Więcej

    Jak wychować pewne siebie dziecko?

    Pewność siebie dziecka nie rodzi się z sukcesów, ale z doświadczenia, że jest kochane, słuchane i akceptowane. Rodzice mają ogromny wpływ na ten proces, a ich codzienne wybory wychowawcze mogą być najważniejszym prezentem na całe życie dziecka. O sprawy związane z tym zagadnieniem pytamy Danutę Bielkiewicz, psycholożkę i psychoterapeutkę, pracującą w Centrum Psychoterapeutycznym „Šeimos Menas”, instytucji publicznej stworzonej w trosce o zdrową, dobrze prosperującą rodzinę.

    Czytaj również...

    Brenda Mazur: Jak więc budować w dziecku pewność siebie? Jak go wspierać w rozwijaniu poczucia własnej wartości?

    Danuta Bielkiewicz: Budowanie pewności siebie zaczyna się od akceptacji dziecka takim, jakie ono jest – z jego emocjami, tempem rozwoju, sposobem myślenia i stylem komunikacji. Dziecko rozwija poczucie własnej wartości, gdy czuje, że jego głos jest ważny i że ma realny wpływ na swoje codzienne życie. Często obserwuję w praktyce psychologicznej, że dzieci, którym daje się prawo do wyrażania zdania, nawet jeśli to zdanie różni się od oczekiwań dorosłych, rozwijają większą odwagę w działaniu i w relacjach społecznych.

    Podam przykład – dziecku nie wychodzi rysunek czy jakaś inna praca manualna i my robimy to za niego. To co ono może myśleć o sobie? Chyba dajemy mu sygnał, że jest do niczego.

    Zdecydowanie tak. Zachęcam rodziców do tego, by zauważali wysiłek dziecka, a nie tylko efekt. To właśnie proces, a nie wynik, buduje trwałą pewność siebie. Komunikaty typu: „Widzę, że bardzo się starałeś” albo „Podoba mi się, że nie zrezygnowałeś mimo trudności”, są dużo bardziej wspierające niż samo: „Dobrze ci poszło”. Takie podejście uczy dziecko, że warto próbować, nawet jeśli nie zawsze się uda.

    Ważne, żeby dziecko samo podejmowało próby.

    Wielu rodziców nie zdaje sobie sprawy, że nadmierna kontrola lub wyręczanie prowadzi do bierności i braku wiary w siebie u dzieci. Dlatego warto pozwalać dziecku wybierać, nawet jeśli wybór nie zawsze jest trafny. To doświadczenie jest niezbędne do rozwoju wewnętrznej siły.

    Okazuje się więc (mimo naszych najszczerszych intencji), że wyręczanie dziecka i dyktowanie mu, co powinno zrobić, wcale nie przysłuży się jego rozwojowi, nie buduje zaradności i pewności na przyszłość…

    Zdecydowanie tak. Wyręczanie dziecka, nawet z najlepszych intencji, może odebrać mu wiarę w siebie i poczucie sprawczości. Wychowanie oparte na zaufaniu do możliwości dziecka oznacza, że dajemy mu przestrzeń do nauki poprzez doświadczanie, także błędów. Zamiast mówić: „Zrobię to za ciebie, bo tak będzie szybciej”, warto powiedzieć: „Spróbuj sam, a jeśli będzie trudno, pomogę”. W ten sposób dziecko uczy się, że jego działania mają znaczenie i że dziecko nie musi być idealne, by być akceptowane. To buduje samodzielność, a także odporność psychiczną na trudności.

    Bardzo często dziecko słyszy od rodzica: bądź grzeczny, uspokój się. Czy dzieci mają być grzeczne? I co właściwie znaczy „grzeczne”? Jak dziecko ma to rozumieć? Wielu rodziców używa tego przymiotnika, nie formułując jasno jego znaczenia.

    Słowo „grzeczne” jest nieprecyzyjne i bywa nadużywane. Często w praktyce oznacza ono po prostu „bądź cicho”, „nie przeszkadzaj”, „dostosuj się”. Tymczasem dziecko nie potrzebuje być grzeczne, ale rozumiane i wspierane. Gdy mówimy dziecku, że ma być grzeczne, nie dajemy mu informacji, czego konkretnie od niego oczekujemy. Warto zamiast tego używać jasnych, konkretnych komunikatów: „Chciałabym, żebyś teraz mówił ciszej, bo siostra śpi” albo „Proszę, odłóż zabawkę, bo za chwilę jemy obiad”. Taka komunikacja uczy dziecko empatii, zrozumienia sytuacji i szacunku do innych, jednocześnie nie narzucając mu sztywnych ram zachowania, które często są nierealne. Dziecko nie powinno tłumić swoich emocji, by sprostać wyobrażeniu dorosłych o grzeczności. Zamiast uczyć posłuszeństwa za wszelką cenę, warto uczyć autorefleksji, empatii i odpowiedzialności.

    Dziecko obserwuje i uczy się nie tego, co mówimy, ale co robimy
    | Fot. stock

    Drugie sformułowanie, które dziecko czy nawet nastolatek słyszy od rodzica, to: „Musisz tak zrobić, bo ja tak powiedziałem!”. Czy takie autorytarne postawienie sprawy, na ostrzu noża, jest wychowawcze?

    Komunikaty oparte na autorytaryzmie, takie jak „bo ja tak powiedziałem”, mogą być skuteczne chwilowo, ale na dłuższą metę niszczą relację i poczucie własnej wartości dziecka. Wychowanie oparte na strachu nie buduje zaufania, tylko lęk przed karą. Dziecko, które słyszy jedynie nakazy bez wyjaśnienia, nie uczy się myślenia przyczynowo-skutkowego, nie rozumie, dlaczego coś jest ważne. W mojej praktyce zachęcam rodziców do budowania relacji na dialogu i partnerstwie. Dziecko ma prawo pytać „dlaczego?”, a dorosły powinien być gotów udzielić odpowiedzi. Taki styl wychowania uczy samodzielności myślenia, rozwija krytyczne spojrzenie i wzmacnia relację opartą na szacunku, a nie na władzy.

    Wielu opiekunów uważa, że krytykowanie i wypominanie błędów, to jest metoda, która spowoduje, że dziecko „się naprawi”, że się zmieni. Dziecku wiecznie krytykowanemu trudno jest chyba nabrać zaufania do siebie?

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Różnica między konstruktywną informacją zwrotną a krytyką jest ogromna. Krytyka, szczególnie ta ogólna, np. „znowu wszystko zepsułeś”, rani, obniża samoocenę i buduje w dziecku przekonanie, że jest niewystarczające. Tymczasem konstruktywna informacja zwrotna powinna zawierać konkret, odnosić się do działania (nie do osoby) i zawierać sugestię, co można poprawić. Na przykład: „Widzę, że próbowałeś ułożyć puzzle, ale kilka elementów jeszcze nie pasuje. Może spróbuj zacząć od rogów?”. Taka forma wsparcia pokazuje dziecku, że błędy są normalną częścią nauki. Dziecko, które słyszy komunikaty wspierające, nie tylko uczy się poprawiać błędy, ale też nabiera odwagi, by próbować dalej. To fundament rozwoju i wiary w siebie.

    Kiedyś mówiło się, że „dzieci i ryby głosu nie mają”. I właściwie w wielu jeszcze domach spotyka się ten model. Czy Pani w swojej praktyce spotyka się z tym problemem, że młody człowiek nie może wyrażać siebie?

    Tak, bardzo często. Nadal w wielu rodzinach funkcjonuje przekonanie, że dziecko powinno „znać swoje miejsce” i słuchać dorosłych bez zadawania pytań czy wyrażania własnego zdania. To przekłada się na brak przestrzeni do swobodnej ekspresji emocji, potrzeb i opinii. Dzieci wychowywane w takich warunkach uczą się tłumić swoje uczucia, co może skutkować problemami emocjonalnymi, trudnościami w relacjach i niską samooceną. W pracy psychoterapeutycznej widzę, jaką ulgą i siłą staje się dla młodego człowieka możliwość bycia wysłuchanym bez oceniania, bez presji. Uważne słuchanie dziecka, dawanie mu przestrzeni na własne zdanie i okazywanie szacunku do jego emocji to fundament zdrowego rozwoju psychicznego i emocjonalnego. Głos dziecka nie powinien być tłumiony – powinien być traktowany poważnie, bo to dzięki temu buduje się w nim poczucie, że jest ważne i ma wpływ na swoje życie.

    Załóżmy, że dziecko z jakichś powodów – bo rodzice są niewydolni wychowawczo, nieobecni – nie dostało tego wszystkiego, co buduje zaufanie młodego człowieka do siebie. Czy to znaczy, że jest stracone?

    Zdecydowanie nie. Choć brak wsparcia i bezpiecznej relacji z rodzicem na wczesnym etapie rozwoju może utrudniać budowanie zdrowego poczucia własnej wartości, to absolutnie nie oznacza, że taka osoba nie ma szansy na rozwój i trwałą zmianę. W psychologii mówimy o tzw. wystarczającym jednym dorosłym – kimś, kto pojawi się w życiu dziecka (lub nastolatka) i okaże mu uważność, akceptację, zainteresowanie. To może być nauczyciel, babcia, sąsiadka, trener czy nawet psychoterapeuta. Taka relacja może stać się fundamentem do odbudowania wiary w siebie i zaufania do świata. Praca z dorosłymi osobami, które nie doświadczyły emocjonalnej dostępności rodziców, pokazuje, że zmiana jest możliwa; często wymaga czasu, ale daje realną szansę na wewnętrzne wzmocnienie i rozwój. Potrzeba tylko kogoś, kto powie: „Jesteś ważny. Widzę cię. Masz prawo czuć i myśleć po swojemu”.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Mówi się, że do wychowania potrzebna jest cała wioska. Wiele osób pozbawionych w dzieciństwie bezpiecznych więzi z rodzicami przyznaje, że uratowała ich babcia, ciocia, nauczyciel, trener. Czy to możliwe?

    Tak, i to nie tylko możliwe, ale wręcz potwierdzane w wielu historiach życiowych oraz badaniach psychologicznych. Istnieje znane powiedzenie: „Do wychowania dziecka potrzeba całej wioski”. Oznacza to, że rozwój dziecka nie zależy wyłącznie od rodziców. Dziecko potrzebuje różnych dorosłych, którzy w różnych momentach jego życia będą pełnili rolę przewodników, wsparcia emocjonalnego, inspiracji. W praktyce psychologicznej często słyszę od osób dorosłych: „To moja nauczycielka w początkówce dała mi poczucie, że jestem coś wart”, „To babcia była tą osobą, która mnie wysłuchiwała i nigdy nie oceniała”. Czasem jedna taka osoba – uważna, ciepła, wspierająca – może stać się bezpieczną bazą, dzięki której dziecko lub nastolatek rozwija zaufanie do siebie i świata. To wsparcie nie musi być spektakularne; często wystarczy codzienna obecność, czasem kilka ważnych rozmów, spojrzenie pełne akceptacji. Dla dzieci, które nie doświadczyły stabilnych relacji z rodzicami, inni znaczący dorośli mogą pełnić funkcję korektywną – odbudowując w dziecku przekonanie, że może być ważne, kochane i kompetentne. Właśnie dlatego jako społeczeństwo powinniśmy dbać o relacje międzyludzkie, o obecność mądrych, empatycznych dorosłych w przestrzeni dziecka: w szkole, sporcie, rodzinie czy lokalnej społeczności.

    Dzieci, a szczególnie nastolatkowie potrzebują autorytetów.

    Autorytety pomagają dzieciom zrozumieć, jakie zachowania są odpowiednie, jakie są granice i zasady, w ramach których mogą się poruszać.

    Autorytety pomagają dzieciom zrozumieć, jakie zachowania są odpowiednie, jakie są granice i zasady
    | Fot. Marian Paluszkiewicz

    Każda rodzina to inny model wychowawczy. I de facto nie ma jednego takiego schematu, na którym się można wzorować. Jednak stale powielane są błędy. Jakich definitywnie należy unikać?

    Najczęstsze błędy, które obserwuję w pracy z rodzinami, to: brak dialogu, nadmierna krytyka, wyśmiewanie, porównywanie z innymi dziećmi, ignorowanie emocji i stosowanie kar zamiast rozmowy. Często te schematy są powielane nieświadomie z własnych domów rodzinnych. Dziecko, które nie czuje się widziane i słyszane, zaczyna wątpić w swoją wartość. Rodzice, którzy nie okazują emocjonalnej dostępności, nie uczą dziecka regulacji emocji, bo dziecko nie ma na kim się wzorować. Z kolei dzieci stale porównywane, zaczynają definiować swoją wartość przez pryzmat innych, co rodzi niepewność, zazdrość i frustrację. Świadome rodzicielstwo polega na obserwowaniu własnych reakcji, gotowości do zmiany i uczeniu się nowych form komunikacji, nawet jeśli są inne niż te, które sami znamy z dzieciństwa.

    Podsumowując, co rodzice i opiekunowie mogą zrobić, żeby ich dziecko wyrosło na ufnego, ale nie naiwnego człowieka? Mocnego w swoich decyzjach, zaradnego, odważnie idącego przez życie.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Najważniejsze to: słuchać, zauważać, towarzyszyć. Pozwalać dziecku na samodzielność w działaniu, nawet jeśli czasem oznacza to błędy. Wspierać, ale nie wyręczać. Akceptować dziecko takim, jakie ono jest, a nie takim, jakie chcielibyśmy, by było. Zaradność nie rodzi się w komforcie i kontroli, lecz w doświadczeniu, próbach i możliwościach działania. Dziecko, które od małego uczy się, że może coś zrobić samo, że jego decyzje mają znaczenie, że ma prawo do pomyłki, wyrośnie na osobę, która ufa sobie, potrafi się uczyć i adaptować do zmieniających się warunków. Rodzice mogą także wspierać rozwój pewności siebie poprzez modelowanie: pokazując, jak sami radzą sobie z porażką, jak wyrażają emocje, jak proszą o pomoc. Dziecko obserwuje i uczy się nie tego, co mówimy, ale co robimy.

    Podsumowując, pewność siebie dziecka nie rodzi się z sukcesów, ale z doświadczenia, że jest kochane, słuchane i akceptowane. Rodzice mają ogromny wpływ na ten proces, a ich codzienne wybory wychowawcze mogą być najważniejszym prezentem na całe życie dziecka.

    Czytaj więcej: Bezstresowy model wychowania, czyli dzieci i rodzice w Norwegii


    Niezwykle ciekawie na ten temat pisze dr Michaeleen Doucleff w książce „Jak bez napięć wychować pewne siebie dziecko”. Treścią jej publikacji jest opis przeżyć i problemów autorki jako matki pięciolatki. Dr Doucleff zabiera nas wraz ze swoją „problematyczną” córką na wycieczkę do trzech niezwykłych miejsc, gdzie styl życia i forma wychowywania dzieci diametralnie się różni od naszych. Mamy możliwość przyjrzeć się codzienności Majów w Ameryce, plemienia Hadzabe w Afryce oraz Inuitów, czyli Eskimosów, w Arktyce. Autorka udowadnia na stronach swojej książki, że tylko zmiana sposobu podejścia do dziecka od najmłodszych chwil jego życia może zaowocować w przyszłości jego pewnością siebie.

    „W kulturze Zachodu nie idzie nam najlepiej dawanie dzieciom autonomii. Wydaje się nam, że to robimy. Ale w ostatecznym rozrachunku wiele dzieci ma niewiele kontroli nad swoim życiem codziennym. Skrupulatnie organizujmy harmonogram ich dnia i dokładamy starań, aby jakiś dorosły nadzorował każdą jego chwilę. W ostatecznym rozrachunku praktykujemy zatem zarówno mikro-, jak i makrozarządzanie ich życiem. I w ten sposób generujemy ogromny ładunek stresu u samych dzieci i w naszych relacjach z nimi” – jak pisze autorka książki.


    Wywiad opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 23 (64) 07-13/06/2025

    Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Afisze

    Więcej od autora

    Porozumiewam się wieloma językami, również językiem tańca

    Brenda Mazur: Anno, muszę przyznać, że to była nietuzinkowa decyzja. Nie dziwi, że w wieku dojrzałym można sobie potańczyć w kółkach tanecznych, robiąc to dla zabawy i podtrzymania dobrej...

    Jak poprawić jakość życia? Rady fizjoterapeutki

    Brenda Mazur: Ten zawód niewątpliwie niesie pomoc. Jak to się stało, że zostałaś fizjoterapeutką? Beata Petrovska: Od zawsze byłam aktywna – już jako uczennica pasjonowałam się sportem. W szkole uwielbiałam...

    Utrzymuję znajomości z żywymi, ale pamiętam też o zmarłych

    Brenda Mazur: Wszędzie podkreśla Pan swoją fascynację Wileńszczyzną. Jaki jest jej powód? Wojciech Jaskuła: Kiedyś udzielałem wywiadu, który zaczynał się od słów: „Serce zostało w…”. Wówczas powiedziałem, że we Florencji....