
Premier Andrius Kubilius łamie wcześniej złożone obietnice, że nie będzie więcej zaciskał społeczeństwu przysłowiowego pasa i zapowiada kolejne podwyżki podatków oraz cięcia budżetowe. Tradycyjnie mają one dotknąć najmniej zabezpieczone grupy społeczne — rodziny wielodzietne, rodziców samotnie wychowujących dzieci oraz emerytów. Tych ostatnich w osłupienie wprawiła wiadomość, że rząd zamierza opodatkować emerytury.
Wiadomość ta szczególnie emerytów szokuje na tle niedawnych cięć uposażeń emerytalnych oraz odebrania do 70 proc. emerytur emerytom pracującym.
Niektórzy obserwatorzy poczynań rządu Kubiliusa w zakresie polityki podatkowej oceniają, że pogłoska o opodatkowaniu emerytur wyciekła z kręgów partii rządzącej. Obserwatorzy są przekonani, że puszczając w obieg szokującą informację (w tym przypadku o podatku od emerytur) rząd chce usprawiedliwić bardziej „łagodne” decyzje w sferze podatkowej, które niebawem możemy poznać. A że będą takie decyzje, świadczą słowa samego premiera, że „w następnym roku budżetowym nie będzie możliwości zmniejszania podatków” oraz, że „będą one jeszcze zwiększane, zaś wydatki budżetowe ulegną kolejnym cięciom”.
— Takie deklaracje premiera łamią wcześniejsze trójstronne porozumienie, że nie będzie zwiększenia podatków. Jest to też niebezpieczny sygnał wysłany w świat, szczególnie dla inwestorów, że nasz kraj nie ma stabilnej polityki podatkowej i wbrew wcześniejszym deklaracjom sytuacja może zmienić się w ciągu jednej nocy, co też nasz rząd często praktykuje — mówi „Kurierowi” Kaetana Leontjeva, ekspert Instytutu Wolnego Rynku. Jej zdaniem, takie zachowanie się rządu negatywnie rzutuje na całość sytuacji finansowej i gospodarczej kraju.
— Trudno w ogóle oceniać decyzję rządu w kwestii polityki podatkowej, bo dotychczasowe decyzje podyktowane rzekomo zmniejszeniem wydatków publicznych oraz umiarkowanego zadłużenia się absolutnie nie sprawdziły się — mówi nam Kaetana Leontjeva. Wyjaśnia też, że mimo działań rządu na ograniczenie wydatków, w tym roku ich deficyt wyniesie około 8-9 proc., co oczywiście świadczy, że wydatki sfery publicznej były niedostateczne. Podobna sytuacja z zadłużeniem.
— W porównaniu z końcem 2008 roku, zadłużenie naszego rządu wzrosło do kwietnia tego roku ponad dwukrotnie. W 2008 roku zadłużenie wynosiło 15 mld litów, zaś obecnie wynosi ponad 30 mld litów. Świadczy to o tym, że polityka finansowa rządu była absolutnie nieskuteczna — wyjaśnia nam ekspert Instytutu Wolnego Rynku.
Tym niemniej, eksperci instytutu oceniają, że jeśli rząd znowu nie zacznie „majstrować” przy systemie podatkowym, to możemy w tym roku oczekiwać na pewną stabilizację sytuacji w gospodarce.
— W ocenie naszych ekspertów, PKB w tym roku skurczy się o 1 proc. Jest to oznaka pewnej stabilizacji sytuacji, lecz jest ona daleka od tego, co deklaruje nam rząd — mówi Kaetana Leontjeva.
Faktycznie, rozbieżność między tym, w czym zapewnia społeczeństwo rząd Kubiliusa, a tym, co podają statystyki, jest ogromna. Pomimo wzrostu dwukrotnego zadłużenia Litwa jest wśród najszybciej zadłużających się państw Unii Europejskiej, mimo że w odróżnieniu od Łotwy, Węgier, czy innych państw, nie korzystała z pomocy Międzynarodowego Funduszu Walutowego, czy też europejskich instytucji finansowych. Co więcej, w odróżnieniu od Łotwy, czy też Węgier, które zaciągnęły krytykowane przez litewski rząd pożyczki w MFW i UE na ratowanie swojej gospodarki, sytuacja finansowa Litwy wciąż ulega pogorszeniu się. Świadczą o tym chociażby zapowiedzi premiera Kubiliusa o kolejnych podwyżkach podatków i cięciach budżetowych, wobec deklaracji premiera Łotwy, że środki oszczędnościowe w przyszłym roku będą znacznie łagodniejsze niż wcześniej było zapowiadane.
Tymczasem na Litwie, wbrew optymistycznym deklaracjom premiera, sytuacja finansowa i gospodarcza nie napawa optymizmem. Mimo zapowiadanego przez Kubiliusa końca recesji, litewska gospodarka nadal będzie kurczyła się, co zapowiadają nie tylko prognozy Instytutu, ale też MFW i innych organizacji europejskich. Mimo deklaratywnych decyzji rządu na rzecz wspierania zatrudnienia, bezrobocie na Litwie rośnie w tempie niespotykanym jeszcze przed rokiem, czyli w apogeum recesji. Jeśli bowiem wtedy urzędy pracy rejestrowały co tydzień od 5 do 7 tys. bezrobotnych, to dziś ta liczba wynosi minimum 8 tys., a nieraz przekracza nawet 11-12 tys. osób co tydzień. Należy przy tym zauważyć, że liczbę tę nieco pomniejsza rekordowo duża w ciągu ostatnich 20 lat emigracja zarobkowa. Tylko w ubiegłym roku Litwę opuściło ponad 20 tys. osób, czyli najwięcej w ciągu 20 lat niepodległości. Eksperci Urzędu Statystycznego przyznają jednak, że jest to oficjalna liczba i nie uwzględnia ona osób, które nie zarejestrowały w urzędzie swój wyjazd za granicę.