Wdrażany od kilku lat system E-bilet wciąż nie działa, zaś instytucje unijne mają poważne zastrzeżenia co sposobu wykorzystania unijnych finansów do wdrażania tego systemu. Skąd więc bierze się Pana pewność, że ten system już niebawem zacznie w pełni funkcjonować?
Moje przekonanie wynika z wiedzy, jaką dziś posiadam. Owszem, ten system jest wdrażany dosyć długo. Prawdą też jest, że były kłopoty z powodu finansów unijnych, ale te zastrzeżenia dotyczyły polskiej firmy Sygnity SA, która realizuje ten projekt. Dziś mamy podpisane z nią porozumienia, w których przyjmuje ona na siebie konkretne zobowiązania i konkretne terminy.
Więc, kiedy ostateczny termin?
Mam przekonanie, że spółka wywiąże się ze swoich zobowiązań i system E-bilet będzie w pełni funkcjonalny jeszcze w tym roku.
Jak już zacznie wszystko działać (miejmy nadzieję), to czy ułatwienia, jakie daje ten system, nie będą zahaczały o przeszkody, które powoduje decyzja samorządu o zobligowaniu pasażerów transportu do wsiadania wyłącznie przez drzwi z przodu?
Raczej nie. Bo system jest tak przemyślany, że kasowanie elektronicznego biletu, będzie sygnalizował sygnał dźwięku, toteż kierowca nie będzie musiał nawet specjalnie śledzić wzrokiem, czy pasażerowie kasują bilety. Można więc oczekiwać, że system E-biletów i decyzja wzajemnie będą się uzupełniały. Wszak kontrola musi być, mimo że to system elektroniczny. A wracając do decyzji o wsiadaniu z przodu, to mogę powiedzieć już dziś, że ona sprawdza się, gdyż jak tylko wprowadziliśmy takie zasady, to gwałtownie wzrosła sprzedaż biletów miejskich. A dlaczego? Tego chyba nie muszę nikomu tłumaczyć.
Rozmawiał Stanisław Tarasiewicz