
Związki zawodowe tracą cierpliwość w negocjacjach z rządem i grożą strajkiem generalnym. Nie są jednak zgodne, jak szybko do niego dojdzie.
Zapytani przez „Kurier” przedstawiciele większości związków zawodowych — chociaż przyznają zgodnie, że obecny rząd od samego początku swojej kadencji ignoruje interesy pracowników, jak też organizacji przedstawiających te interesy — mają jednak rozbieżne poglądy w sprawie zorganizowania strajku generalnego. Gdy jedni przekonują, że przystąpili już do organizowania strajku, który zostanie przeprowadzony w ciągu najbliższych miesięcy, to inni chcą poświęcić najbliższe miesiące na kolejne negocjacje ze strukturami władzy.
— Wygląda na to, że jest to „piarowska” akcja o dźwięcznej nazwie jednego ze związków zawodowych. Jej zorganizowanie i przeprowadzenie wymaga jednak dużego wysiłku organizacyjnego, a przede wszystkim podstawy prawnej. Obecne ustawodawstwo nie reglamentuje czegoś takiego, jak strajk generalny. Owszem, może dojść do spontanicznej fali strajków w różnych sektorach, co jest mało prawdopodobnym — powiedziała „Kurierowi” Aldona Jašinskienė, przewodnicząca Związków Zawodowych „Solidarumas”. Jej zdaniem, zanim imać się organizowania strajków czy innych akcji protestacyjnych, należy wykorzystać wszystkie możliwości negocjacyjne z rządem, czy w ramach Komisji Trójstronnej.
— Żeby rozmawiać, to trzeba mieć z kim rozmawiać — odcina Arvydas Dambrauskas, prezes Zjednoczonych Związków Zawodowych (ZZZ). — Tymczasem rząd absolutnie nie reaguje na nasze postulaty i propozycje. Dlatego nie mamy innego wyjścia, jak przez strajk generalny wyrazić nasze stanowisko — mówi Arvydas Dambrauskas i zapewnia, że kierowany przez niego ZZZ ma wystarczający potencjał do przeprowadzenia ogólnokrajowej akcji protestacyjnej. ZZZ ma swoje oddziały prawie we wszystkich regionach kraju. Zrzesza również Związek Zawodowy Bibliotekarzy, Związek Zawodowy Pracowników Administracji Powiatów i Samorządów.
— W sprawie zorganizowania strajku generalnego rozmawiamy również z innymi związkami zawodowymi, bez których pomocy byłoby raczej trudno zorganizować ogólnokrajowy strajk.
Przyznaje to również Artūras Černiauskas, prezes Konfederacji Litewskich Związków Zawodowych (KLZZ) — jednego z największych zrzeszeń pracowniczych.
— Nawet jeśli ZZZ zaangażuje wszystkie swoje siły, to i tak będziemy mogli mówić jedynie o strajkach branżowych — mówi nam Artūras Černiauskas i przypomina, że to KLZZ, jeszcze na początku roku przemówił jako pierwszy o zorganizowaniu ogólnokrajowej akcji protestacyjnej: „Mówiliśmy o tym jeszcze w grudniu ubiegłego i na początku tego roku, kiedy rząd podejmował tzw. decyzje antykryzysowe. Uprzedzaliśmy, że jeśli w tych decyzjach nie zostaną uwzględnione postulaty pracownicze, to będzie strajk generalny”. Przewodniczący KLZZ przekonuje, że warunek ten wciąż jest aktualny, bo rząd nie uwzględnił prawie żadnego z postulatu związkowców.
— Niemniej musimy wykorzystać wszystkie szanse do negocjacji. 16 września wracamy do stołu rozmów z rządem — informuje nas Aldona Jašinskienė. Nie wie wprawdzie, o czym będzie mowa przy tym stole, bo jak zaznaczyła, z kancelarii rządu przysłano jedynie zaproszenie.
— Tak, niestety, zachowuje się rząd. Otrzymaliśmy zaproszenie do rozmów, ale nie przedstawiono nam żadnego projektu możliwych rozwiązań. Prawdopodobnie, jak zawsze, otrzymamy je przed spotkaniem, co utrudni nam prowadzenie rozmów, ponieważ w trakcie negocjacji będziemy musieli na bieżąco poznawać treść proponowanych rozwiązań — powiedziała Aldona Jašinskienė.
Tymczasem rozwiązania proponowane przez związki zawodowe rząd zna od stycznia 2009 roku, kiedy doszło do krwawych zamieszek przed Sejmem.
— Przede wszystkim postulujemy zaniechania na okres kryzysu planów liberalizacji Kodeksu Pracy — mówi nam Artūras Černiauskas. Wyjaśnia, że skoro rząd nie podejmuje się odpowiedzialności socjalnej wobec zwalnianych z pracy, to nie ma też prawa ułatwiać pracodawcom pozbycia się pracowników.
— Chcemy też, żeby spółkom i instytucjom korzystającym z pomocy finansowej Unii Europejskiej czy też rządowej byłoby ustawowo zabronione zwalniać pracowników, gdyż inaczej udzielenie takiej pomocy w dużym stopniu mija się z sensem. Nie możemy też pozwolić na reorganizację Ministerstwa Opieki Społecznej i Pracy, co też jest w planach obecnego rządu. Chcemy też rozmawiać o wprowadzeniu podatku progresywnego, lecz zdając sobie sprawę z nastawienia do tego tematu konserwatystów, możemy oczekiwać jedynie, że będzie to uzupełniającym tematem negocjacji — przewodniczący KLZZ wymienia postulaty związkowców.
Zdaniem Aldona Jašinskienė, związki muszą też przekonać rząd w sprawie podatku majątkowego, którego wprowadzenie rząd sukcesywnie unika.
— Niestety, rząd na ten temat wciąż stoi po stronie interesów różnych grup wpływów, nie wiele też możemy spodziewać się od posłów na Sejm, którzy dbają przede wszystkim o interesy swoich sponsorów — mówi szefowa „Solidarności”. Przekonana jest jednak, że z rządem należy wciąż negocjować.
— Widocznie jeszcze nie wszyscy odczuwają skutki kryzysu albo być może w ogóle nie zauważyli, że kryzys jest? — tym pytaniem Arvydas Dambrauskas z ZZZ ripostuje sceptyczne nastawienie kolegów z innych związków do idei zorganizowania dziś strajku generalnego. — Nie możemy jednak czekać, aż kryzys naprawdę nastąpi, kiedy dojdzie do masowych zwolnień, gdy zostanie zamknięta elektrownia w Ignalinie. Wtedy niestety nie będzie już miejsca na rozmowy.