Więcej

    Dwudziestolecie Klubu Włóczęgów Wileńskich

    Czytaj również...

    Tak, jak kiedyś pod przewodnictwem Wacława Korabiewicza, z okazji dwudziestolecia odrodzenia Klubu Włóczędzy przechodzili przez drogę gęsiego Fot. Paweł Stefanowicz

    Klub Włóczęgów Wileńskich, powstały w 1990 roku na Uniwersytecie Wileńskim (wówczas jeszcze jako Akademicki Klub Włóczęgów Wileńskich) ostatniego dnia najkrótszego miesiąca roku obchodził dwudziestą rocznicę swego powstania.

    Obchody rozpoczęły się w południe, kiedy to wesołe towarzystwo Włóczęgów wyruszyło od swej siedziby przy ulicy Zawalnej 45/2 w kierunku Uniwersytetu Wileńskiego, trzymając się Sznurka Jedności, będącego jedną z klubowych relikwii, który — podobnie jak Laga, do której Sznurek jest przywiązany, i sztandar klubowy — pochodzi jeszcze od Włóczęgów międzywojennych.

    — Pomysł narodził się jeszcze w międzywojennym Klubie Włóczęgów. Wówczas kanapki pakowano w papier, przewiązywano sznurkiem. Podczas jednej z wypraw ktoś podał ideę, żeby wszystkie sznurki związać w jeden. No, a później powstała nazwa „Sznurek Jedności” — tłumaczył podczas pierwszego przystanku, przy fontannie na ulicy Niemieckiej, wyga (prezes — przyp. aut.) Klubu, Rusłan Kostiukow. — W czasach międzywojennych Włóczędzy, na czele z Wacławem Korabiewiczem, robili różne dowcipy. Zatrzymali kiedyś karetę mera Wilna i, trzymając się za sznurek, przeszli gęsiego między koniem a pojazdem.

    Następnie, zatrzymując się jeszcze na Placu Katedralnym, gdzie międzywojenni Włóczędzy urządzili kiedyś „zabicie smoka” — ceremonię pozbycia się kompleksów, w której udział brał zbudowany przez studentów chemii Uniwersytetu Stefana Batorego prawdziwy smok ziejący ogniem, pochód doszedł do swego celu — na Uniwersytet Wileński.
    Władze Uniwersytetu nie zezwoliły na obchody na dziedzińcu ze względu na prace remontowe, co zupełnie nie przeszkodziło w dobrej zabawie — Włóczędzy i ich sympatycy odśpiewali „Kurdesza” i zrobili wspólne zdjęcie na uniwersyteckim parkingu pod oknami Pałacu Prezydenta.

    Uroczysty przemarsz zakończył się przy Uniwersytecie Wileńskim — mateczniku organizacji Fot. Paweł Stefanowicz

    — Ta laga, to miejsce, Uniwersytet Wileński — łączą tradycje filomatów, filaretów i Włóczęgów wileńskich — w swym przemówieniu powiedział Waldemar Szełkowski, aktywny działacz Klubu Włóczęgów i autor książki o jego historii. Przez Klub w okresie międzywojennym przewinęli się, między innymi, Czesław Miłosz, Teodor Bujnicki, Wacław Korabiewicz, a Klub reaktywowany w roku 1990 także dał Wileńszczyźnie wielu nauczycieli, przedsiębiorców i działaczy społecznych.

    Po zakończeniu przemarszu ulicami miasta, uczestnicy udali się do Kaplicy Ostrobramskiej, gdzie mszę w intencji Klubu Włóczęgów Wileńskich celebrował ks. Marek Bogdanowicz.

    Klub Włóczęgów Wileńskich, liczący obecnie około 40 członków, co roku organizuje wielką wyprawę zagraniczną (w roku 2009 celem podróży była Gruzja, a relację autorstwa Waldemara Szełkowskiego można było przeczytać w „Kurierze”), ale też mnóstwo mniejszych wypraw po okolicach bliższych i dalszych.

    Jak wyjawił wyga Rusłan Kostiukow, w tym roku Klub ma zamiar zorganizować wyprawę rowerową do Grunwaldu mniej uczęszczanymi szlakami. W planach jest także „Skrzynia Kapitana Morgana” — kilkudniowa gra terenowa w stylu wileńskich włóczęgów, mająca dla uczestników być wyprawą w nieznane. Nie obchodzi się też bez marzeń. Włóczędzy chcieliby kiedyś zorganizować coś równie wielkiego, jak spływ kajakiem do Stambułu Wacława Korabiewicza.

    — Chcielibyśmy także zebrać aktywną młodzież i działać na większą skalę. Międzywojenny Klub Włóczęgów Wileńskich działał w całym Wilnie, organizował takie rzeczy, jak karnawał na Starówce, a zdobyte w ten sposób fundusze przeznaczał, na przykład, na zakup kajaków — powiedział Rusłan Kostiukow.

    Obchody tego dnia zamknęła uroczystość w Domu Kultury Polskiej przy ulicy Nowogródzkiej. Dostanie się na nią nie było jednak łatwe, gdyż uczestnicy musieli pokonać zaimprowizowany na korytarzach Domu tor przeszkód we włóczęgowskim stylu — z dymem, ciemnością i wspinaczką na linie. W końcu jednak wszyscy dotarli tą trasą z szatni do urządzonej po włóczęgowsku (pieńki zamiast krzeseł, namioty, śpiwory i kajaki, a także prawdziwa łaźnia polowa) dużej sali, w której czekał ich przygotowany przez Włóczęgów poczęstunek (z tradycyjnym dla Klubu mlekiem) i gala wręczenia tytułów honorowych członkom Klubu.
    Tytuł „Włóczęga akrobata” otrzymał Michał Szełkowski. „Włóczęgą niczego sobie” został Marek Kubiak. A nagrodę „Włóczęga mięsień” zdobył Michał Kleczkowski, odrodziciel Klubu z 1990 roku i pierwszy jego prezes, który niestety nie mógł wziąć udziału w obchodach — pod jego nieobecność nagrodę odebrała jego żona. Zdobywcą nagrody „Włóczęga, a czas” został Władysław Borys, z którym czas obszedł się wyjątkowo łaskawie.

    — To żona mnie podpowiedziała, dlaczego nie zmieniłem się w ciągu tylu lat — to naprawdę dzięki niej. Zostałem taki sam. Ale na pewno zmiany zaszły i to właśnie dzięki Klubowi — zewnętrznie może nie zmieniłem się, ale wewnętrznie zaszły spore zmiany. Stałem się lepszy — powiedział Władysław, odbierając nagrodę.

    Nagrodę „Włóczęga łakomczuch” otrzymał Władysław Wojnicz, a „Włóczęgą karierowiczem” został Artur Ludkowski, dyrektor DKP w Wilnie. Tytułem „Włóczęgi intelektualisty” został z kolei nagrodzony Andrzej Kierulis, a jako „Włóczęga leniuch” nagrodzony został Walerian Chwojnicki.

    Byli prezesi dostali od Klubu upominki, a całą imprezę co i rusz przeplatały występy Włóczęgów — raz brzmiały znane i lubiane piosenki „ogniskowe”, przerobione na włóczęgowską modłę, ale miłośnicy rocka i punku też mogli znaleźć coś dla siebie. Jak wyjawił wyga Rusłan, Klub Włóczęgów chce utworzyć Kapelę Włóczęgów Wileńskich.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Część uroczysta zakończyła się późnym wieczorem, lecz podniosły nastrój nie opuścił Włóczęgów — niewielu od razu z DKP wybrało się do domów i ciepłych łóżek, jakże kuszących po trudach przygotowywania obchodów, które na długo zapadną w pamięć uczestników. Część zaś „noworodków” (Włóczęgów przed „chrztem” — przyp. autor) wybrała się do parku, by stojąc na krze pokarmić kaczki. Po włóczęgowsku.

    Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Afisze

    Więcej od autora

    Planowanie

    Czytelnik ma prawo nie wiedzieć wielu rzeczy, jakie się dzieją na zapleczu „robienia mediów”. Czy ma tutaj zastosowanie takie powiedzonko, że dobrze jest nie wiedzieć, jak się robi parówki i politykę? Niekoniecznie. Ale pewną rzeczą się podzielę, a bywa...

    Przegrane zwycięstwa ducha

    Osiemdziesiąt lat temu kwiat Wileńszczyzny zmobilizował się w powstaniu, by wygonić z naszej ziemi niemieckich nazistów. Pod względem wojskowym operacja „Ostra Brama” zakończyła się sukcesem – wyzwoleniem Wilna spod niemieckiej okupacji. Pod względem politycznym była to porażka, gdyż zaraz...

    Na głowie

    Ostatnio na jednym z portali rozrywkowo-informacyjnych można było trafić na nagłówek o tym, jak para znanych osób „urządziła dla syna magiczny chrzest”, zaś chrzestnymi zostali znani ludzie. Już nagłówek jest dość zaskakujący, a więcej zaskoczeń czeka w samym tekście....

    Jaka polityka informacyjna?

    Ogłoszono właśnie, że rosyjskie instytucje zablokowały dostęp do wielu europejskich portali internetowych. Spośród litewskich wymienia się 15min, lrytas ir lrt, ale na liście nie ma innego giganta — delfi. Czy to dlatego, że delfi pozyskuje granty na rusyfikowanie w...