Więcej

    Ciemne chmury nad „Grunwaldem”

    Nie zamierzam się wypowiadać o pogodzie nad miejscowością w województwie warmińsko-mazurskim, gdzie odbyła się sławna bitwa. Ale „Grunwald” w Wilnie, czyli stołeczny klub piłkarski, przeżywa obecnie nie najbardziej chwalebne chwile swojego istnienia. W tle są wielkie pieniądze i wielkie emocje, romans, zawiedzione nadzieję i – jakżeby inaczej – wielkorosyjski szowinizm.

    Podczas ostatniego meczu na stadionie na Lipówce (niegdyś „Lokomitivas”, później „Vėtra”, następnie Litewska Federacja Futbolu, aż został sprzedany „Žalgirisowi”) z trybun kibiców na murawę poleciały walizki – jako sugestia dla importowanego z Kazachstanu trenera Vladimira Čeburina, że ma opuścić klub. Trenerowi zarzuca się brak szacunku dla kibiców, brak rezultatów sportowych (w tym sezonie z dziesięciu meczów siedem przegranych), a także to, że mimo wieloletniej pracy z litewskim klubem, nie podjął żadnego wysiłku, żeby się uczyć języka litewskiego czy choćby angielskiego, pozostając wyłącznie rosyjskojęzycznym. I o ile z jednej strony może to budzić pytania o szacunek do kraju zamieszkania oraz współpracowników, o tyle z drugiej – w sposób bardzo poważny ogranicza to, z jakimi piłkarzami może pracować. A również skład zespołu wywołuje kontrowersje wśród kibiców. 

    W ostatnim czasie gniew trybun ściągnęła na siebie dotąd uważająca się za nietykalną dyrektor klubu Vilma Venslovaitienė. Wybaczano jej i wypłacanie sobie wynoszących dziesiątki tysięcy euro premii, i brak przejrzystości w rozliczaniu dotacji od miasta („Žalgiris” jest jedynym klubem piłkarskim, który takie finansowanie otrzymuje); ale protegowanie rosyjskojęzycznego trenera, z którym mają ją łączyć bardziej niż tylko służbowe relacje, na taką pobłażliwość kibiców liczyć nie mogło. W dodatku pojawiły się oskarżenia w przestrzeni publicznej, że mogła sfałszować dokumenty, uzasadniające przejęcie przez nią części udziałów w klubie od innej współwłaścicielki – a to już, gdyby się potwierdziło, byłoby przestępstwo kryminalne. Głos zabrała nawet administracja Wilna – co prawda, tłumacząc, że jako mniejszościowy udziałowiec nic nie może – więc nie jest to jedynie kwestia konfliktu kibiców i kierownictwa klubu. Gdy gra na murawie nie dostarcza pozytywnych emocji – te negatywne znajdują ujście w innych przestrzeniach. 


    Komentarz opublikowany w wydaniu magazynowym dziennika „Kurier Wileński” Nr 32 (90) 09-15/08/2025