„Ruch Zielonych Litwy” w środę domagał się pod siedzibą rządu aby na Litwie nie ignorowano prawa ludzi na życie w czystym i zdrowym środowisku.
„Litwa jest koszem na śmieci!” Pod takim hasłem pikietowali rząd rozgniewani mieszkańcy rejonów solecznickiego, pokrojskiego, radziwiliskiego, możejskiego, kalwaryjskiego, oraz kowieńskiego w których zostały samowolnie oraz bez zgody władz zbudowane i coraz bardziej poszerzane fermy hodowli trzody chlewnej. Smród i zanieczyszczenie środowiska tak bardzo dokucza mieszkańcom tych rejonów Litwy, że na znak swego oburzenia demonstracyjnie pod pomnikiem powszechnie czczonego Vincasa Kudirki, autora hymnu litewskiego, wylano butlę gnojówki.
Celem przeprowadzonej akcji było zwrócenie uwagi rządu oraz społeczeństwa na rosnące i niekontrolowane zanieczyszczenie środowiska, a także na świadome ignorowanie prawa ludzi na życie w czystym i zdrowym środowisku. Organizatorzy pikiety — „Ruch Zielonych Litwy” — zarzucają instytucjom państwowym, że nieodpowiedzialnie wydają zezwolenia na działalność spółek zanieczyszczających środowisko, a także, że nieodpowiednio kontrolują ich pracę. Oprócz tego, planuje się wnieść poprawkę do ustawy, która stworzyłaby specjalne warunki zarządzania ziemią oraz lasem, co zdaniem protestujących jeszcze bardziej pogorszyłoby stan środowiska na Litwie, a także jeszcze bardziej uszczupliłoby prawa mieszkańców.
„Zieloni” oburzają się również, że instytucje państwowe, łamiąc wymagania Konwencji z Aarhus, nie informują społeczeństwo o podejmowanych ważnych decyzjach oraz nie uwzględniają żądań obywateli.
Problem zanieczyszczenia w wielu miejscowościach ma różne podłoża. „Główny problem stanowią coraz to bardziej poszerzające się fermy hodowli trzody chlewnej na Litwie, w szczególności w powiecie szawelskim. Fermy są niekiedy w odległości zaledwie 1,5 km od miejsca zamieszkałego przez ludzi. Wraz z poszerzeniem ta odległość się zmniejszy do 500 metrów. Właśnie ten proces poszerzania się chcemy zahamować” — tłumaczył Rimantas Braziulis, przewodniczący „Ruch Zielonych Litwy”.
Aktywiśc Ruchu całą winę zrzucają na instytucje państwowe oraz lokalne, które pozwoliły przedsiębiorcom z Danii założyć na Litwie, jak sami mówią, „śmierdzące fermy”, których w Danii nie chcą. „A wszystko się robi za pieniądze. Prawdziwe przekupstwo — nawet naszych prawników!” — gorszyła się Genovaitė Valčiunienė z Linkowa.
Nie tylko fermy hodowli trzody chlewnej, lecz także różne zakłady przeróbki i utylizacji — jak w Jaszunach w rejonie solecznickim— są zagrożeniem dla ludzi. „Nigdzie w Europie tak się nie dzieje, jak u nas! Wszystkie państwa europejskie dbają o dobro swego kraju, o ochronę środowiska. Na Litwie natomiast dzieje się absolutnie odwrotnie. Do nas zwożą odpady i śmiecie. Bo to w sumie najlepszy oraz najlepiej opłacalny interes!” — oburzał się Petras Jonėnas, członek grupy inicjatywnej w Jaszunach. Tam od roku 1999 czynny działa zakład przeróbki odpadów „Polivektris”, moce produkcyjne którego niedawna zostali zwiększone kilkakrotnie — do 14 tys. ton plastiku rocznie. Aktywiści grupy inicjatywnej w Jaszunach już od dłuższego czasu walczą o czyste środowisko, domagając się zamknięcia zakładu, argumentując to przede wszystkim zagrożeniem dla zdrowia mieszkańców miejscowości. „Z powodu wytwarzania szkodliwych tworzyw odczuwa się u nas w powietrzu silny smród. A najbardziej nas straszy fakt, że odkąd u nas działa ten zakład wśród mieszkańców Jaszun trzykrotnie wzrosła zachorowalność na choroby dróg oddechowych” — dodał Jonėnas.