
Przed nowym rokiem pojawiło się wiele horoskopów, prognoz i przepowiedni na 2011 rok, w których różni ich autorzy różnie traktują przyszłość. Tymczasem ekonomiści i eksperci gospodarczy, aczkolwiek nie są wyroczniami, wiedzą na pewno i twierdzą zgodnie — w przyszłym roku będzie drożej. Zgodni też są w tym, że zdrożeje prawie wszystko. Nie zgadzają się tylko w jednym — o ile?
Wiadomo na pewno, że 2010 rok był ostatnim rokiem, kiedy Litwa miała okres przejściowy, stosując mniejszą niż wymaga Unia Europejska akcyzę na paliwo do silników dieslowych. Od nowego roku akcyza ta zwiększy się z 947 do 1 043 litów za tonę tego paliwa. Ministerstwo Finansów prognozuje, że większa akcyza spowoduje na stacjach paliwowych skok ceny ropy o około 12 ct na litrze. Tymczasem sami handlowcy nie wykluczają, że cena wzrośnie nawet o 20 ct na litrze.

— Droższe paliwo oznacza droższe usługi transportowe, a to swoją drogą oznacza, że mogą zdrożeć wszystkie produkty, w których cenę są wkalkulowane usługi transportowe — mówi nam rzecznik prasowy Narodowego Zrzeszenia Przewoźników LINAVA, Gytis Vincevičius. Zaznacza jednak, że scenariusz taki może, ale nie musi być, bo przewoźnicy nie są jeszcze zdecydowani, czy wszystkie koszta podwyżki akcyzowej zostaną przełożone na ceny za usługi transportowe.
Jak wynika z naszych ustaleń, takie wahanie się przewoźników nie wynika jedynie z ich troski o kieszeń konsumentów, bo to w końcu oni będą musieli „skonsumować” wszystkie podwyżki. Przed podjęciem ostatecznej decyzji w sprawie polityki cenowej przewoźników powstrzymuje na razie perspektywa tańszego tankowania paliwa na Białorusi, a od nowego roku niewykluczone, że również w Polsce, gdzie już dziś, nawet uwzględniając ostatni sezonowy skok, cena ropy jest nieznacznie większa niż na Litwie. Toteż od ostatecznej decyzji przewoźników będzie zależało, czy rządowa podwyżka akcyzy przełoży się ostatecznie na wzrost cen produktów i usług. Wydaje się jednak, że powstrzymanie podwyżki cen na usługi i towary, jeśli i będzie, to krótkotrwałe. Jak zauważa bowiem w jednym ze swoich wywiadów Lukas Vosylius, prezes Zrzeszenia Spółek Handlu Produktami Naftowymi, uwzględniając tendencje wzrostu cen na światowym rynku surowca oraz nieustanny w ciągu roku wzrost cen na Litwie, zdrożeją wszystkie rodzaje paliwa, a wzrost ten w ciągu roku będzie postępował. Jak zauważa Vosylius, w ciągu ostatnich lat ceny detaliczne paliwa w kraju wyłącznie rosły, dlatego nie ma powodów do optymizmu, że w końcu zaczną spadać, albo przynajmniej ustabilizują się.
Tymczasem dowiadujemy się, że niektóre produkty, głównie artykuły spożywcze, mogą zdrożeć nie z powodu droższych usług transportowych, a na skutek realizacji pomysłu rządu o wprowadzenie aparatów kasowych na targowiskach. Handlowcy uważają to za nonsens, niepoparty żadnymi argumentami, ale zaraz dodają, że zważywszy na postawę premiera i jego rządu, że liczą się tylko ich chęci, decyzja o „okasowaniu” handlowców na targowisku w końcu może zapaść.
„Co w takim przypadku?” — pytamy Eduardasa Šablinskasa, honorowego prezesa Stowarzyszenia Drobnych Przedsiębiorców i Handlowców.
— W takim przypadku, jak powiedziała nasza prezes Zita Sorokienė, rządowi przyjdzie się wypróbować na nas armatki wodne, bo nasi ludzie tego nie popuszczą, bo rząd nie ma żadnych argumentów, jednak uparcie dąży do realizacji swych planów — oburza się Eduardas Šablinskas. Jak mówi, decyzja rządu o wprowadzeniu aparatów kasowych na targowiskach nie jest oparta na obliczeniach ekonomicznych, lecz powodowana naciskami na rząd dużych przedsiębiorstw handlowych, które dążą do monopolizacji rynku mięsnego.
Początkowo rząd planował zobowiązać do używania aparatów tylko handlowców mięsa. Gdy ci wytłumaczyli, że narusza to zasadę równych możliwości prowadzenia działalności gospodarczej, wtedy pojawił się pomysł, żeby zobowiązać wszystkich handlowców na targowiskach do używania kas fiskalnych. W ten sposób rząd chce rzekomo zwalczać kontrabandę mięsa i wyrobów mięsnych, co według obliczeń resortu finansów ma przynieść około 100 mln litów dodatkowych przychodów z tytułu podatku VAT.
— Taki tok rozumowania urzędników dowodzi, że nie opierają się oni na żadnych obliczeniach ekonomicznych, ale nawet nie wiedzą, o czym mówią. Po pierwsze, mięso jest przywożone głównie z Polski, z kraju Unii Europejskiej, więc o jakim przemycie może być mowa, skoro przedsiębiorca oficjalnie kupuje produkty w polskiej rzeźni, oficjalnie je przywozi na Litwę i oficjalnie tu sprzedaje mięso. Płaci przy tym wszystkie rachunki i podatki. Skąd więc rząd liczy na dodatkowe przychody z tytułu podatków? Po drugie, rząd obiecuje, że zrekompensuje handlowcom zakup aparatów kasowych, czyli z budżetu państwa zamierza sfinansować wątpliwej zasadności swoją decyzję. I po trzecie, wprowadzenie aparatów kasowych na targowisku wypacza sens targowiska, gdzie klient może targować się o upust, a sprzedawca ten upust może zrobić. Te, ale też inne decyzje, chociażby ta, że pomysł o wprowadzeniu aparatów na targowiskach wychodzi z Ministerstwa Rolnictwa, które nie ma kompetencji w tym zakresie, wskazują, że rząd chce ślepo realizować decyzję, która jest korzystna wyłącznie dla dużych przedsiębiorstw handlowych. W wyniku doprowadzi to do monopolizacji rynku mięsnego i artykułów, jak to już stało się w przypadku innych sektorów gospodarki — konstatuje Eduardas Šablinskas.