Warszawa nie wyrzeka się poglądu, że stolica Litwy w okresie międzywojennym „została wyzwolona”. Stwierdzenie, iż rzekomo Polska w okresie międzywojennym nie okupowała Wilna, Ministerstwo Spraw Zagranicznych naszego sąsiada oficjalnie interpretuje na różne sposoby.
Czuje się niezrozumiany
Minister spraw zagranicznych Polski Radosław Sikorski niechętnie komentuje swoje publiczne oświadczenia na temat okupacji Wileńszczyzny. Na jego komentarz dziennik czekał prawie dwa tygodnie — w rozkładzie dnia szefa polskiej dyplomacji stale nie starczało czasu na zapoznanie się z czterema pytaniami z Litwy. Aż w końcu w imieniu swego szefa przemówił rzecznik prasowy Sikorskiego, Piotr Paszkowski.
Pytanie, czy wypowiedziane przez Sikorskiego w telewizji TVN 24 słowa („Litwa uważa, żeśmy w okresie międzywojennym okupowali Wilno, ale my tak nie uważamy”) oznaczają, że Polska oficjalnie neguje okupację Wileńszczyzny, pozostało bez odpowiedzi. Paszkowski sugeruje dziennikowi, że ponoć te słowa Sikorskiego zabrzmiały „w szerszym kontekście”. Minister w telewizji mówił o odmiennym traktowaniu przez sąsiadujące państwa niektórych wspólnych wydarzeń historycznych.
„Takie odmienne oceny, interpretacje, przedstawiane z różnych narodowych i historycznych punktów widzenia, można spotkać w traktowaniu wielu wydarzeń, znamiennych dla państw ościennych i nie tylko” — powiedziane jest w liście Paszkowskiego dla dziennika.
Przypomniał historyków
Następne pytanie bez odpowiedzi: Czy Sikorski zamierza cofnąć swoje słowa bądź przeprosić za nie? Ministerstwo Spraw Zagranicznych Polski nie komentowało również reakcji ministra na list szefa litewskiej dyplomacji Vygaudasa Ušackasa, zapoznający Polaków z dokumentami i opiniami historycznych działaczy Polski i Litwy (Józefa Piłsudskiego i Michała Romera) na temat Wileńszczyzny.
Polski minister, który nieoczekiwanie poruszył historyczne nieporozumienia, teraz już przypomniał o historykach. „Liczne z nich (wydarzeń — uw. red.) obecnie są obiektem badań wspólnych komisji historyków i w wielu przypadkach udaje się usunąć bądź chociażby zmniejszyć odmienność interpretacji”—– powiedział rzecznik prasowy Sikorskiego.
Próbują zmniejszyć napięcie
Mimo wszystko oczywiste jest, że dyplomaci polscy nie życzą wzrostu napięcia w stosunkach z Litwą. Otóż Ministerstwo Spraw Zagranicznych sąsiedniego państwa próbuje jednak złagodzić słowa ministra.
„Fakt, że strony zachowują niekiedy (chodzi o wydarzenia historyczne — uw. red.) swe nieco odmienne interpretacje, nie oznacza jeszcze, iż nie mogą one utrzymywać przyjacielskich stosunków. Tak się dzieje między wieloma państwami współczesnej Europy, w tym między Litwą a Polską, które łączą wspólne interesy, dawna przyjaźń i partnerstwo strategiczne” — podkreślił Paszkowski.
A propos, te słowa nieco się mijają z tym, o czym publicznie mówi minister spraw zagranicznych Polski. W kwietniu, po spotkaniu z Ušackasem w Warszawie, Sikorski, w odróżnieniu od jego litewskiego kolegi, nie chciał nazwać stosunków obu państw partnerstwem strategicznym. Zdaniem polskiego ministra, Litwę łączy z Polską raczej „pragmatyczna współpraca”.
M. in. na niedawnym spotkaniu Rady ds. Ogólnych i Stosunków Zagranicznych Ušackas i Sikorski omówili sprawę historii Wileńszczyzny. Dyplomaci nie komentują szczegółów tej rozmowy, ale podobnie nie udało się znaleźć kompromisu.
„Minister spraw zagranicznych Polski »przyjął do wiadomości« przysłane przez ministra Ušackasa przemówienia Piłsudskiego i Romera na temat Wilna. Ministrowie wymienili w tej kwestii poglądy podczas niedawnego spotkania Rady ds. Ogólnych i Stosunków Zagranicznych, ale temat nie był kontynuowany” — powiedział dziennikowi Rolandas Kačinskas, dyrektor Departamentu Informacji i Public Relations Ministerstwa Spraw Zagranicznych Litwy.
Może i Katynia nie było?
Przewodniczący sejmowego Komitetu Spraw Zagranicznych Audronius Ažubalis na przemówienia Sikorskiego i kolejne komentarze Ministerstwa Spraw Zagranicznych Polski reaguje o wiele ostrzej niż Ušackas.
„Niepoważnym byłoby stwierdzenie, że stanowi to (przemówienie Sikorskiego — uw. red.) część kampanii wyborczej do Parlamentu Europejskiego. Minister zawsze pozostaje ministrem. Dla Litwina słuchanie takich oświadczeń Polaków — ni ważne, jakiej rangi jest ten Polak — jest tym, czym słuchanie przez Polaka oświadczeń obecnych władz Rosji, że nie było Katynia (dokonanej w 1940 r. w pobliżu Smoleńska masowej zagłady inteligencji polskiej, oficerów, funkcjonariuszy policji i cywilów, gdy NKWD rozstrzelało około 22 tys. osób — uw. red.) — odciął Ažubalis.
Ponadto polityk zaznaczył, iż podobne oświadczenia podważają obowiązujący obecnie litewsko–polski traktat o współpracy. „Niech zajrzą do traktatu litewsko–polskiego. Wyraźnie pisze on o historii i jej traktowaniu. Albo oni gdzieś ten traktat zagubili, albo go nie czytają” — ironizował rozmówca. Historia i przynależność Wilna do Litwy w traktacie są bezsporne i kwestionowanie tych spraw jest niedopuszczalne.
„Ten stereotyp (traktowania historii Wileńszczyzny — uw. red.) przetrwał w świadomości narodu polskiego. Sądzę jednak, że czas zaleczy te sprawy” — dodał Ažubalis.
„Vilniaus diena”