Nie, to zdecydowanie nie będzie zwykły mecz. Może gdzieś tam dla innych w Europie tak, ale nie dla nas, w Rzeczypospolitej. Zjadą się i z Korony, i z Wielkiego Księstwa, będą śpiewać, trąbić, krzyczeć, jakby na sejmik zjechali, albo i nawet na samą elekcję. Może nawet Wieszcz się w grobie przewróci, jak dotrą te wrzaski na Wawel. Dziać się to wszak będzie nie gdzie indziej, jeno tam, w jego ukochanej dolince, w tej, o której pisał: „Widziałem piękną dolinę przy Kownie/Kędy rusałek dłoń wiosną i latem/Ściele murawę, kraśnym dzierga kwiatem;/Jest to dolina najpiękniejsza w świecie”.
Dwieście lat później z okładem już nie rusałki słać będą doliny murawę. Na stadion w jej pobliżu wyjdą litewscy i polscy piłkarze, o których Mickiewicz słyszeć nie miał prawa, by stoczyć bój o wyjazd na mistrzostwa świata. Fakt, Litwini na podróż do odległej Ameryki szanse już stracili, ale w tych kwalifikacjach napsuli krwi wszystkim swoim rywalom. Nawet z potężnymi Holendrami odrobili w Kownie dwie bramki straty. Ich trener, Edgaras Jankauskas, przestrzega i Polaków. „Nie ma się co spierać o to, że Polska jest silniejsza, ale na naszym boisku w tych eliminacjach nikt nie miał łatwo i ona też nie będzie mieć. A czy możemy zwyciężyć Polskę? Wierzę, że tak. Polska ma lepszych piłkarzy, ale to nie gwarantuje, że przyjedzie i zabierze trzy punkty. Będziemy robić wszystko, by zostały w Kownie” – mówi w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej”.
Selekcjoner Polaków Jan Urban wie, że ani Polska nie jest tak mocna jak się niektórym wydaje, ani Litwa taka słaba. – Bez pełnej koncentracji i stuprocentowego nastawienia będziemy mieli problem z Litwą – mówił na pierwszej podczas przedmeczowego zgrupowania konferencji prasowej. – Ta reprezentacja ma mniej punktów, niż powinna mieć. Nikt nie lubi takich spotkań. Na papierze jesteśmy faworytem, ale wystarczy sobie przypomnieć ostatni mecz na Stadionie Narodowym, gdzie było nam bardzo ciężko o zwycięstwo.
Mecz budzi takie zainteresowanie, że rozmawiali o nim nawet premierzy obu państw podczas wizyty Ingi Ruginienė w Warszawie. Zaprosiła ona na trybuny w Kownie Donalda Tuska, który zaproszenie przyjął. – Przyjaźń polsko-litewska nie wymaga żadnego uzasadnienia. To wspólna historia, wspólne geopolityczne interesy i bardzo dobra współpraca bilateralna. Symbolicznym dowodem na to jest zaproszenie, jakie dostałem od pani premier – tłumaczył dziennikarzom. A ja boję się tylko o jedno – żeby te 4 tys. pozostałych kibiców z Polski, których spodziewają się organizatorzy, tej niełatwej przecież przyjaźni, swoim zachowaniem znów nie nadszarpnęły…
Komentarz opublikowany w wydaniu magazynowym dziennika „Kurier Wileński” Nr 41 (116) 11-17/10/2025
