Więcej

    Co można wnioskować ze szczytu ONZ?

    Zjazd Organizacji Narodów Zjednoczonych w Nowym Jorku na pewien czas zdominował przekaz w mediach, a to głównie za sprawą zmiany stanowiska prezydenta USA Donalda Trumpa w kwestii rosyjskiej wojny przeciw Ukrainie. Z Europy można było dostrzec bardzo mocne wystąpienia prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Karola Nawrockiego, mające charakter programowy i określające wiele problemów, zagrożeń – a zarazem apelujące o działania, mające się im przeciwstawić. Bardzo dobrze rezonowało z nim wystąpienie ministra spraw zagranicznych RP Radosława Sikorskiego, które kierował do państwa rosyjskiego – by w sytuacji naruszania przestrzeni państw NATO przez rosyjskie samoloty nie było potem narzekań, że te samoloty będą zestrzeliwane. Osobno te wystąpienia nie brzmiałyby tak mocno, jak zestawione razem ze sobą. 

    Jednak nie sposób nie odnieść wrażenia, że wystąpienia wielu liderów na szczycie ONZ były kierowane tak naprawdę nie do społeczności międzynarodowej, co do własnych obywateli. Podobnie jak Parlament Europejski forum ONZ stało się platformą do transmitowania przekazu do odbiorców krajowych – kolejną tubą służącą do mówienia do swojej własnej bańki w swoim kraju.

    I jest to pod wieloma względami symptomatyczne w sposób przykry. Z jednej strony doszło do takiego zdezintegrowania infosfery, że chcąc trafić z przekazem do najbliższego odbiorcy, trzeba do niego wyskakiwać dosłownie z każdej konserwy i lodówki, bombardować go swoją komunikacją – i nikt z tego nie zrezygnuje, bo straci przewagę konkurencyjną. Z drugiej strony – pokazuje też, do czego została sprowadzona Organizacja Narodów Zjednoczonych… przestała się liczyć. Trudno poważnie traktować organizację, w której sekretarzami zostają politycy bez większych osiągnięć, w której na rzeczników praw człowieka regularnie są wybierani kandydaci wystawiani przez państwa najbardziej te prawa człowieka łamiące, która zbudowała szkoły dla uchodźców i przekazała zarządzanie nimi ludobójczym terrorystom.

    To ONZ dopuścił do erozji porządku prawnomiędzynarodowego, do stania na straży którego został powołany. A skoro tak – stał się areną igrzysk dla polityków chcących zaplusować w swoich bańkach. Szkoda tylko, że poza prawem międzynarodowym nie mamy lepszych instrumentów do zapewnienia pokoju. A sieci społecznościowe w tym na pewno nie pomogą.


    Komentarz opublikowany w wydaniu magazynowym dziennika „Kurier Wileński” Nr 39 (110) 27/09-03/10/2025