Podczas trzydniowej hucznej wizyty Władimira Putina w Chinach prezes Gazpromu Aleksiej Miller ogłosił podpisanie „prawnie wiążącego protokołu” z Chińczykami w sprawie budowy drugiego gazociągu do Państwa Środka. Jakby za chwilę Rosja miała sprzedawać do ChRL miliardy metrów sześciennych gazu za miliardy dolarów. Nic bardziej błędnego. Projekt jest daleki od realizacji, a Rosja – przez wojnę Putina z Ukrainą – traci status imperium gazu i ropy, zbudowany przez kilka poprzednich dekad.
Podczas kilkudniowej wizyty Władimira Putina w Chinach na początku września Rosjanie z wielką pompą ogłosili przełom w sprawie budowy nowego gazociągu do Państwa Środka. „Siła Syberii 2” ma być panaceum na wielki kryzys Gazpromu, który stracił niemal cały rynek zbytu w Europie. Chodzi o wielkie pieniądze do budżetu Rosji i umocnienie strategicznego partnerstwa Moskwy z Pekinem.
W rzeczywistości to gazowa fatamorgana, która jedynie potwierdza schyłek mocarstwowej pozycji Rosji na światowych rynkach gazu i ropy. Zresztą za ten schyłek odpowiada sam Władimir Putin, który atakując w 2022 r. Ukrainę i wchodząc w ostry konflikt z Europą, zarżnął kurę znoszącą złote jajka. Zniszczył unikalną pozycję Moskwy budowaną starannie przez dekady już od czasów Leonida Breżniewa.
Wirtualna siła Syberii
Prezes Gazpromu ogłosił, że z Chińczykami podpisano „prawnie wiążący protokół” w sprawie budowy „Siły Syberii 2”. Potencjalnie oznacza to dodatkowe 50 mld m sześc. gazu rocznie eksportowanego przez Rosję przez 30 lat – piała rosyjska propaganda.
Tyle że chińskie media nawet się nie zająknęły w tej sprawie. I słusznie. Prawnie wiążący protokół nie jest jeszcze umową dostawy, więc nie daje zielonego światła dla tego projektu. Stwarza tylko pozory postępu. Porozumienie osiągnięte w Pekinie wydaje się raczej częścią trwających negocjacji w sprawie ambitnego projektu gazociągu, który będzie dostarczał gaz z rosyjskiego półwyspu Jamał do północnych Chin przez wschodnią Mongolię.
Pekin wzmacnia swoje wpływy w Moskwie od czasu rozpoczęcia pełnej inwazji Rosji na Ukrainę w 2022 r., kiedy to Rosja straciła Europę jako główny rynek zbytu surowców energetycznych. Chiny najwyraźniej grają na czas, aby zobaczyć, czy Kreml ustąpi w trakcie negocjacji, oferując korzystne rabaty na swoje surowce, a także aby obserwować, jak projekt gazociągu wpłynie na skomplikowane stosunki Rosji ze Stanami Zjednoczonymi.
Zainteresowanie Moskwy proponowanym gazociągiem o długości 2600 km jest oczywiste. „Siła Syberii 2” zrekompensowałaby przynajmniej część rynku Unii Europejskiej, który Rosja straciła z powodu wojny na Ukrainie.
Z drugiej strony Chiny mają ogromny wybór możliwości. Pekin trzyma się strategii dywersyfikacji importu gazu, aby uniknąć nadmiernej zależności od jednego dostawcy. Rosja jest już największym dostawcą gazu rurociągowego do Chin dzięki projektowi „Siła Syberii 1”, który został uruchomiony w 2019 r. w ramach 30-letniej umowy o wartości 400 mld dolarów.
Komercyjna opłacalność nowego rurociągu jest wątpliwa. Komentarze Millera mają raczej charakter wizerunkowy: Kreml stara się pokazać „widoczność trwałej współpracy między dwoma krajami”. Pekin nie potrzebuje tego gazociągu. Ale ChRL nie ma też powodów, aby wypowiadać się na ten temat negatywnie.
Wciąż toczy się gra o cenę. Miller oświadczył, że będzie ona niższa od ceny pobieranej przez Gazprom od europejskich odbiorców, ale nie podał konkretnych liczb. Z dostępnych danych wynika, że Chiny poprosiły o ustalenie ceny zbliżonej do cen na rosyjskim rynku wewnętrznym, które są w znacznym stopniu subsydiowane. Dla Rosji oznacza to drastycznie mniejsze wpływy niż ze sprzedaży gazu do Europy.
Rosja traci miliardy
Skrajnie niekorzystne finansowo warunki przekierowania strumienia gazu z Zachodu na Wschód potwierdza coraz gorsze położenie Rosji. Przez dziesięciolecia rosyjskie ropa naftowa i gaz ziemny dostarczane do Europy w znacznym stopniu dominowały nad całą gospodarką Europy. W szczytowym momencie 37 proc. europejskiego importu ropy i 45 proc. importu gazu pochodziło z Rosji. Dzięki temu Moskwa mogła dyktować warunki. Europa była zależna – ekonomicznie i politycznie – od dostawcy surowców energetycznych, który był w stanie zniszczyć jej gospodarkę.
Napaścią na Ukrainę Putin zrujnował wysiłki poprzedników, od Leonida Breżniewa poczynając. Za czasów sowieckich i w Rosji jelcynowskiej zbudowano imperium, które faktycznie dominowało nad gospodarką Europy w czasie, gdy trwała zimna wojna. W pierwszej odsłonie (za czasów sowieckich) i w drugiej – za Putina.
Zrealizowało się marzenie prezydenta USA Ronalda Reagana, by uwolnić Europę od zależności od rosyjskiej ropy i gazu. Przyczyniły się do tego trzy różne czynniki. Pierwszym była rewolucja łupkowa. Ilość ropy łupkowej i gazu łupkowego, którą obecnie produkują Stany Zjednoczone, jest większa niż ta, którą sprzedawał Europie najpierw Związek Sowiecki, a potem Rosja. Drugim czynnikiem są siły rynkowe. Kiedy kraje Bliskiego Wschodu zauważyły, że rynek wzbogacił się o amerykańską ropę łupkową i gaz łupkowy, zamiast ograniczać produkcję i podnosić ceny, wyrzuciły swoje tanie surowce na rynek i zaczęły obniżać ceny. Obecnie nadwyżka podaży nad popytem wynosi ponad 1,5 mln baryłek dziennie.
Trzeci czynnik to błędy Kremla. W 2021 r., szykując się do inwazji na Ukrainę, postanowił zaszantażować Europę i zamknął zawory na gazociągach do Europy. Co z tego wynikło? Ceny początkowo poszły w górę, ale w ciągu kilku miesięcy zbudowano terminale, sprowadzono amerykański LNG i całkowicie zastąpiono rosyjski surowiec. W 2025 r. import LNG do Europy – z USA i innych części świata (Katar, Australia etc.) – wyniesie 155 mld m sześc. Dokładnie tyle, ile tuż przed wojną Rosja dostarczała rurociągami. Rosyjski gaz po prostu nie jest już Europie potrzebny.
Czarne złoto też nie przynosi zysku
A co z ropą? Rosja sprzedaje ją teraz głównie Chinom i Indiom z ogromnymi rabatami. Amerykańska agencja energetyczna EIA prognozuje, że w 2026 r. ropa będzie kosztować 51 dolarów za baryłkę, a na początku 2026 r. – 50 dolarów za baryłkę. Koszt produkcji rosyjskiej ropy, z uwzględnieniem podatków, wynosi 42 dolary na lądzie i 44 dolary na szelfie, a bez podatków – 32 dolary za baryłkę. A jeśli odjąć jeszcze rabaty, to cena zbliża się już do ceny produkcji w Rosji. Tymczasem główny klient Moskwy, Chiny, realizuje strategię zmniejszania zużycia ropy…
Rosja dostarcza obecnie na rynek globalny 7,2 mln baryłek dziennie. Na każde 10 dolarów spadku ceny światowej Rosja traci 26 mld dolarów. EIA twierdzi, że w ciągu kilku miesięcy ceny ropy spadną aż o 18 dolarów za baryłkę. Oznacza to, że Rosja straci już ponad 40 mld dolarów.
Do tego traci kolejne 12 mld na rabacie (Indie chcą coraz większego, naciskane przez USA). To oznacza, że Rosja traci już około 60 mld dolarów rocznie na ropie. Będzie tylko gorzej.
Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym dziennika „Kurier Wileński” Nr 38 (107) 20-26/09/2025