Honorata Adamowicz: Jak doszło do tego, że zaczął Pan współpracować z Polskim Teatrem „Studio” w Wilnie?
Jarosław Cymerman: Poznałem panią Lilę Kiejzik i Edwarda Kiejzika, gdy pracowałem w Instytucie Teatralnym im. Zbigniewa Raszewskiego w Warszawie. Zostaliśmy zaproszeni na spotkanie, które odbyło się w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego RP. Bardzo zależało nam na tym, żeby Polski Teatr „Studio” w Wilnie zaczął być widoczny; żeby nie tylko postrzegano go jako przejaw aktywności Polaków mieszkających poza Polską, ale także jako zespół artystyczny.
Przez wiele lat polskie teatry spoza Polski, tworzone przez Polaków, były traktowane jako zespoły o funkcji przede wszystkim społecznej; cel ich istnienia upatrywano w budowaniu wspólnoty, podtrzymywaniu języka, tradycji i kultury. Tymczasem okazało się, że te teatry, a zwłaszcza Polski Teatr „Studio”, tworzą spektakle, które prezentują wysoki poziom artystyczny. Wtedy postanowiliśmy w Instytucie stworzyć program „Teatr polski poza Polską” (we współpracy z gdańską Fundacją „Pomysłodalnia”) i w ramach tego programu zaczęliśmy dosyć często odwiedzać Wilno.
Przyjechaliśmy wtedy z ówczesną dyrektor Instytutu Teatralnego, panią Elżbietą Wrotnowską-Gmyz, na pierwszy festiwal MonoWschód. Potem odwiedzaliśmy Polski Teatr „Studio” dosyć regularnie, bywaliśmy na premierach, na kolejnych festiwalach. Udało nam się, z czego bardzo się cieszymy, zaprosić także Polski Teatr „Studio” do Warszawy. Zagrał w Instytucie Teatralnym „Zapiski oficera Armii Czerwonej”; wybraliśmy wtedy specjalną datę – to było 17 stycznia, w dniu, kiedy Armia Czerwona zajęła Warszawę w 1945 r. Od tego się zaczęło. To jest teatr, który jest robiony przez zawodowców. To, co nas od samego początku fascynowało, to to, że ich spektakle nie tylko są zawodowe, lecz także w pełni oryginalne, że Polski Teatr „Studio” mówi własnym językiem artystycznym.
Czym Polski Teatr „Studio” wyróżnia się na tle innych podobnych instytucji kultury?
Specyfiką wileńskiego teatralnego środowiska jest to, że tu nie da się pracować i działać bez ogromnej determinacji oraz silnego środowiska. Ogromnym walorem jest to, że ten teatr narodził się ze spotkania ludzi, po prostu z pewnej wspólnoty. Próby, spektakle teatralne przez lata były okazją do spotkań po godzinach pracy po to, żeby zrobić coś, co trochę nas rozerwie, będzie takim rodzajem ucieczki od szarej codzienności. I to gdzieś zostało w tych relacjach – to znaczy, że buduje się tutaj nie tylko relacje zawodowe, lecz także przyjaźnie. To jest chyba coś, co warto podkreślić.
Towarzyszyliśmy też procesowi zdobywania przez teatr statusu sceny zawodowej. Nie był on łatwy. Od samego początku byliśmy przekonani, że Polski Teatr „Studio” powinien być traktowany także w naszym kraju jako jedna z pełnoprawnych polskich scen zawodowych. Nie ma to jeszcze miejsca, ale nam się to marzy. Dlatego bardzo ważne jest, by Polski Teatr „Studio” dysponował stałą sceną, miejscem do grania, by móc stabilnie prezentować swój repertuar.
Wydaje mi się, że kolejnym krokiem powinno być to, żeby spektakle Polskiego Teatru „Studio” brały udział w konkursach teatralnych nie tylko w tych spoza Polski, lecz także w organizowanych w kraju Ogólnopolskim Konkursie na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej czy Konkursie na Wystawienie Polskiej Sztuki Klasycznej „Klasyka Żywa”.
W tym roku Polski Teatr „Studio” w Wilnie, jedyny polski zawodowy teatr na Litwie, obchodzi 65 lat swojej działalności. To dużo czy mało dla działalności grupy teatralnej?
Jak sobie pomyślimy o tym, że jest to teatr, który działa przez wiele, wiele lat jako grupa, hasło, idea, to ta liczba jest naprawdę imponująca. Nie sztuką jest obchodzić jubileusz budynku teatralnego. Budynek jest zbudowany i stoi, jeśli nie wydarzy się żadne nieszczęście, to on będzie stał i będzie służył przez dziesięciolecia. Ważniejsze jest to, że do teatru przychodzą ludzie, że przychodzą nowe pokolenia, że istnieje rodzaj takiej ciągłości.
Przykładem jest założycielka placówki, pani Janina Stróżanowska, która później przekazała tę pałeczkę pani Lili i Edwardowi Kiejzikom – to nie jest takie oczywiste. W przypadku teatrów pozainstytucjonalnych istnieje takie powiedzenie, przypisywane Jerzemu Grotowskiemu, że taki teatr trwa tyle, ile życie psa, czyli do 15 lat. I rzeczywiście, jeżeli spojrzymy na wiele grup teatralnych, to one tyle lat działały. Powstają, tworzą. Potem ludzie się starzeją, znajdują sobie inne zajęcia, niektórzy realizują się profesjonalnie, przechodzą do pracy w innych teatrach i ten teatr, ta grupa teatralna zanika.
Tymczasem Polski Teatr „Studio” istnieje. 65 lat teatru bez stałej siedziby w rozumieniu budynku teatralnego, działa na zasadzie sztafety pokoleń, na zasadzie budowania wspólnoty – to jest rzeczywiście coś imponującego. A warto podkreślić, że ta placówka powstała w bardzo trudnych czasach dla polskiej kultury na Litwie, w czasach Związku Sowieckiego, i działała ona pomimo różnych zawieruch i później przetrwała też okres przełomu i wpisała się w kulturę, w krajobraz teatralny współczesnej Litwy. To jest coś imponującego.
Zawsze ciekawe jest przeglądanie albumów i jak widzimy te zdjęcia z ludźmi, którzy oglądali spektakle Polskiego Teatru „Studio”, chociażby z Czesławem Miłoszem, czy też z aktorami z Polski, którzy tutaj przyjeżdżali i nadal przyjeżdżają, reżyserami – to też odzwierciedla skalę jego sukcesu. To jest dużo ważniejsze niż jakieś laury na wielkich festiwalach.

| Fot. archiwum prywatne
Co świadczy o żywotności Polskiego Teatru „Studio”?
Widać zainteresowanie publiczności, chęć współpracy z teatrem aktorów, reżyserów z Polski, którzy stale i regularnie odwiedzają Polski Teatr „Studio”. To, że chcą przyjeżdżać, chcą tutaj pracować, że mają tutaj warunki i partnerów do realizacji swoich artystycznych ambicji. Repertuar zaś świadczy o tym, że Polski Teatr „Studio” na tle polskiego teatru w ogóle charakteryzuje się bardzo ciekawymi poszukiwaniami.
Kiedyś pół żartem, pół serio mówiłem, że ten teatr to prawdziwy Dom Mrożka, że tu się nie tylko chętnie gra, ale i rozumie się autora „Tanga” chyba najlepiej ze wszystkich polskich zespołów teatralnych. Jeśli chodzi o sprawy wokalne i muzyczne, to mamy tu także do czynienia z wysokim poziomem wykonawczym. Trzy lata temu Polski Teatr „Studio” odwiedził Lublin i prezentował w tamtejszym Teatrze im. Juliusza Osterwy spektakl „Na wileńskiej ulicy”. Miało to miejsce pod koniec sierpnia, czyli w czasie teatralnie martwym. Lubelski teatr trochę się martwił, czy w ogóle sprzeda bilety. Ale wszystkie zostały rozsprzedane, powitanie było bardzo gorące. A później usłyszałem wiele dobrych słów na temat poziomu spektaklu od aktorów lubelskich i innych widzów. Bo rzeczywiście byli oni nastawieni na to, że to bardziej będzie taka nostalgiczna opowieść o dawnym Wilnie, nie spodziewali się jednak tak wysokiego poziom wykonawczego. Można śmiało powiedzieć, że Polski Teatr „Studio” w Wilnie jest marką.
Co daje teatr w kontekście społecznym?
Teatrologia mówi, że nie ma teatru bez aktora. Dopóki nie pojawi się żywy człowiek, który nie gra przed drugim żywym człowiekiem, czyli widzem, to nie ma teatru. W teatrze aktor jest najważniejszy, ale jednocześnie jest tak, że teatr jest sztuką, którą bardzo trudno robi się samemu. W zasadzie nie da się tego zrobić samemu. To jest ogromna praca organizacyjna, to, czego nie widać w teatrze na scenie, a co musi być zrobione, zanim zostanie na scenie pokazane.
Umiejętność zorganizowania tekstu, gry aktorskiej, scenografii, muzyki, ewentualnie jeszcze innych jakichś elementów przedstawienia – w tym wszystkim kryje się teatr. Trzeba zrobić tak, żeby coś się wydarzyło między aktorami a widzami. Jak się coś wydarzy, to wtedy wiemy, że byliśmy w teatrze, że nigdzie indziej tego nie możemy przeżyć. Bo żaden ekran, żadna projekcja filmowa nam nie da tej możliwości bezpośredniej interakcji. Żeby był teatr, musimy wyjść z domu, spotkać się z drugim człowiekiem. I dzisiaj, kiedy te spotkania nie są takie łatwe, kiedy młodzi ludzie nie chcą bezpośredniego kontaktu, teatr może tego uczyć.
Jaka jest rola Polskiego Teatru „Studio” w upowszechnianiu polszczyzny?
Od samego początku dało się zauważyć, że dbałość o język jest dla Polskiego Teatru „Studio” fundamentem. Kultura języka – to jest nie do przecenienia. I nie chodzi tutaj tylko o uczenie języka. Teatr posługuje się żywym słowem, tym językiem, którym posługują się wilnianie. Ja wiem, że polska społeczność na Litwie, oglądając telewizję, uczy się tej polszczyzny ogólnej, tej polszczyzny używanej w Polsce. W Polskim Teatrze „Studio” mówi się tak, jak się mówi w Wilnie. Polskie media, polski teatr, który jest robiony tutaj przez Polaków mieszkających na Litwie, to jest coś, co sprawia, że ten język tutejszy żyje, że nie jest językiem martwym, wyuczonym, który jest używany tylko od święta, np. w kościele. Bardzo ważne jest, że w Polskim Teatrze „Studio” jest kontakt między pokoleniami. W życiu codziennym jest to trudne, żeby nastolatek rozmawiał z trzydziestolatkiem czy kimś starszym. Polski Teatr „Studio” pokazuje, że jest to możliwe.
Wywiad opublikowany w wydaniu magazynowym dziennika „Kurier Wileński” Nr 31 (87) 02-08/08/2025