Przewodniczący sejmowego Komitetu Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony, poseł Arvydas Anušauskas oświadczył po środowej naradzie członków Komitetu z prezydent Dalią Grybauskaitė, że „sąsiednie państwa dążą do formowania przestrzeni informacyjnej Litwy, co wpływa na procesy wewnątrz kraju”.
Wystarczy poczytać gazety czy obejrzeć telewizję, żeby zrozumieć, kogo miałem na myśli — powiedział przewodniczący Komitetu Anušauskas dopytywany przez „Kurier”, ze strony którego kraju widzi największe zagrożenie.
Tego samego zdania jest również członek Komitetu, poseł Saulius Pečeliūnas, który uważa, że wpływy i zagrożenia z nich wynikające są oczywiste. Poseł nie chciał jednak konkretnie nazwać kraju, z którego płyną te zagrożenia.
Oczywiście chodzi o stronę rosyjską, jest to oczywiste — potwierdził nasze przypuszczenia poseł. Zdaniem Anušauskasa, procesy, które zachodzą na rynku mediów, wyraźnie wykazują tendencję wzrostu wpływów rosyjskich interesów. Przy czym, jak zaznacza przewodniczący Komitetu, wpływy te przejawiają się nie tylko w treści i formie materiałów, ale też poprzez zmianę struktury własnościowej wydawnictw medialnych.
Poseł Arvydas Anušauskas zaprzeczył, że temat rosyjskich wpływów w przestrzeni informacyjnej nie był tematem narady w środę w Urzędzie Prezydenta.
Po prostu zaakcentowaliśmy ten problem. Zresztą nie mamy aż takiej sytuacji, żeby zagrażało to naszemu bezpieczeństwu narodowemu. Mimo to wypacza to nie tylko rynek medialny, ale też przekaz informacyjny, który formowany jest na korzyść tych ośrodków, które mają wpływ na media. Ani rząd, ani Sejm takiego wpływu nie mają, toteż stają na z góry przegranej pozycji. Te ośrodki, czy też poszczególne instytucje, które stoją za mediami, mogą natomiast propagować decyzje i projekty korzystne dla nich oraz negować potrzebę przedsięwzięć niekorzystnych dla nich — wyjaśnia poseł Anušauskas.
Problem rosyjskich wpływów i nie tylko w mediach, nie jest nowym tematem debaty politycznej na Litwie. Jeszcze w ubiegłym roku mówiło się o tym w raporcie o zagrożeniach dla bezpieczeństwa narodowego Litwy. W marcu ubiegłego roku o zagrożeniach płynących z Rosji mówił też były szef Departamentu Bezpieczeństwa Narodowego Mečys Laurinkus. Jego zdaniem, w ostatnim dziesięcioleciu Rosja zaczęła tworzyć nową strategię regionalną, której najważniejszymi elementami są kontrola nad energetyką, obrotem ropą naftową i gazem.
„W Europie Środkowej ze względu na brak środków Rosja zamierza zadowolić się przejęciem poszczególnych segmentów infrastruktury energetycznej, dążąc, jednak, do strategicznej dominacji” — były szef służb specjalnych napisał na łamach dziennika „Lietuvos rytas”, nomen omen, którego współwłaścicielem została spółka córczyna litewskiego banku związanego z rosyjskim kapitałem.
Jak oświadczył Laurinkus, rosyjskie cele strategiczne na Litwie realizuje około 3 tysięcy rosyjskich agentów. Większość ich działa w branży energetycznej i transportowej, a w ostatnim czasie intensywnie przejmują oni również strefę drobnego i średniego biznesu oraz środki masowego przekazu.
„W Rosji nadal istnieje koncepcja tak zwanych dwóch Litw. Pierwsza z nich to antyrosyjska Litwa landsbergisowska. Ta druga jest racjonalna i trzeźwa, ale obawia się tej pierwszej. Moskwa zbroi się więc w cierpliwość. Zgodnie z tą koncepcją Litwini są bliżsi Słowianom aniżeli zdemoralizowani przez niemieckie zakony krzyżowe Łotysze” — pisze Laurinkus i dodaje, że rosyjska działalność na płaszczyźnie ideologii jest tak różnorodna, że wymaga odrębnego studium.
Przewodniczący Anušauskas uważa również, że Litwa jest bardziej zagrożona niż Łotwa czy Estonia, gdzie zachodzą podobne procesy i mimo tego, że znaczny odsetek tamtejszych społeczeństw stanowią Rosjanie i osoby rosyjskojęzyczne.
— Na Łotwie i w Estonii jest inna kultura czytania i odbioru informacji. U nas, niestety, jest inaczej, dlatego jesteśmy bardziej zagrożeni — wyjaśnia nam przewodniczący.
Jego zdaniem, potrzeba konsolidacja sił rządu i Sejmu oraz innych instytucji państwowych, żeby zapobiec temu zagrożeniu. Potrzeba też dodatkowych środków na te wspólne działanie, ale jak przyznaje poseł, tych środków „jak zawsze brakuje”.