Politycy krytykują pomysł wprowadzenia bezpośrednich wyborów merów w obawie, że personalizacja wyborów osłabi wpływy partii politycznych. Za herezję polityczną uważają też pomysł wprowadzenia bezpośrednich wyborów starostów gmin.
— Jeśli będziemy wybierali starostów, to będzie coś w rodzaju tworzenia 500 niedużych samorządów. W tym przypadku starostowie w pewnym sensie stawaliby się politykami — powiedział wieloletni mer Druskiennik Ričardas Malinauskas podczas odbywającej się wczoraj w Sejmie dyskusji o bezpośrednich wyborach merów.
Zdania uczestników dyskusji w tym temacie wyraźnie się podzieliły. Politycy, głównie z partii rządzących na poziomie samorządów lokalnych lub parlamentarnych, generalnie wypowiadali się przeciwko wprowadzeniu bezpośrednich wyborów burmistrzów miast i rejonów. Przynajmniej w najbliższym czasie nie chcieliby zmieniać ordynacji wyborczej, żeby zbliżające się wybory przeszłyby jeszcze według starego modelu wyborczego.
Nie brakowało jednak głosów za zmianami ordynacji i to jak najszybciej, żeby wybory samorządowe na początku przyszłego roku odbywałyby się już według zmienionej ordynacji. Za taką decyzją opowiedziała się przewodnicząca Sejmu Irena Degutienė, która stwierdziła, że jeszcze przed wyborami należy zmienić ordynację, żeby w najbliższych wyborach mieszkańcy mogliby wybierać merów w wyborach bezpośrednich.
Wcześniej stanowczo też opowiedziała się za tym prezydent Dalia Grybauskaitė. Podczas spotkania w ubiegłym tygodniu z przedstawicielami koalicji rządzącej powiedziała ona, że należałoby pilnie zmienić ordynację.
Tymczasem konserwatyści — największe ugrupowanie koalicji rządzącej — nie chcą śpieszyć ze zmianami ordynacji. Konserwatyści dyskutowali o tym na posiedzeniu Rady partii w ubiegłą sobotę. Honorowy lider partii oraz prezes Rady Politycznej, europoseł Vytautas Landsbergis, oświadczył w sobotę, że pośpieszne zmiany ordynacji mogą doprowadzić do pojawienia się „dynastii merów“. Jego zdaniem, bezpośrednich wyborów merów nie należy wprowadzać również ze względu na Wileńszczyznę, gdzie tradycyjnie dominuje polska partia Akcja Wyborcza Polaków na Litwie.
— Musimy zastanowić się, co będzie się działo w Litwie Wschodniej (na Wileńszczyźnie — przyp. red.), gdzie jest problem narastającego polskiego nacjonalizmu i mniejszości litewskiej. Musimy (o tym — przyp. red.) mówić i być może ustawowo bronić mniejszość litewską — powiedział Vytautas Landsbergis w nawiązaniu do planów wprowadzenia bezpośrednich wyborów merów.
Jego słowa spotkały się z ostrą krytyką byłego doradcy prezydenta Valdasa Adamkusa, a obecnie dyrektora Instytutu Społeczeństwa Obywatelskiego Dariusa Kuolysa.
— Według Landsbergisa, w obawie przed Polakami nie możemy pozwolić mieszkańcom na prawdziwą samorządność. Ale dajmy również Polakom na Litwie Wschodniej realną samorządność — powiedział Kuolys w nawiązaniu do sobotniej wypowiedzi europosła. Zaznaczył też, że wybory samorządowe odbywające się z klucza partyjnego oddalają władzę lokalną od społeczeństwa.
Tymczasem politycy, głównie z rządzącej partii konserwatywnej obawiają się, że wprowadzenie bezpośrednich wyborów merów oddali merów od partii, co osłabi też same partie, jak też cały system polityczny.