
W Wilnie trwa Pierwszy Światowy Zjazd Wilniuków, który w poniedziałek zainaugurowano uroczystą Mszą św. u stóp Matki Bożej Miłosierdzia.
Mszy św. przewodniczył i homilię wygłosił dawny Wilniuk i nasz Rodak wraz z wieloma księżmi, ks. kardynał Jego Eminencja Henryk Gulbinowicz. Gości, korpus dyplomatyczny oraz mieszkańców Wilna serdecznie powitał ks. prałat Jan Kasiukiewicz.
Według różnych statystyk na świecie jest ponoć rozproszonych od 200 do 300 tysięcy wilniuków. Do Wilna przybyło ich ponad tysiąc — głównie z Polski, ale też ze Szwecji, Wielkiej Brytanii, Austrii, Białorusi. Są to osoby, które urodziły się w Wilnie oraz w rejonach: wileńskim, trockim i solecznickim. W zjeździe biorą także udział dzisiejsi wilniucy. Tak już jest w tym życiu, że ludzie całe wieki wędrowali po świecie i to w większości nie z własnej woli, a poganiani przez los. Mieszkańcy Wileńszczyzny nie są wyjątkiem, bo wyjechali ze swych rodzinnych stron z różnych przyczyn: politycznych, osobistych i Bóg jeden wie jeszcze jakich. Są pośród nich tacy, co to niejednokrotnie odwiedzali Wilno i Wileńszczyznę, ale są i tacy, co po raz pierwszy przybyli tu po pół wieku. I jedni i drudzy w pokorze klęcząc zanosili modły do niebios. Ludzie w różnym wieku, różnych zawodów i z różnym wykształceniem szeptali tu „zdrowaśki” w różnych językach.

— Przybyliśmy do Ziemi naszego miasta, a gdy się do takich miejsc powraca, szuka się drogich ścieżek, a takim miejscem jest tu Dom naszej Matki. To jedyny Dom, gdzie od wieków zatrzymuje się każdy mieszkaniec Kresów Wschodnich bez względu na narodowość czy wyznanie, bo kulturę tu tworzyło tysiące narodowości. Wilno wypiękniało i zmieniło się, ale jedna rzecz pozostała niezmienna — Ziemia, co rodzi Chleb. Błogosławiona Ziemia i Błogosławiony Chleb. Błogosławione też groby przeszłych pokoleń. Co powinniśmy wywieźć z tego spotkania? Przede wszystkim świętą tradycję naszego rodu, te osobiste rozmowy z Matką Ostrobramską, ciche westchnienia nad grobami naszych przodków — powiedział podczas homilii Jego Eminencja Henryk Gulbinowicz.
Uroczystej Mszy św. towarzyszyły piękne śpiewy wileńskiego chóru Stella Spei, któremu aktywnie wtórowali zebrani wierni. Wiele jest pięknych maryjnych pieśni, ale jeśli chodzi o tę ostrobramską, to najrzewniej zawsze brzmi i najrzewniej lud ją śpiewa: „Maryjo, Matko Miłosierdzia…”.
Na klęczkach bym do Polski ruszył
Poprzez kolczaste druty granic,
Gdyby nie Wilno, które z duszy
Nie da się wykołować za nic.
Myślami zdążam więc za Grodno,
A sam wsłuchany w Wilii poszum
Wraz z Ostrobramską w parze zgodnej
Za dwie Ojczyzny modły wznoszę.
Tak to przed laty pisał o Matce Miłosierdzia i Grodzie Giedymina znany wileński poeta Henryk Mażul. Dziś nie ma już granic, nie ma kolczastych drutów, dlatego nie tylko sercem, ale i całą swoją osobowością możemy bez przeszkód się przenosić zarówno nad Wilię, jak i nad Wisłę. O Pani Ostrobramskiej wiele pisali zawodowi poeci i pisarze, jak też amatorzy. Co roku miliony ludzi zarówno wierzących, jak i tych, co praktycznie w nic nie wierzą, odwiedzają to sanktuarium. Wierzący twierdzą, że wiele łask od Niej doznali, niewierzący mówią, że pomimo wszystko jest w tym Obrazie jakaś magiczna siła. Jakaś siła jest także w tej Ziemi, Wileńskiej Ziemi. Jest Ona bowiem Ziemią wielkich i świętych ludzi: Adama Mickiewicza, Juliusza Słowackiego, Józefa Kraszewskiego, Władysława Syrokomli, Stanisława Moniuszki, Bernarda Ładysza. Ziemią św. Kazimierza, Andrzeja Boboli, Rafała Kalinowskiego, Jerzego Matulewicza, s. Faustyny oraz ks. Sopoćko. Ziemią, w której cieniu zrodził się kult Miłosierdzia Bożego.
— Ziemio tak wielu znanych i nieznanych bohaterów i świętych z dawnych czasów i dnia dzisiejszego, przyszliśmy dzisiaj tu, by nisko Ci się pokłonić i oddać hołd Twojej Opiekunce Ostrobramskiej — mówiło wielu uczestników zjazdu. Jedni, szczególnie starsi, z wielkim sentymentem i niemal ze łzami o tym mówili i napawali oko wileńskimi zabytkami. Młodzi, choć mniej sentymentalni, nie ukrywali swego zainteresowania miastem i jego historią.
Kto był pierwszym cichym pomysłodawcą tego przedsięwzięcia, nie da się ustalić, bo dojrzewało to przez laty i w niejednej głowie. Najprawdopodobniej najpierw powstała wielka potrzeba Serca, a dopiero potem znaleźli się konkretni ludzie, organizatorzy, sponsorzy itp. Nie to jest jednak najważniejsze, najważniejsze, że się spotkali. Spotkali się nie tylko po to, by odwiedzić swoje stare kąty, ale także, by poznać nas, aktualnych wilniuków, by poznać dzisiejszy dorobek tego regionu, nową wielonarodowościową kulturę, zwyczaje, obyczaje.
— Przyjechałem, bo tu ziemia mojego dziadka, o której tak wiele mi opowiadał, jak też o życzliwości i gościnności tych ludzi — powiedział „Kurierowi” Peter z Austrii. Z kolei pani Helena z Gliwic jako dziecko biegała tymi wąskimi uliczkami i w Wilnie jest już nie po raz pierwszy, ale pomysł ten tak ją zainteresował, że pomimo dolegliwości wiekowych nie potrafiła sobie odmówić tej uczty duchowej.
— To wspaniały pomysł. Mają swoje zloty i zjazdy Żmudzini, mieszkańcy Suwalszczyzny, a czym gorsza Wileńszczyzna, która jest wyjątkowo kolorowa pod względem narodowościowym i kulturalnym — powiedziała „Kurierowi” Angelina, studentka Akademii Sztuk Pięknych.
Jako region wielokulturowy ogólnie mamy opinię uprzejmych, gościnnych, ciepłych ludzi. A jacy na tym tle jesteśmy my, Polacy? — zapytaliśmy ks. prałata, proboszcza parafii Ostrobramskiej Jana Kasiukiewicza.
— Mamy chyba takie same zalety i wady, jak inni. Szczególnych przywar nie mamy. Owszem, brakuje nam czasem wyrozumiałości, cierpliwości, tak jak zresztą wszystkim ludziom naszego wieku. Jesteśmy trochę kłótliwi, trochę zazdrośni itp. Zjazd jednak potwierdza, że otwieramy się na wilniuków Litwinów jak też wilniuków innych narodowości. Smutno wprawdzie, że niektórzy się lituanizują, a jeszcze smutniej, gdy w kościele wśród Polaków słyszy się mowę rosyjską, ale mamy też bardzo wiele pięknych przykładów, gdzie i mowa i wiara ojców przez dziesięciolecia była i jest przestrzegana i to nie z tradycji, a z potrzeby serca. Nie jesteśmy więc w niczym gorsi od innych — powiedział „Kurierowi” ksiądz prałat Jan Kasiukiewicz.
— Jeśli zaś chodzi o sam pomysł zorganizowania takiego spotkania, to jest bardzo udany. Jakie będą jego owoce, zobaczymy. Może potrafimy się szerzej otworzyć na siebie i nie z tradycji, a z serca przekazać sobie Znak Pokoju i pomoże nam w tym Pani Ostrobramska — dodał Jan Kasiukiewicz.
O tym, jak pomocną i popularną jest Pani Ostrobramska, świadczą liczne jej sanktuaria na całym świecie. A jeśli chodzi o Znak Pokoju, to myślę, że już go sobie pięknie przekazaliśmy, była nim przed paroma tygodniami pielgrzymka Ejszyszki — Ostra Brama, Znakiem Pokoju jest z pewnością przybywająca w tych dniach do Ostrej Bramy pielgrzymka z Suwałk. Tym Znakiem jest ogromna rola organizatorów i sponsorów z Macierzy, jak też ogromny wkład władz litewskich i to nie tylko od strony finansowej, też po prostu tylko kurtuazyjnie. Litewskie media poświęcają temu wydarzeniu wiele uwagi, dzięki czemu zjazdem wilniuków żyje już spora część litewskiego społeczeństwa i to nie tylko ta starsza, ale i młodzież. Może powoli rzeczywiście stajemy się Europejczykami i chrześcijanami nie tylko z tradycji czy teoretycznie, ale i praktycznie.