Chociaż nie wypada krytykować jakąkolwiek władzę przed upływem przynajmniej 100 dni i tym bardziej nie wypada krytykować dopiero co wybranego nowego prezydenta. Jednak, zanim Dalia Grybauskaitė zostanie zaprzysiężona na urząd, chciałoby się przynajmniej zrozumieć, na czym polega jej fenomen, gdy, jak za czasów sowieckich, zdecydowana większość głosuje na jednego kandydata.
Sprawa wydaje się prosta, ponieważ kandydat na prezydenta Grybauskaitė deklarowała to, czego oczekiwało od niej społeczeństwo, ale też nie narażała się różnym grupom interesów. I stąd chyba to, „społeczeństwo nie chce więcej żyć tak, jak dyktują mu elity polityczne”, ale zaraz potem „szanuję tych polityków za to, co zrobili dla kraju” wobec Brazauskasa, Adamkusa i innych „elit politycznych”.
Owszem, przed wyborami większość polityków mówi to, co chce usłyszeć od nich wyborca, nawet jeśli mówi od rzeczy. Nie każdy jednak polityk otrzymuje 70-procentowe poparcie i jeszcze większą pokładaną w nim nadzieję. Dlatego powstaje pytanie, po której stronie po wyborach stanie Grybauskaitė – po stronie społeczeństwa, czy tychże „elit politycznych” i ich dyktatu?