył Wilno z Rygą i Tallinem. Tę akcję uważa się za początek przywracania niepodległości i końca ZSRS. W tym roku, w 85. rocznicę paktu, również wzywano do wyrażenia solidarności państw bałtyckich.
Czytaj więcej: Łańcuch Bałtycki: obok języka litewskiego był też słyszalny język polski
Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 31 (94) 24-30/08/2024