Choć deficyt zakładu ubezpieczeń społecznych SoDra rośnie w zawrotnym tempie, władze wciąż nie mają zgodnej propozycji ratowania tego tonącego statku. Co więcej, ostatnio w dyskusji na ten temat doszło do rozgłosu między rządem, Sejmem i Urzędem Prezydenta. Rząd, a przede wszystkim premier, konserwatysta Andrius Kubilius, obstaje przy zwiększeniu składek na ubezpieczenia socjalne i zdrowotne o kolejne 2 pkt procentowe oraz przy zmniejszeniu od kilku do kilkunastu procent wydatków na opiekę socjalną. W jego opinii, ma to uratować finanse SoDry. Koleżanka partyjna premiera na stanowisku przewodniczącej Sejmu — Irena Degutienė, jest z kolei przekonana, że zwiększenie składek nie da oczekiwanego rezultatu. Odwrotnie, jeszcze bardziej pogorszy sytuację finansową SoDry, w konsekwencji gospodarczą całego kraju. Zdaniem Degutienė, zwiększona składka uderzy w ledwo i tak prosperujące litewskie przedsiębiorstwa, co może doprowadzić ich do bankructwa, co oznacza wzrost bezrobocia i zwiększenie zobowiązań finansowych zakładu ubezpieczeń socjalnych wobec nowych bezrobotnych. Wzrost bezrobocia spowoduje też kolejny spadek płac zarobkowych, czyli również przychodów SoDry z tytułu ubezpieczeń społecznych. Wyjściem z tak zamkniętego koła, zdaniem przewodniczącej Sejmu, mogą być jedynie cięcia na wydatki socjalne w tym — emerytur.
Jeszcze inną wizję ratowania SoDry ma prezydent Dalia Grybauskaitė. Prezydent uważa, że deficyt budżetowy SoDry musi być łatany częściowo przez rządową pomoc finansową oraz przez cięcia wydatków samego zakładu ubezpieczeń, ale nie tylko tych socjalnych.
Obserwujący te batalie poseł opozycyjnej Partii Socjaldemokratów Algirdas Sysas, były przewodniczący sejmowego Komitetu Opieki Socjalnej i Pracy uważa, że strony dyskutują na jednej płaszczyźnie, gdy tymczasem problem SoDry jest wielopoziomowy. Jednym z kontekstów dyskusji i zdaniem posła, najważniejszym, musi być wspieranie przedsiębiorczości w kierunku tworzenia nowych miejsc pracy.
„Zwiększenie składek może przynieść wyłącznie krótkotrwałe rozwiązanie. Potem sytuacja finansowa SoDry jeszcze bardziej się pogorszy. Rząd powinien przyznać się do popełnionych błędów i zaprzestać polityki cięć i zwiększenia podatków. Musi zaciągnąć pożyczkę i skierować te środki na tworzenie nowych miejsc pracy i wspieranie w tym kierunku inicjatywy pracodawców. Na ten temat rząd bowiem dotychczas niczego nie zrobił od początku kryzysu. Z głośnego wielomiliardowego planu wspierania przedsiębiorczości wyszło zaledwie 200 mln Lt na wsparcie eksportu. Przy czym spółki otrzymujące wsparcie nawet nie miały obowiązku zachowania miejsc pracy, a tym bardziej tworzenia nowych — wyjaśnia „Kurierowi” poseł Algirdas Sysas. Zauważa przy tym, że według badań Eurostatu, Litwa i tak wyróżnia się jednym z największych w Unii Europejskiej obciążeniem podatkowym miejsca pracy.
— Zwiększenie tego obciążenia o kolejne 2 pkt na pewno tylko pogorszy sytuację i zmniejszy liczbę miejsc pracy — twierdzi poseł.
A sytuacja w kraju i tak jest wciąż mocno niepocieszająca. Mimo że po chóralnym stwierdzeniu liderów szczytu G-20, że kryzys światowy mija, również na Litwie dochodzą głosy, że kryzys mamy już za sobą, niemniej analitycy wciąż są ostrożni w swoich prognozach odrodzenia jurności gospodarczej kraju. Z ostatniej analizy Swedbanku wynika, że sytuacja gospodarcza przestanie pogarszać się w połowie przyszłego roku, a od 2011 roku będzie notowany powolny wzrost gospodarczy. Analitycy szwedzkiego banku ostrzegają jednak przed nadmiernym optymizmem i sugerują, że poprawa kondycji gospodarczej będzie procesem długim. Ich zdaniem, w przyszłym roku gospodarka spadnie do poziomu 2005 roku, a w niektórych sektorach nawet do poziomu 2002 roku, zaś wydostawanie się z dołku na poziom 2008 r. może potrwać nawet 6 lat.
Również eksperci innego szwedzkiego banku — SEB, przedstawiają podobne prognozy, nie wykluczają jednak możliwości, że wzrost gospodarki może być bardziej dynamiczny. Ich zdaniem, będzie to jednak zależało od czynników zewnętrznych nie zaś od decyzji władz. Ostrzegają, że czekają nas co najmniej jeszcze dwa kwartały pogarszającej się koniunktury gospodarczej i doradzają rządowi prowadzenia bardziej oszczędnościowej polityki.
Analitycy bankowi zgodnie twierdzą, że sektor publiczny wciąż ma ogromne rezerwy i zauważają, że gdy w ciągu ostatnich kilku miesięcy liczba pracujących w sektorze prywatnym zmalała o 18,3 proc., to w sektorze państwowym zaledwie o 2,1 proc. Podobna sytuacja jest z wynagrodzeniami — w sektorze prywatnym spadły one średnio o 23,3 proc., zaś w sektorze państwowym zaledwie o 0,8 proc.
Tymczasem niezależni eksperci zjadliwie zauważają, że nie tylko biurokraci sektora państwowego i samorządowego nie chcą wpuścić kryzysu do swego portfela, również bankowcy, z których winy rozwinął się kryzys światowy, żyją, jakby ich kryzys nie dotyczył. Szwedzka gazeta „Agens Nyheter” donosi, że kilka banków, które skorzystały z pomocy rządowej, zarezerwowały miliardy koron na tegoroczne premie dla swoich analityków i maklerów. Zdaniem gazety, SEB bank na premie zamierza przeznaczyć 2,4 mld koron szwedzkich (813 mln litów), czyli ponad 200 mln koron więcej niż w roku ubiegłym. Przy czym planowany zysk banku w tym roku ma wynieść jedynie 1,1 mld koron. Z kolei Swedbank, przy zakładanych w tym roku stratach na poziomie 8,9 mld koron szwedzkich zarezerwował na premie 800 mln (271 mln litów).