Zaczęło się dziać, na początek w powietrzu. 10 września kilkanaście rosyjskich dronów typu Gerbera wleciało w polską przestrzeń powietrzną, nadleciały z kierunku Ukrainy i Białorusi, w czasie rosyjskich nalotów na cele ukraińskie. Cztery (a może trzy) zostały zestrzelone rakietami powietrze-powietrze wystrzelonymi z myśliwców, w tym F-35, koszt każdej ok. 2,5 mln dolarów, cele natomiast to wabiki ze sklejki i styropianu po ok. 10 tys. dolarów. Wbijanie gwoździ mikroskopem.
W tym tygodniu kopenhaskie lotnisko zostało na kilka godzin zamknięte z powodu zaobserwowania w pobliżu kilku dużych dronów typu samolotowego (znaczy musiały wystartować z katapulty), później drony zauważono również nad norweskim lotniskiem Gardermoen (Oslo). Tajemnicze drony jakoby migotały światłami, wyraźnie po to, aby spotęgować panikę.
Zamieszanie na potęgę, mamrocząca w drzemce o wartościach staruszka Europa została dość gwałtownie obudzona, niektórzy bardziej sprawni umysłowo nawet stwierdzili, że czas na powrót do realnego świata. Policje, agencje, służby, kompetentne komórki kontrwywiadu, nasłuchu i monitoringu badają sprawę, za pięć lat opublikują raport.
Na Litwie rozpoznanie leżącego na ziemi gerbera zajęło pięć godzin, a my jesteśmy znani z szybkiej reakcji. W Polsce dron, który zniósł dach domu w Wyrykach, po pewnym czasie okazał się rakietą AMRAAM, która nie trafiła i na szczęście nie wybuchła podczas upadku. Też chwilę zajęło.
Okazało się, że przodujący technologicznie świat cywilizacji europejskiej jest nieprzygotowany do przypadkowych (a raczej zupełnie nieprzypadkowych) wlotów bezpilotowców; systemy obserwacji, jeśli i istnieją, nie są dostosowane do identyfikowania tak małych celów; systemy walki elektronicznej gdzieś są, ale nikt nie wie gdzie; naziemna obrona przeciwdronowa nie istnieje w ogóle; zaś stare systemy przeciwlotnicze, skonfigurowane do zwalczania samolotów, nie mają sensu z przyczyn ekonomicznych (koszt godziny lotu myśliwca F-35A wynosi ok. 35 tys. dolarów, do tego rakiety za miliony).
Nie trzeba być jasnowidzem, aby się domyślić, kto za tym stoi. To wiadomość przekazywana przez kremlowskich gremlinów, dość czytelna. Pokazali śpiącym strażnikom wspomnień po byłej świetności, że są praktycznie bezbronni, że nie wyciągnęli żadnych wniosków z toczącej się obok czwarty rok wojny, że w razie czego nie są w stanie się obronić. I że mają przestać wspierać Ukrainę, oddając ją na pożarcie kremlinom. „Ne dożdioties”.
Komentarz opublikowany w wydaniu magazynowym dziennika „Kurier Wileński” Nr 39 (110) 27/09-03/10/2025