Przez 20 lat uprawiali swoje ogródki po kilka, niektórzy — kilkanaście arów. Niewiele tego było, dlatego pieczołowicie dbali o każdy skrawek ziemi. Dziś każą im oddać wszystko i wynosić się stąd. Samorząd postanowił bowiem zwrócić ziemię byłemu właścicielowi, który ani sam, ani jego przodkowie, jak przypuszcza się, nigdy swojej ziemi tu nie mieli.
Teren (a dokładnie 6 hektarów), o który już od kilku lat toczy się spór mieszkańców Podbrodzia z samorządem rejonu święciańskiego, leży nad brzegiem Żejmiany. Jurna rzeczka, przecinająca miasto na pół, często wylewa. Dlatego teren ten czasami zamienia się w koryto rwącego potoku. Mieszkańcy miasteczka do dziś pamiętają tę „wielką powódź” sprzed 30 lat, kiedy spokojna na co dzień rzeka zerwała miejski most i zalała okolice.
— Tu, gdzie teraz stoimy, wtedy była woda i wyżej też — tłumaczy w rozmowie z „Kurierem” Pranas Stundžia, jeden ze 120 właścicieli ogródków działkowych, które samorząd chce oddać rzekomo byłemu właścicielowi.
— Mieszkam tu i znam te okolice. Nigdy tu nie było ziemi Barzdów. Mieli oni ziemię, ale gdzie indziej. Kilka kilometrów stąd. Pamiętam, jak chodziło się „na barzdówkę”. Zresztą do dziś mieszkańcy okolicznych wiosek, na byłą ziemię Barzdów mówią „barzdówka”.
Właściciele ogródków nie są przeciwko przywracaniu praw własności byłym właścicielom, ale zastanawiają się, dlaczego to musi odbywać się ich kosztem i krzywdą.
Przekonani oni są, że nie chodzi tu o żadną sprawiedliwość dziejową, a tylko o pieniądze.
— Pan Barzda otwarcie powiedział nam, żebyśmy nie przejmowali się sprawą, bo jeśli będziemy chcieli nadal korzystać z ogródków, to pozwoli nam później odkupić tę ziemię od niego. Wyznaczył nawet cenę. Powiedział, że po parę tysięcy za 1 ar — oburzali się właściciele działek podczas spotkania z „Kurierem”. Niektórzy z nich nawet próbowaliby rozważać tę propozycję na serio. Tłumaczyli jednak, że cena jest zbyt wysoka, szczególnie dla emerytów, których wśród właścicieli ogródków jest większość.
— Ludzie otrzymują emerytury po kilkaset litów, to skąd mogą wziąć tych kilkanaście i więcej tysięcy, żeby odkupić ziemię, którą przez 20 lat uprawiali?! — oburza się Aldona Jaškunienė, również emerytka i również zagrożona ekstradycją ze swego ogródka.
Tymczasem Pranas Stundžia uważa, że ta ziemia w ogóle nie jest warta dużych pieniędzy.
— Przecież to są nieużytki. Biegnie tu bowiem linia wysokiego napięcia, gazociąg, miejska kanalizacja w kierunku oczyszczalni. Przed 20 laty tę ziemię wydzielono pod ogródki właśnie dlatego, gdyż nie przedstawiała żadnej wartości — tłumaczy nam Pranas Stundžia.
— Myli się ten, kto tak myśli. Teren nad rzeką, no i prawie cała komunikacja, stąd takie zainteresowanie do tej ziemi — mówi z kolei Zbigniew Jedziński, radny samorządu święciańskiego z ramienia AWPL. Otwarcie zaznacza, że sprawa ta jest mocno korupcyjna. Zauważa też, że właściciele ogródków mają poważny problem prawny.
— W swoim czasie nie zatroszczyli się o przerejestrowanie wspólnoty, a w archiwach nie możemy znaleźć pierwotnego świadectwa rejestracji jeszcze z 1988 roku, kiedy to decyzją ówczesnej Rady Podbrodzia, ponad 70 osób otrzymało pierwsze działki. Wtedy też ludzie ci zwrócili się do Rady miasta o rejestrację wspólnoty działkowiczów „Žejmena”. Podbrodzie dziś już nie ma Rady, a w archiwach odnaleziono tylko podanie mieszkańców o rejestrację, lecz decyzji Rady w tej sprawie nie ma. A w sądzie, niestety, liczy się tylko dokument — mówi Jedziński. W swoim czasie był on prezesem Rady miejskiej i wie, że jeśli był wniosek mieszkańców, to powinna być i decyzja Rady w tej sprawie.
— Dziwne to, ale być może ktoś był bardzo zainteresowany, żeby tego dokumentu nie znaleziono — mówi radny.
Jego zdaniem, trudno dziś prognozować, czy mieszkańcom uda się coś wskórać, ale jak mówi, trzeba mieć nadzieję.
— Bo póki trwają sądy, być może jednak odnajdzie się decyzja Rady — wyjaśnia.
Nie tracą też nadziei właściciele ogródków, którzy dobijają się prawdy w sądach, bo na władze lokalne już nie liczą. Jeszcze w ubiegłym roku zwrócili się o pomoc do mera rejonu Vytautasa Vigelisa. W odpowiedzi otrzymali lakoniczne pismo, że samorząd jest bezsilny oraz sugestię, żeby w sądach dochodzili swoich prawd. Tymczasem, jak mówi Zbigniew Jedziński, właśnie samorząd decyduje o tym, czy działki zostaną przekazane na potrzeby reformy rolnej, a więc też o tym, czy ogródki tu nadal pozostaną.
Członkowie wspólnoty działkowiczów „Žejmena” oskarżają władze rejonu o zmowę z domniemanym pretendentem, bo jak zauważają, wokół terenu działek ogrodniczych są wolne tereny, więc starczyłoby również dla ubiegających się o zwrot ojcowizny.
— Ale władze chcą zabrać właśnie naszą ziemię — mówią właściciele ogródków i zastanawiają się — dlaczego?