Więcej

    Prof. Mariusz Wołos: Wilno – Piłsudskiego miejsce na Ziemi

    Jeżeli wczytamy się uważnie w to, co pisał Piłsudski, to widzimy, że prowadził dialog z nami, historykami. Ja ten dialog z nim podjąłem. Na ile umiejętnie, to już oceni czytelnik – mówi prof. Mariusz Wołos, autor biografii „Józef Piłsudski. Rzecz o nieprzeciętności”, która właśnie ukazała się na polskim rynku wydawniczym.

    Czytaj również...

    Jarosław Tomczyk: Jako że rozmawiamy w Dzień Zaduszny, pozwolę sobie rozpocząć od zjawisk nadprzyrodzonych. Mamy świadectwa, że Józef Piłsudski po swojej śmierci wysyłał sygnały z zaświatów. Zapalało się światło w Belwederze, dzwonił dzwonek z jego pokoju…

    Mariusz Wołos: Na ile są to wiarygodne świadectwa, na ile kwestia przypadku, jako uczonemu może nawet nie wypada mi w to wchodzić. Ale odniosę się inaczej. Na pewno Piłsudski posiadał zdolności bycia medium. Talerzyki, wywoływanie duchów, bawiono się tym już w okresie legionowym. On sam pisał, że objawiali mu się różni ludzie.

    W maju 1920 r., po stracie życia w bitwie z czerwonoarmistami, objawił mu się rtm. Stanisław Wilhelm Radziwiłł, adiutant, który miał przejść przez salonkę Piłsudskiego, wypowiadając słowa: „rozkaz spełniony”. Wedle relacji było to w momencie, w którym zginął. Gdy w roku 1934 zmarł bliski Marszałkowi gen. Julian Stachiewicz, też miał rzekomo objawić się Marszałkowi, stanąć na baczność i stuknąć obcasami. „Dobry żołnierz, przyszedł się pożegnać” – skomentował to Piłsudski.

    Mógłbym takich paranormalnych zjawisk przytoczyć więcej. Coś było takiego w Marszałku, że w nie wierzył. To były czasy, gdy część inteligencji, oględnie mówiąc, bawiła się w wywoływanie duchów i to się chyba w ten trend wpisuje. Ja się w to nie zagłębiam, bo mamy z Marszałkiem i tak niemało kłopotów, jeżeli chodzi o interpretowanie faktów.

    Czytaj więcej: Filmowy życiorys Józefa Piłsudskiego

    Zejdźmy zatem na ziemię, do Wilna. Piłsudski je kochał, choć jego dzieciństwo w nim wcale nie było łatwe.

    Nie było. Po stosunkowo idyllicznym okresie życia w Zułowie, po pożarze majątku należącego do ojca, rodzina była zmuszona przenieść się do Wilna i żyć w coraz gorszych warunkach, co oddawało kondycję finansową. Kilkukrotnie zmieniano mieszkania i za każdym razem na coraz mniejsze. Piłsudski skończył gimnazjum wileńskie w murach uniwersytetu, w którego budynkach kiedyś wyrastali filomaci czy filareci, ale bardzo źle je wspominał, jako instrument rusyfikacji i obrzydzania historii Polski, wszystkiego tego, co było mu szczególnie bliskie. Wręcz tego gimnazjum nienawidził, a mimo to Wilno traktował zawsze jako swoją ukochaną małą ojczyznę i marzył o tym, by je odzyskać, co udało się ziścić w kwietniu 1919 r.

    Jeśli chodzi o spełnianie marzeń, był wtedy najszczęśliwszy w swoim życiu. Znamy to ze świadectw jego współpracowników. Bardzo pięknie opisał to gen. Edward Śmigły-Rydz, pisząc, że Piłsudski wkraczający do Wilna promieniał. Traktował je jako miejsce szczególne. Mocno angażował się w odbudowę Uniwersytetu Stefana Batorego. Chciał uczynić z Wilna Ateny północy. Miłość do Wilna towarzyszyła mu do końca życia.

    Józef Piłsudski podczas swojego pobytu w Wilnie, sierpień 1930 r.
    | Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

    Aż ostatecznie swoje serce kazał złożyć na Rossie.

    Na tym cmentarzu są groby bardzo wielu Piłsudskich, bliższych i dalszych krewnych Marszałka, leży tam część jego rodzeństwa. Proszę zwrócić uwagę, że jego pierwsza żona, Maria z Koplewskich primo voto Juszkiewiczowa, która zmarła w Krakowie w 1921 r., również kazała się pochować na Rossie i tam przewieziono pociągiem jej ciało. Rodzina była przywiązana do Wileńszczyzny. Dla tego kręgu ludzi Wilno, Wileńszczyzna, pamięć Wielkiego Księstwa odgrywały olbrzymią rolę, miały wpływ na życie codzienne. I nie chodzi tylko o koncepcje polityczne.

    W książce piszę o fenomenie krajowców, dzisiaj trudno zrozumiałym dla współczesnych, wtedy czymś oczywistym dla tych, którzy tam żyli. Przytoczę słowa gen. Lucjana Żeligowskiego, który po latach pisał, że musiał tłumaczyć Anglikom to, co rozumiał każdy mieszkaniec ziemi wileńskiej, mający świadomość jej przeszłości. Fenomen krajowców polegał na tym, że uważali się za potomków Wielkiego Księstwa, sprawy narodowości schodziły u nich na plan dalszy. Wśród krajowców byli ludzie definiujący się jako Litwini bądź Białorusini kultury i języka polskiego, no i oczywiście jako Polacy. W takim środowisku wychowywał się Piłsudski i właśnie dlatego, choć krajowcem nie był, miał zupełnie inne spojrzenie na wiele kwestii niż narodowi demokraci, którzy dzielili wszystko wedle narodowości.

    Dla Piłsudskiego rodakami byli ludzie pochodzący z dawnego Księstwa bez względu na ich przynależność narodową. Miał do nich stosunek emocjonalny, nawet kiedy niekoniecznie na to zasługiwali. Generałów wywodzących się z tamtej części Rzeczypospolitej traktował z większą pobłażliwością niż pochodzących się z innych regionów. Przesiąkł tamtą ziemią, uważał się za jej syna i dlatego mówił czasami o sobie, że jest Litwinem, ale oczywiście w pojęciu mickiewiczowskim. Dzisiaj, po nałożeniu kalek nacjonalistycznych, już kompletnie niezrozumiałym.

    Czytaj więcej: Testament Marszałka Józefa Piłsudskiego

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Bez wątpienia przy tzw. buncie Żeligowskiego Piłsudski też kierował się sercem, co mu się raczej nie zdarzało przy innych ważkich decyzjach politycznych i wojskowych. A przecież musiał mieć świadomość skutków, jakie to wywoła.

    Oczywiście, że miał. Żeligowski napisał wspomnienie o „buncie” na emigracji w Wielkiej Brytanii. Pisał w nim tak: Piłsudski wezwał go do Białegostoku, do swojej salonki, i powiedział, iż w tej sytuacji rozkazywać nie może. Żeligowski sam musi podjąć decyzję ze świadomością, że jeśli akcja się nie powiedzie, to i on, Piłsudski, będzie się musiał od niego odwrócić ze względu na opinię międzynarodową. Żeligowski, też uważający się za syna tamtej ziemi, doskonale wiedział, że nie ma innego sposobu jak „bunt”. Pisał, że jedynym człowiekiem, który go w pełni rozumiał, gdy zajmował Wilno, był Piłsudski, bo obaj myśleli identycznie. Dla nich Wilno musiało znaleźć się w granicach państwa polskiego.

    Pomińmy kierowanie się sercem. W chłodnych kalkulacjach politycznych, jeszcze w 1918 r., krótko po powrocie z Magdeburga, Piłsudski dyktował adiutantom instrukcje dla delegatów na paryską konferencję pokojową. Stwierdził, że najlepsza byłaby jakaś forma związku Polski z Litwą, ale już wtedy zaznaczał, że jeśli to się nie uda, wówczas Wileńszczyznę należy włączyć do Polski, a Litwę kowieńską oddać Litwinom. I to rozwiązanie znalazło swój finał dwa lata później, w październiku 1920 r., w „buncie” Żeligowskiego.

    Nie tak miało być. Piłsudski głęboko wierzył, że znajdzie po stronie litewskiej partnerów do utworzenia federacji, ale tak się nie stało. Przede wszystkim dlatego, że myślał nieco idealistycznie, kategoriami głębokiego wieku XIX. Jakby nie przykładał należytej wagi do wzrostu świadomości narodowej Litwinów – co więcej, budowanej w dużym stopniu w opozycji do polskości i nie bez inspiracji zaborczych władz rosyjskich, kierujących się maksymą „dziel i rządź”. Byli oczywiście Litwini gotowi tworzyć z Polakami federację, ale to był raczej margines, a nie główny nurt litewskiej sceny politycznej.

    Józef Piłsudski w Wilnie ze swoją córką Jadwigą (z lewej) i Wandą, córką swego brata Adama, lata 30.
    | Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

    Natrafił Pan w źródłach na jakieś informacje, że z biegiem lat Piłsudski rewidował swój stosunek do zajęcia Wilna i być może uważał, że popełnił w tej sprawie jakieś błędy?

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Nigdy nie spotkałem nawet pośrednich relacji osób, które słyszałyby coś takiego, nie mówiąc już o jego własnych przekazach. Był przekonany, iż tak należy działać. Dodajmy jeszcze, że wybrano metodę „buntu” wojska, bo liczono się z opinią międzynarodową. Wiadomo było, że tego rodzaju fakty dokonane ręką zbrojną spotkają się z potępieniem, co rzeczywiście miało miejsce, ale Piłsudski się nie wahał. Nie opinia była dla niego ważna, ale to, by rozwiązać problem tak, jak zamyślił. Nie widział odrodzonej Rzeczypospolitej bez Wilna i Wileńszczyzny, jego małej ojczyzny. Tak to zresztą postrzegała większość Polaków, również ludzie z innych kręgów politycznych. Piłsudski miał tego świadomość. Przecież w Polsce nie było oporów przeciwko temu rozwiązaniu.

    Marszałek w kolejnych latach często Wilno odwiedzał.

    Jak dzisiaj byśmy powiedzieli, był to dla niego sposób na ładowanie akumulatorów. Piłsudski jeździł do Wilna nader chętnie, tam czuł się najlepiej. Kiedy wracał z ukochanego miasta, podkreślał, że złapał wiatr w żagle. Gdy zrezygnował z urzędowania w 1923 r., to w pierwszej kolejności jeździł do Wilna wykładać swój program na przyszłość i interpretować to, co było w przeszłości. Wiedział, że tam znajdzie doskonale go rozumiejących, wdzięcznych słuchaczy. Dbał o rozwój kadry uniwersytetu, przeznaczył na jego rzecz swoją emeryturę Naczelnika, chciał, by było to miejsce ważne na mapie naukowej Rzeczypospolitej, a wręcz Europy. Ostatnim akordem była decyzja o sprowadzeniu do Wilna doczesnych szczątków jego matki z Litwy kowieńskiej, na co władze litewskie wyraziły zgodę, i pochowaniu ich na Rossie razem z jego sercem. Stało się to w roku 1936. Gdziekolwiek spojrzeć, Wilno jest na pierwszym miejscu w myśleniu Piłsudskiego – politycznym, rodzinnym, sentymentalnym. To było jego miejsce na Ziemi.

    Najnowsza książka Pana Profesora „Józef Piłsudski. Rzecz o nieprzeciętności” to esej popularnonaukowy. Przyznaję, byłem zaskoczony.

    Wiemy o Piłsudskim bardzo dużo, znamy masę szczegółów, choć oczywiście nigdy nie będziemy wiedzieć wszystkiego. Jeżeli ktoś chce sięgnąć po informacje źródłowe, ma gdzie. Dlatego mogłem sobie pozwolić na tę luźniejszą formę. To taka książka naukowa w treści, popularna w formie, jak określił jeden z moich kolegów historyków. Ta monografia to moja pierwsza autorska praca pozbawiona aparatu naukowego, czyli przypisów.

    Wybrzmiewa z niej stwierdzenie, że Piłsudski ponad wszystko był państwowcem, a demokratą tylko o tyle, o ile ta demokracja służyła w jego ocenie państwu.

    To jedna z głównych tez książki i mojego przekazu. Wplatam w to ostrzeżenie przed prezentyzmem, bo dzisiaj w pewnych kręgach ocenia się Piłsudskiego bardzo surowo – za dokonany zamach stanu i złamany kręgosłup demokracji, za brutalne traktowanie przeciwników politycznych. To wszystko prawda, absolutnie tego nie neguję, ale staram się wytłumaczyć czytelnikom jego sposób myślenia, a w nim ważniejsze od demokracji było państwo. Urodził się, gdy Polski nie było. Całe życie poświęcił, by ją wywalczyć, obronić, budować. I gdy demokracja to państwo wzmacniała, Piłsudski był przykładnym demokratą, co widać w latach 1918–1920. Ale kiedy uznał, że demokracja państwo osłabia, a tu czynnikiem dominującym, acz niejedynym było zabójstwo prezydenta Gabriela Narutowicza, doszedł do wniosku, że demokracji trzeba dać po łapach. Idei silnego państwa był gotów podporządkować wszystko.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Czytaj więcej: Liekis: „Piłsudski był realistą”

    Okres dyktatury Piłsudskiego nazywa Pan trącącym myszką.

    Oczywiście, że nie bronię jego bardzo brutalnych działań, wręcz je podkreślam, nie omijam Brześcia, Berezy itd. Ale stawiam też tezę, że dyktatura Piłsudskiego, przypominającego bardziej dyktatorów z XIX w., nie była tak okrutna jak dyktatura sąsiadów, Stalina i Hitlera, nowoczesnych, wykorzystujących środki masowego przekazu. Piłsudski był w ogóle człowiekiem XIX-wiecznym, w tym wieku się ukształtował i z jego wartościami wszedł w wiek XX. Trzeba pamiętać, że w tym okresie właściwie wszystkie państwa Europy Środkowo-Wschodniej przeszły od demokracji do takiej czy innej dyktatury, czy to w formie państwa autorytarnego czy wręcz totalitarnego, jak Związek Sowiecki i III Rzesza. Jako wyjątek podaje się przykład Czechosłowacji, ale i tu historycy coraz częściej zwracają uwagę, że demokracja w tym kraju miała charakter fasadowy.

    Józef Piłsudski z Symonem Petlurą, próba zawiązania sojuszu polsko-ukraińskiego w 1920 r.
    | Fot. domena publiczna

    Jesteśmy u progu 107. rocznicy odzyskania niepodległości. Na ile Piłsudski się do tego przyczynił, a na ile wykreował swoje zasługi, być może nawet przywłaszczając zasługi innych?

    Józef Piłsudski jest pośród ojców niepodległości postacią centralną jako ten, który stanął na czele odrodzonego państwa polskiego. Bardzo zależało mu, by kreować własną osobę jako postać historyczną, ale nie posuwał się do tego, aby odbierać zasługi innym, choć nieszczególnie je akcentował. Podkreślał własne, co jest pewną jego małością. To, że potrafił się kreować, widać już w okresie legionowym, gdy jego legenda zataczała coraz szersze kręgi, a on jej sprzyjał, starał się cokolwiek doń dołożyć. Jeżeli wczytamy się uważnie w teksty Piłsudskiego, to widzimy, że prowadził dialog z nami, historykami. Ja ten dialog z nim podjąłem. Na ile umiejętnie, to już oceni czytelnik.

    Marszałek dobrze wiedział, że historycy będą czytać jego teksty. Chciał, by podążali za jego tokiem myślenia, patrzyli jego oczami. Niesie to z sobą niebezpieczeństwa, bo wielu historyków uległo jego wizji, konfrontując twierdzenia z innymi źródłami w stopniu niewystarczającym albo wcale.


    Fot. materiały prasowe

    Mariusz Wołos (ur. 1968), historyk, eseista, edytor źródeł, sowietolog, profesor nauk humanistycznych, kierownik Katedry Historii Najnowszej i Edukacji Historycznej na Uniwersytecie Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie oraz pracownik Instytutu Historii Polskiej Akademii Nauk w Warszawie.

    awsze jako swoją ukochaną małą ojczyznę i marzył o tym, by je odzyskać, co udało się ziścić w kwietniu 1919 r. Jeśli chodzi o spełnianie marzeń, był wtedy najszczęśliwszy w swoim życiu.

    Piłsudski głęboko wierzył, że znajdzie po stronie litewskiej partnerów do utworzenia federacji, ale tak się nie stało. Przede wszystkim dlatego, że myślał nieco idealistycznie, kategoriami głębokiego wieku XIX.

    Urodził się, gdy Polski nie było, całe życie poświęcił, by ją wywalczyć, obronić, budować. I gdy demokracja to państwo wzmacniała, Piłsudski był przykładnym demokratą, ale kiedy uznał, że demokracja państwo osłabia, doszedł do wniosku, że demokracji trzeba dać po łapach. Idei silnego państwa był gotów podporządkować wszystko.


    Wywiad opublikowany w wydaniu magazynowym dziennika „Kurier Wileński” Nr 45 (128) 08-14/11/2025

    Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Afisze

    Więcej od autora

    UE to nie CCCP!!!

    Jasne, na tym polega wolność słowa, że każdy może głosić, co uważa za słuszne i co mu się podoba. Nawet jeśli nie podoba się to innym. Ale też ci...

    Zgiełk i światło jarmarków wileńskich. Z wizytą na wystawie w Gdańsku

    – Na jarmarkach wileńskich było gęsto od ludzi, od towarów, od zwierząt, które ciągnęły wozy. Ten zgiełk chcieliśmy podkreślić w tytule, łącząc go ze światłem, elementem fotografii, które na...

    Eric Lu zwycięzcą konkursu chopinowskiego! Polak z Nagrodą Publiczności

    Przez trzy październikowe tygodnie Warszawa rozbrzmiewała muzyką Fryderyka Chopina w interpretacjach najzdolniejszych młodych pianistów z 19 krajów, którzy zjechali do stolicy Polski walczyć o laury w XIX konkursie chopinowskim. –...